Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia dużej ilości margarity bez wymiotowania. Nie szuka miłości. Jest całkowicie szczęśliwa, romansując jednocześnie z Netflixem oraz Benem i Jerrym. Problem w tym, że czasami miłość sama cię odnajduje, nawet gdy tego nie chcesz.
Pięć miesięcy temu on wsiadł do jej pociągu i od tej pory nic nie jest już takie samo. Amy jeszcze nie zna jego imienia, ale wie, że ten facet ją kręci. Wysoki, przystojny geek, który jeździ jej pociągiem co drugi poniedziałek, nie ma pojęcia, że na widok jego uśmiechu Amy traci głowę, a jej serce bije jak oszalałe.
Kiedy przypadkowe spotkanie poza pracą pozwala im na pierwszą normalną rozmowę, sprawy szybko przechodzą od platonicznego uczucia do bliskich - i bardzo bliskich - relacji. Czy mimo ciągu miłosnych katastrof w przeszłości, Amy znalazła w końcu swojego Pana Idealnego? A może los ma dla niej inne plany?
Nowa, porywająca komedia romantyczna Kirsty Moseley, bestsellerowej autorki takich hitów książkowych jak Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, Zdobyć Rosie czy Nic do stracenia.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2020-09-23
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 368
Tytuł oryginału: Man Crush Monday
"Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę" Kirsty Moseley to romans. Muszę przyznać, że przeczytałam tę powieść na jednym wdechu. Podobnie jak drugą część.
Już wcześniej miałam styczność z twórczością autorki. Moja przygoda rozpoczęła się z "Chłopakiem, który zakradał się do mnie przez okno" i wciąż powracam z sentymentem do jej powieści.
W książkach autorki niewątpliwie podoba mi się jej styl pisania, fabuła, bohaterowie i to jak wszystko łączy się w całość.
W tej powieści zapałałam do bohaterów wyjątkową sympatią. A niektóre dialogi tak mnie bawiły, że nie mogłam się doczekać co będzie dalej.
Nie grał mi tylko jeden wątek, ale nie chcę tutaj spoilerować, więc przemilczę ten temat.
Także podumowując powieści autorki są przeurocze. Fabuła jest ciekawa a dialogi interesujące, czasem nawet zabawne.
Także każdemu zainteresowanemu polecam!
Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia dużej ilości margarity bez wymiotowania. Nie szuka miłości. Jest całkowicie szczęśliwa, romansując jednocześnie z Netflixem oraz Benem i Jerrym. Problem w tym, że czasami miłość sama cię odnajduje, nawet gdy tego nie chcesz.
Pięć miesięcy temu on wsiadł do jej pociągu i od tej pory nic nie jest już takie samo. Amy jeszcze nie zna jego imienia, ale wie, że ten facet ją kręci. Wysoki, przystojny geek, który jeździ jej pociągiem co drugi poniedziałek, nie ma pojęcia, że na widok jego uśmiechu Amy traci głowę, a jej serce bije jak oszalałe.
Kiedy przypadkowe spotkanie poza pracą pozwala im na pierwszą normalną rozmowę, sprawy szybko przechodzą od platonicznego uczucia do bliskich – i bardzo bliskich – relacji. Czy mimo ciągu miłosnych katastrof w przeszłości, Amy znalazła w końcu swojego Pana Idealnego? A może los ma dla niej inne plany?
To moje kolejne spotkanie z twórczością autorki, przeczytałam większość większość książek Kirsty i każda bardzo mi się podobała, dlatego nie wahałam się nawet chwili żeby sięgnąć po "Chłopaka, dla którego...". Styl i język jakim posługuje się autorka jest bardzo lekki, przyjemny co sprawia, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem i bardzo szybko. Fabuła tej powieści została w ciekawy sposób nakreślona i dobrze poprowadzona, a bohaterowie fajnie wykreowani. W zasadzie wszyscy od pierwszych stron zaskarbili sobie moją sympatię, wiele dialogów sprawiało, że na mojej twarzy gościł uśmiech, a pod koniec ciężko mi było się rozstać z tymi bohaterami. Początkowo myślałam, że historia Amy będzie bardzo przewidywalna i faktycznie tak było mniej więcej do połowy książki, jednak im bardziej zagłębiłam się w losy głównej bohaterki, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie ma tutaj miejsce na banalność. Autorka naprawdę świetnie wszystko rozegrała, dostarczając czytelnikowi natłok skrajnych emocji, takiego zwrotu akcji kompletnie się nie spodziewałam. Uczucie głównej bohaterki zostanie tutaj wystawione na nie lada próbę, Amy będzie musiała podjąć kluczowe decyzję, które zaważą nie tylko na jej życiu, ale również życiu innych postaci, muszę przyznać, że z dużym napięciem czytałam te ostatnie strony i chociaż domyślałam się jakiego wyboru dokona Amy, to i tak siedziałam "jak na szpilkach". Autorka udowadnia, że najważniejsze to kierować się sercem, bo tylko wtedy możemy być naprawdę szczęśliwi. Świetnie spędziłam czas z tą książką i chętnie sięgnę po kolejne powieści autorki. Polecam. Moja ocena 8/10.
Zaczynając od okładki, po raz kolejny Wydawnictwo Harper Collins spisało się na medal! Każda z wydanych książek Moseley ma takie... urocze te okładki. Tutaj mamy mężczyznę i kobietę, z różowymi włosami, a więc naszą główną bohaterkę! Szkoda, że nie ma skrzydełek, bo nie ma tej dodatkowej ochrony przed uszkodzeniami mechanicznymi, ale dobrze, że w ogóle jest, bo trzeba było poczekać na jej najnowszą książkę, o czym sama pisarka się przyznaje. Stronice są kremowe, czcionka duża, czyta się dobrze. Marginesy są spore, a odstępy między wersami zostały zachowane. Literówek brak.
Ah! Ja naprawdę tęskniłam za stylem autorki! Te książki czyta się w bardzo szybkim tempie, wręcz się je pochłania. I to z największą przyjemnością! Są lekkie, przyjemne, w odbiorze, a co ważne, zawsze w sposób bardzo interesujący napisane. Mają w sobie to "coś", co sprawia, że chce się czytać jeszcze jeden rozdział. I jeszcze jeden... I tak do końca. :) I w taki właśnie sposób książka znika w niebotycznie szybkim czasie. Lekkie pióro, jakim posługuje się pisarka jest przystępne i bardziej wydaje mi się, spodoba się młodszemu gronu odbiorców. Takiej młodzieży, bo teraz rynek wydawniczy zalewa nas wieloma powieściami obyczajowymi, romansami, a ta niekoniecznie w tym gronie będzie dała radę się wybić. Nie ma tutaj górnolotnych spraw, wartości, a po prostu przypadek, jaki mógł się komuś wydarzyć na naszym świecie, w ostatnim czasie dość kłopotliwym. Ja jednak zdecydowanie polecam, przy książkach tej pisarki ZAWSZE się odprężam. :)
Główna bohaterka - Amy Clarke... Cóż mogę... No dobra. Dawno nie spotkałam w żadnej lekturze tak NAPALONEJ bohaterki. Serio. Uwierzcie mi, że zawsze to przecież facet ma ogromną chęć, a dziewczyny to takie szare myszki i w ogóle to one takie nieśmiałe i ten teges... Ale nie Amy! Chociaż... Momentami zalewało ją poczucie wstydu, rumieńce pełzły po jej policzkach. Ale jej myśli... Tak, ona jest naszym narratorem, więc wiemy na bieżąco, co w tej jej główce się roi i fantazjuje... :D Ale była dość pozytywną postacią i nie miałam problemu z obdarzeniem jej sympatią. Może nie rozumiałam jej w stu procentach z zamiłowania, jakie dzieliła z pewnym facetem, ale tak, to dość mi przypadła do gustu. W jej PRZEDZIALE, bo pracuje w pociągu, spotyka TEGO JEDYNEGO. Mogło by się wydawać cudownie, prawda? Ja przez większą część książki myślałam, że z nadmiaru tej tęczy będę nią wymiotować. ALE! Coś się stało, coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
Co do naszego obiektu westchnień, a raczej westchnień i marzeń Amy, też muszę przyznać, że przypadł mi do gustu. Ogólnie z zachowania, ogłady - spokojny, cichy, ułożony, kulturalny. Totalne przeciwieństwo naszej bohaterki. Z dwojga ich na pewno wybrałabym naszego pasażera z pociągu. Jednak to, co przygotowała dla nas pisarka dalej...
Tego to się chyba nikt nie spodziewał. Nie zdradzę Wam tego, bo zaspoileruję i nie będziecie chcieli już jej czytać. Ale pojechała po bandzie nieźle. Nie sądziłam, że przyszykuje dla nas Kirsty TAKĄ niespodziankę, TAKI zwrot akcji. Bo nie tylko ja byłam skołowana. Ale nasza Amy też. I wtedy, gdy zaczęła o wszystkim rozmyślać, miałam ochotę ją rozszarpać i znienawidzić, wiecie? Bo to, co chodziło jej po głowie... To, co postanowiła, złamało mi trochę serce... ALE była szczera, za co biję pokłony, bo tak mało jest w naszym świecie szczerych osób.
Akcja miała swoje odpowiednie tempo, nie za szybkie, nie za wolne, takie w sam raz. Wiele się dzieje, momentami idzie się popłakać ze śmiechu. A w pewnej chwili, łzy ze smutku same cisną się do oczu.
Ta powieść chyba wzbudziła we mnie najwięcej emocji spośród pozostałych. Jakoś tak utkwiła w mojej głowie na dłużej niż kilka krótkich chwil po skończeniu jej, o dziwo. Cały czas rozmyślam, co by było gdyby Amy inaczej postąpiła? Inaczej wybrała? Nawet nie chcę myśleć, co by wtedy się wydarzyło. No i sama końcówka. Kolejny ukłony i szczere gratulacje. Przyprawiła mnie pisarka prawie o zawał i kolejny płacz. Tego to też nikt się nie spodziewał. Ale przecież miałam dość przesłodzenia, a teraz marudzę, no nie? Oj Angelika, weź się w garść.
Reasumując, uważam, że książka jest całkiem dobra. Może nie wywołała we mnie miliona różnych emocji - ale jakieś tam we mnie obudziła. Może nie ma wartości, którymi warto się w życiu kierować - poza SZCZEROŚCIĄ - którą cechowała się główna bohaterka w momentach, w jakich każdy powinien. Jest to całkiem przyjemna książka, mająca niecałe czterysta stron, które pochłania się w szybkim czasie, przyjemnie spędzając z nią czas. Uważam, że jest to jedna z najlepszych książek autorki. Oczywiście POLECAM i czekam na więcej. :)
Miałam okazję czytać już kilka powieści Kirsty Moseley, m.in. „Chłopak, który chciał zacząć od nowa”, „Chłopak, który o mnie walczył”, duologię „Nic do stracenia” czy „Zdobyć Rosie. Początek gry”. Pierwsze dwa wymienione tytuły podobały mi się zdecydowanie najbardziej. Bardzo spodobało mi się lekkie pióro autorki, jej sposób kreowania bohaterów i pomysły na historie, więc gdy w zapowiedziach wydawnictwa Harper Collins ukazała się jej najnowsza powieść pt. „Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć.
Zagorzała singielka Amy Clarke jest dumna z trzech rzeczy w swoim życiu: różowych włosów, kolekcji conversów oraz zdolności do wypicia dużej ilości margarity bez wymiotowania. Nie szuka miłości. Jest całkowicie szczęśliwa, romansując jednocześnie z Netflixem oraz Benem i Jerrym. Problem w tym, że czasami miłość sama cię odnajduje, nawet gdy tego nie chcesz.
Pięć miesięcy temu on wsiadł do jej pociągu i od tej pory nic nie jest już takie samo. Amy jeszcze nie zna jego imienia, ale wie, że ten facet ją kręci. Wysoki, przystojny geek, który jeździ jej pociągiem co drugi poniedziałek, nie ma pojęcia, że na widok jego uśmiechu Amy traci głowę, a jej serce bije jak oszalałe.
Kiedy przypadkowe spotkanie poza pracą pozwala im na pierwszą normalną rozmowę, sprawy szybko przechodzą od platonicznego uczucia do bliskich – i bardzo bliskich – relacji. Czy mimo ciągu miłosnych katastrof w przeszłości, Amy znalazła w końcu swojego Pana Idealnego? A może los ma dla niej inne plany?
Historia ta dzieli się na dwie, wyraźne części. Pierwsza z nich opiera się na wydarzeniach związanych ze spotkanie Amy z Panem Idealnym. Pierwsza randka, czułe gesty i słówka, czyli tzw. „miłosna sielanka”. Po tych słodko różowych (jak włosy głównej bohaterki) wydarzeniach, następuje tzw. „plot twist”, po którym niestety następuje część druga, która w moim odczuciu była niezwykle irytująca.
Nagły zwrot akcji, jaki zaserwowała autorka, bardzo mi się spodobał. Zarówno rzeczywistość, jak i Pan Idealny nieco różnili się od tego, jak postrzegała ich główna bohaterka. W momencie gdy dotarłam do szalonego „plot twista”, autentycznie wybuchnęłam śmiechem i zastanawiałam się, jak główna bohaterka ogarnie nową sytuację. Nie sądziłam jednak, że autorka pójdzie w tak głupim kierunku.
Od samego początku postrzegałam Amy jako odważną, nieco szaloną dziewczynę z marzeniami (i różowymi włosami). Nieumiejąca gotować bałaganiarę, której matka i babcia są wróżkami, a ona sama – konduktorką. Jednak po nagłym zwrocie akcji, Amy zamienia się w idiotkę, która swoim bezmyślnym i nielogicznym tokiem rozumowania oraz infantylnym zachowaniem, zwyczajnie działa czytelnikowi na nerwy. A przynajmniej mi.
Nie ma co ukrywać – „Chłopak, dla którego kompletnie straciłam głowę” do literatury górnych lotów nie należy. Nie mniej jednak jako lekkie poczytadło na wieczór i „odmóżdżacz” świetnie spełni swoją rolę. Porównując tę historię do poprzednich, jakie miałam okazję poznać, muszę przyznać, że to jedna ze słabszych Książek autorki.
Moja ocena: 6/10
Amy zakochuje się w chłopaku, którego regularnie spotyka w pociągu. Boi się do niego odezwać i nawiązać kontakt. Jest w pełni szczęśliwa, gdy wpada na niego w kawiarni i umawiają się na randkę. Gdy związek się rozwija, okazuje się, że nastąpiła pewna pomyłka.
Lektura na jesienne wieczory.
Ta książka zasługuje na mocną 6. Jest świetna, nie do opisania. Autorka napisała super historię z poczuciem humoru, nutką pikanterii i dreszczykiem grozy. Amy to zakręcona singielka, która jest bileterką w pociągu. Co dwa tygodnie w poniedziałek spotyka tajemniczego chłopaka, który od razu przykuwa jej uwagę. Jest typowym nerdem, uwielbia komiksy a przy tym jest grzeczny bo pomaga starszym w znoszeniu bagażu z pociągu, czy rozbawią dzieci kiedy kapryszą. Amy jednak jest nieśmiała i nie umie do niego zagadać. Los jednak jest łaskawy i spotykają się w niefortunnym przypadku. Tak rozwija się między nimi gorący romans. Wszystko przebiega idealnie do momentu spotkania rodzinnego Jareda. Tam Amy poznaje jego brata, bliźniaka. Amy wpada w panikę kiedy uświadamia sobie że jej pasażer to nie Jared jej chłopak, lecz Theo, jego brat. Dziewczyna jest zrozpaczona bo nie wie, co ma zrobić ani co do kogo czuje. Postanawia szczerze porozmawiać z Jaredem i dają sobie czas na przemyślenie tego. Mija wiele dni, a Amy dalej nie jest pewna swoich uczuć. Niestety dopiero w czasie tragedii, kiedy bracia mają wypadek, Amy jest pewna swoich uczuć. To Jareda wybiera, jego kocha. W końcu przeciwieństwa się przyciągają ?
Książka jest genialna, już od pierwszych stron porywa do zwariowanego świata Amy i Jareda.
Dwoje ludzi. Dwa światy. Carson Matthews, najprzystojniejszy motocyklista MotoGP, najbardziej prestiżowych wyścigów motocyklowych na świecie, żyje beztroskim...
W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas...