Co mają wspólnego zrzędliwy starzec z drewnianą nogą (który jest tylko zwykłym katem), niezbyt potężnej budowy chłopak (który do wszelkich przygód ma dość ambiwalentny stosunek) oraz pewna pyskata dziewczyna (która posiada, co prawda, znamię w kształcie śnieżynki, ale absolutnie nie jest ściganą przez wszystkich, żeby ją spalić na stosie i utopić, boginką zimy Marzanną)? Otóż ta trójka nie ma ze sobą absolutnie nic wspólnego. Kto jednak słyszał o tym, by rodzanice tak przędły nić życia, aby komukolwiek cokolwiek ułatwić? Zamir, Strzebor i Mora muszą zjednoczyć siły we wspólnej sprawie, choć tak naprawdę nie znają nawet celu swojej wędrówki, a za wskazówkę mają jedynie niezbyt zrozumiałą przepowiednię wołchwa.
Ze świątyni w grodzisku wykradziona zostaje tarcza powierzona mieszkańcom przez Jarowita, znanego ze sporego (i dość krwawego) temperamentu boga wojny i wiosny. A zbliża się wiosenna równonoc, zostało więc dosłownie kilka dni na odzyskanie zguby i zażegnanie niebezpieczeństwa. Jakby tego było mało, odnalezione zostaje ciało kobiety. Najwyraźniej została zamordowana. Rozpoczyna się poszukiwanie związku jej śmierci z nagłym wyjazdem i dziwną obietnicą, której złożenie wymogła na mężu.
W lesie zostaje znaleziony odmieniec - chromy chłopiec. Czy to on zmieni losy grodziska? A może nawet całego Królestwa? W bezkresnym lesie czai się Leszy. No i jeszcze banda stolemów, ale kto by się przejmował olbrzymami cztery razy większymi od człowieka. Tak czy inaczej, wiadomo jedno - topór wszystko zakończy.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2022-05-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 461
Język oryginału: polski
Z pozycją pt. „Chąśba” – tomem pierwszym serii pt Grodzisko, Katarzyny Puzyńskiej mam problem, bo nic mi się tutaj zbytnio nie klei. Zaczynając od tytułu, którego znacznie poznajemy dopiero w połowie opowieści, poprzez samą konstrukcję i przedstawienie fabuły oraz wtręty w postaci anegdot, nie mówiąc już o zakończeniu.
Tytuł, moim zdaniem, jest o tyle mało trafny, gdyż mamy do czynienia z historią wielowątkową, gdzie trudno jest wskazać wątek, który miałby być tym głównym. A złodziei w tej historii jest kilku.
Autorka przedstawiła całą fabułę w postaci ponumerowanych gawęd. Przy każdej gawędzie mamy dokładne określenie, kiedy dana sytuacja się pojawiła i kto w niej uczestniczył. Co wprowadza tez niemałe zamieszanie, bo ja, jako czytelnik, prawie natychmiast o tym zapominam, dając się porwać czytanej w danym momencie historii.
W trakcie czytania gawęd pojawiają się odnośniki do anegdot. Anegdoty, jak zdaje się sugerować sama autorka, nie są obowiązkowe i moim zdaniem warto zostawić je na sam koniec, kiedy przeczyta się już całą historię w postaci gawęd. Również dlatego, że wprowadzają mnóstwo zamieszania. Przeskakując z gawędy do anegdoty, gubiłam sens czytanej historii i kiedy mogłam do gawędy wrócić, nie miałam pojęcia, w jakim punkcie jestem i co teraz właściwie czytam.
Anegdoty zdecydowanie zostawić sobie na koniec.
Kolejny zarzut: ta historia w zasadzie nie ma zakończenia. Gdy docieramy do ostatniej gawędy, dowiadujemy się z niej, że nie poznamy dalszych losów niektórych bohaterów, a klikając w link przenosimy się do środka gawędy z numerem 2. Czyli właściwie do samego początku całej tej historii.
I nie bardzo wiedziałam, czy ja mam to jeszcze czytać, czy ja już to czytałam. Odpuściłam, bo za dużo z tym wszystkim zamieszania. I te wszystkie elementy, na które składa się fabuła, nie tworzą spójnej całości. Mogły doskonale posłużyć do napisania przynajmniej dwóch dodatkowych książek.
Co do bohaterów, to autorka już na początku zaznacza, że wyrastała na książkach o tematyce fantastycznej i zawsze marzyła, by taka napisać. Poukrywała w treści odnośniki do wielu przeczytanych przez siebie powieści i byłą ciekawa, czy czytelnicy je wszystkie znajdą.
Nie lubię grac w takie rzeczy, ale mimowolnie znalazłam dużo odniesień do „Władcy pierścieni” i może kilku bardziej popularnych filmów animowanych, które w ostatnich latach pojawiły się w kinach.
Same postaci, co trzeba autorce przyznać, wyszły całkiem ciekawe. Co prawda do żadnej z nich nie zapałałam specjalna sympatią, ale trochę przejęłam się ich losem, a o to przecież w takich historiach chodzi. Trudno mi było sobie wyobrazić Marzannę zakochaną w starym najemniku. Być może dlatego, że moja wyobraźnia przedstawiła mi Marzannę albo Morę, jako młodziutką kobietę, a najemnika jako podstarzałego i grubiutkiego starucha, który mimo wszystko ma siły wymachowa jeszcze mieczem.
Najbardziej irytujący okazali się Gruba Boromira i Niemoj. Reszta była do zniesienia, a nawet w kilku miejscach wzbudziła moja nieoczekiwana sympatię.
Autorka mocno czerpie ze słowiańskich wierzeń i lubi gusła. A także przenikanie się dwóch światów: tego czarodziejskiego i zwykłego.
Piotr W. Cholewa napisał notkę polecająca, która umieszczono na okładce książki. Wiadomo, jak t jest z tymi poleceniami, choć ni można wykluczyć, że jemu się spodobała.
Ja za dużo przeczytałam tego rodzaju rzeczy, żeby taka historia zrobiła na mnie wrażenie.
Katarzyna Puzyńska powinna pozostać przy pisaniu kryminałów. Choć jako psycholog z wykształcenia, który kilka lat pracowała na Akademii z pewnością zna się na ludzkiej psychice i potrafi doskonale ją opisać.
Ostatnio dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński otrzymałam do recenzji gorącą nowość od Katarzyny Puzyńskiej - „Chąśbę”. Tym bardziej się ucieszyłam, że tytuł ten zdawał się uderzać w czułe struny mojej słowiańskiej duszy. Na instagramie otoczyły mnie recenzje innych, których starałam się nie czytać, żeby sobie nie palić tematu, bo widać, że jest na to niezły, jak to mówi młodzież „hype”. Na moje nieszczęście (lub szczęście) jestem wymagającym czytelnikiem.
Myślę, że dużo rzeczy mnie zaskoczyło w „Chąśbie”. Z pewnością zakochałam się w budowie powieści. Do tej pory nie spotkałam się z historią, którą możesz czytać na dwa sposoby. Jeśli wybierzesz sposób pierwszy, czyli czytanie strona po stronie, fabuła biegnie bardzo szybko i właściwie przeskakujesz tylko między kolejnymi wydarzeniami, niekoniecznie wiedząc, co się kryje za wieloma wątkami. Drugi sposób, pełniejszy, pozwala na dokładniejsze zbadanie treści, poznanie motywów, wydarzeń, wspomnień i rozmów, które ułatwiają zrozumienie głównej linii fabularnej i motywacji postaci. Zaskoczeniem dla mnie była na pewno zagadka kryminalna, lub w sumie kilka, które finalnie tworzą całość, a które zostały owinięte w ten słowiański, tajemniczy całun. Jednak ten całun ma niestety kilka dziur i prześwitów.
Nie poczułam tutaj słowiańskiego klimatu. Mimo imion, bóstw, grodziska – no nie, nie udało się. Być może dlatego, że jako fanka powieści historycznych zwracam bardzo dużą uwagę na stylizację języka, bo chce czytając poczuć się jak bohaterowie tamtych czasów. Tu język wcale nie jest stylizowany, a wręcz przeciwnie, bohaterowie ze świata nam odległego o, wydawałoby się , ponad 1000 lat rozmawiają...tak jak my. A nawet używają zwrotów i porównań, które w tamtych czasach mogły w ogóle nie istnieć. Myślę, że doskonałym posunięciem byłoby skonsultowanie się z jakimś językoznawcą, a także specjalistą od kultury słowiańskiej. Pomimo że nasza rodzima mitologia jest niezbadana i słabo opisana, zostawia więc miejsce dla wyobraźni, to po prostu czegoś zabrakło w „Chąśbie” abym poczuła się jak uczestniczka wydarzeń z książki.
Zaskoczyło mnie bardzo zakończenie książki, które sprawiło, że mam bardzo mieszane uczucia. Sam brak słowiańskości nie przeszkadza mi tak bardzo, jak rozwiązanie zagadki z głównej linii fabularnej. Zagadka bowiem...nie została rozwiązana, a przynajmniej nie tak, jak dzieje się to w większości kryminalnych powieści. Ponadto po zakończeniu książki miałam więcej pytań niż odpowiedzi, chociażby o losy bohaterów, których wątki nagle się urwały. Pozostawiło to pewien niesmak, tym bardziej, że zakończenie sugeruje, że nie będzie kontynuacji (może się mylę?).
Myślę, że jak na debiut pani Katarzyny w świecie fantastyki poszło całkiem nieźle, choć to bardziej kryminał otoczony aurą fantastyki. Szczerze powiem, że zagadka zaintrygowała mnie na tyle, że chciałabym przeczytać jakiś kryminał tej autorki. Jednocześnie uważam, że nie powinna się poddawać i powinna kontynuować swoją przygodę ze światem fantasy, tylko, jeśli mogę coś doradzić, może pewne elementy wymagają dopracowania.
Czy polecam? Chyba tak, bo to jest tego typu książka, która jest dosyć ambiwalentna, jedni mogą być zachwyceni, inni nie, a jeszcze inni, tak jak ja umieszczeni gdzieś pośrodku. Dla fanów pani Katarzyny będzie to przyjemna propozycja pozwalająca wejść w inny klimat, którą dobrze i szybko się czyta.
Monika Banaszyńska
Chąśba, czyli kradzież lub także tytuł najnowszej książki Katarzyny Puzyńskiej. Kasi w zupełnie innym wydaniu niż ten, do którego przywykliśmy w Lipowie.
O tym, że uwielbiam serie o Lipowie nie muszę Was przekonywać. Z zainteresowaniem sięgnęłam więc po nową fantastyczną książkę Puzyńskiej. Inaczej być nie mogło.
I wiecie co? Nie do końca mi ta nowa Kasia przypadła do gustu.
Kasia wielokrotnie na swoich social mediach podkreślała swoją wielką miłość do Sapkowskiego i Wiedźmina. Nic więc dziwnego, że sama zapragnęła stworzyć coś na wzór historii Geralta. Nie mogę winić jej za to, że spełniła swoje marzenie i napisała Chąśbę. Dla mnie jednak Chąśba była troszkę… nieporozumieniem? Chyba tak to mogę określić. Generalnie to nie jest książka z kategorii tych „złych”, ale na pewno w mojej biblioteczce ta książka dostała zawieszkę „mogło być lepiej”. Poprzeczka była postawiona wysoko, bo przecież to Puzyńska.
Chąśba, w moim odczuciu, w przeciwieństwie do Wiedźmina jest troszkę infantylna. Napisana trochę tak, jakby miała być kierowana do młodszych czytelników niż ci, którzy już zgromadzili się w fanklubie Kasi.
Sama końcówka wydała mi się nie do końca zrozumiała i troszkę bardziej pogorszyła mój globalny stosunek do tej książki.
Jeśli Kasia będzie kontynuować tę serię – nie wiem jeszcze czy sięgnę po kontynuacje… Czas pokaże!
Was za to jak zawsze zachęcam do wyrobienia sobie swojego własnego przekonania o tej książce! Szczególnie, jeśli jesteście tak jak ja fantami Kasi – warto poznać jej inną twarz.
Zacznę od tytułu, który jest trudny, a równocześnie taki inny, że ciężko potem byłoby zapomnieć, że taką książkę się czytało. A i jeszcze okładka, która jest przepiękna.
Bardzo spodobała mi się forma książki. Może nie od początku, bo nieco mnie gubiła, ale później... te drogowskazy. Anegdoty, które mogłam zostawić na sam koniec bądź przeczytać od razu w zależności od moich chęci. I łatwy powrót od anegdoty do dalszej fabuły.
Fabuła... jak już wspomniałam, na początku nieco mnie gubiła, trochę też męczyła i nudziła. Ale te odczucia szybko minęły i losy bohaterów tak mnie wciągnęły, że chciałam szybko je poznać. Nawet bohaterów polubiłam, choć na początku co niektórzy wydali mi się odpychający.
Mitologia słowiańska. Jak mi brakuje jej w książkach, filmach. Tyle powstaje lektur nawiązujących do znanych greckich mitów, a te nasze, słowiańskie wciąż pozostają zapomniane. Tak szczerze to moja druga książka nawiązująca do tej mitologii. Ta pierwsza była nie wypałem (choć mogło być inaczej). Za to ta jest dobra. Zachęca do poznania naszych (że tak to ujmę) słowiańskich bogów.
Zakończenie. Ciekawe, choć do tej pory nie wiem, czy mi odpowiada. Mające sens, ale pozostawiające niedosyt. Coś mi w nim zabrakło, choć sama do końca nie wiem co.
Z tego co słyszałam, to pierwsza książka autorki w gatunku fantastyki. Wcześniejsze to bodajże kryminały (mam nadzieję, że nic nie poniedziałek). Także moim zdaniem autorka stworzyła dobry świat, w którym wydarzenia mają sens. Z chęcią poczytam fantastykę w wydaniu autorki, jeśli jeszcze kiedyś coś w tym gatunku stworzy. Jestem pewna, że wyjdzie jej jeszcze lepiej.
Ogólnie podobało mi się. Było trochę inaczej, było ciekawie. Duży plus za mitologię słowiańską, która jak widać ma naprawdę wiele do zaoferowania.
Zacznę od tego, że uwielbiam kryminały Puzyńskiej. Wątek kryminalny "Chąśby" również mi się podobał, jednak przechodzenie od gawęd do anegdot jest rozpraszające i niezbyt mi się podoba.
Bardzo byłam ciekawa nowej odsłony autorki. Lubię fantastykę nawiązującą do słowiańskiej mitologii. Pomysł na fabułę ciekawy. Morderstwo, intrygi, zdrady, miłość. Ludzie, bogowie, demony i inne stworzenia.
Na uwagę zasługują słowa stolema Falibora o ludziach, ich charakterze, czynach, stosunku do innych istot. Ten wątek jest bardzo aktualny.
Zakończenie mnie zawiodło. Rozumiem intencje autorki, ale kilka wątków zostało w zawieszeniu.
Nie przypadła mi do gustu "techniczna" strona lektury. Skakanie po stronach i uzupełnianie niektórych scen anegdotami, gdy mogły one śmiało znaleźć się w rozdziale.
Tytułowa "Chąśba" Katarzyny Puzyńskiej wywodzi się od staropolskiego słowa chęcić, czyli kraść, łupić, rabować. Trzeba przyznać, że zarówno tytuł jak i ogólny zarys (fantasy w klimacie starosłowiańskich legend, zabobonów i demonów okraszonych brutalną zbrodnią) umiejętnie potrafią zachęcić do sięgnięcia po powieść. Pytanie brzmi, czy "Chąśba" z premedytacją skradnie serce czy raczej czas? :)
Książka opowiada historię mieszkańców Królestwa, w którym ludzie starają się albo pogodzić z dzieleniem miejsca z Czarodziejskim ludem, albo wręcz przeciwnie - planują zamachy i bunty. W grodzisku mieszkańcy jak co roku zaczynają polowanie na Marzannę, którą należy szybko utopić, a później spalić, jeśli chce się jak najszybciej wyzbyć zimy. Sęk w tym, że niespodziewanie dochodzi do tragedii. A nawet dwóch tragedii!
Strzebor, nowy mąż Bolemiry (właścicielki gospody), odnajduje żonę martwą pod deskami w stodole. Nie byłoby problemu, gdyby nie posądzono go o zabójstwo! Dodatkowo z sanktuarium Jarowita ktoś bezczelnie ukradł tarcze, czemu towarzyszyć może jedynie boski gniew.
Te przerażające sprawy jest w stanie rozwiązać wyłącznie kuternoga, grodziskowy kat, Zamir. Mężczyzna wplątuje się więc w kilka niebezpiecznych akcji, ale czy to ważne? Ważne jest to, kto lepiej sypnie złotem...
"Chąśba" Katarzyny Puzyńskiej to sympatyczna, lekka historia przeplatająca w sobie wiele humorystycznych, interesujących i przede wszystkim wciągających wątków. Połączenie motywów kryminalnych (zabójstwo z zimną krwią) z tymi rodem z mitologii i starodawnych legend (powołanie do życia strzyg, wąpierzy, elfów czy słowiańskich bóstw) było moim zdaniem strzałem w dziesiątkę. Nie ma szans na nudę, a każdy rozdział śledzi się z ogromnym zaciekawieniem, ponieważ momentami akcja pędzi na łeb, na szyję.
Interesującym zabiegiem była forma książki. Po rozdziale z główną fabułą (nazwane zostały one gawędami) czytelnik w pewnym momencie dociera do ramki, w której autorka zaprasza do poznania szczegółów dotyczących np. spotkania bohaterów albo opisu rozmowy, albo walk z dawnych lat, mających na celu doprecyzowanie wydarzeń. Z początku cieszyłam się jak głupia, mogąc po kilku stronach przejść na koniec książki i tam doczytać konkretną anegdotę, ale po pewnym czasie powoli zaczęło mi to przeszkadzać. Coraz częściej się rozpraszałam, nie potrafiąc skupić na czytanych treściach - wypadałam z głównego wątku. I forma rzeczywiście była nietuzinkowa, lecz wolałabym gdyby te przeskoki pojawiały się rzadziej. Zaznaczę, że autorka dawała możliwość i nie trzeba było przerywać gawędy, ale nie poznając szczegółów, ostatecznie nie wiedziałabym dokładnie, o co chodzi, a to z kolei mogłoby być mocno mylące.
Na duży plus zasługuje kompletnie zaskakujące zakończenie. Cała historia od początku jawiła się w niezwykle oryginalnych barwach, ale to koniec całkowicie mnie kupił. A jedocześnie ogromnie zirytował i dał sporo do myślenia.
Warci wspomnienia są również bohaterowie i tutaj zaznaczę, że ci ludzcy podobali mi się o wiele mniej. Nie potrafiłam się z nimi zżyć, a ich postawa albo głupie wybory srodze mnie mierziły. Autorka zdecydowanie lepiej poradziła sobie z kreacją magicznych postaci, a już zwłaszcza Marzanny, Nawojki (rzecznej nimfy) i zdziwaczałego wołchwa.
"Chąśba" Katarzyny Puzyńskiej to książka przyjemna, bardzo nietuzinkowa, którą polecam na nudne wieczory. Autorka doskonale potrafi poprawić humor, a jej niektóre gawędy albo świetne postacie rodem z baśni pięknie czarują. "Chąśba" nie jest powieścią idealną i choć momentami ukradnie cenny czas, to ostatecznie (szczególnie jeśli lubujecie się w podobnych motywach) skradnie wam też serce. :)
We Wnykach wszyscy wierzą, że jak ktoś odwiedzi stary dwór pod lasem, to umrze. Klątwa jest nieubłagana. Dotknie każdego, kto przekroczy próg...
Komisarz Klementyna Kopp ma swoje powody, żeby wyruszyć w podróż życia, choć pewnie nikomu by się do nich nie przyznała. Emerytowana policjantka ma wyjątkowy...