Grudzień 2008 roku, dolina w Pirenejach. Wczesnym rankiem pracownicy elektrowni wodnej znajdują na górnej stacji kolejki linowej okaleczone ciało konia.
Tego samego dnia młoda absolwentka psychologii obejmuje posadę w ściśle strzeżonym zakładzie psychiatrycznym dla przestępców, położonym w tej samej dolinie.
W ciągu kilku dni okolicą wstrząsają kolejne zbrodnie. Śledztwo prowadzi komendant Martin Servaz, czterdziestoletni policjant z Tuluzy, znany ze swej przenikliwości i intuicji. Tym razem przyjdzie mu się jednak zmierzyć z wyjątkowo okrutnym i przebiegłym mordercą. Wkrótce się okaże, że bajkowe górskie miasteczko kryje mrożące krew w żyłach tajemnice. Czy będzie to dla Servaza początek koszmaru?
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 2012-02-21
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: Glace
Język oryginału: francuski
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
"Narastał w nim nieokreślony niepokój. To coś wisiało nad platformą, tuż pod linami i belkami, jakby w powietrzu. Przypomniało gigantycznego ciemnego motyla, odcinającego się złowieszczo od bieli śniegu i nieba."
Komendant Martin Servaz zostaje wezwany tajemniczej sprawy, droga którą jedzie jest pełna blokad i żandarmów. Po kontroli zostaje skierowany do elektrowni wodnej. Droga opisywana przez Miniera jest niesamowita, jak niesamowite są Pireneje widziane jego oczami. Okazuje się, że ciało znaleziono na końcu kolejki -
ktoś je okaleczył - rozcinając płaty skóry i ułożył je niczym wielkie skrzydła, a owe ciało należy... do konia.
Na początku Servaz jest wręcz zniesmaczony - został oderwany od morderstwa bezdomnego i wezwany do konia?
Okazuje się, że to nie byle jaki koń. Należał on do Erica Lombarda członka dynastii finansistów rządzącej częścią Pirenejów od sześćdziesiętu lat.
Tuż obok znajduje się Instytut Wargniera - zakład psychiatryczny dla najbardziej groźnych szaleńców.
Ten szpital zamknięty jest bardzo dobrze zabezpieczony na wszelkie możliwe sposoby, więc nie ma możliwości, by któryś z osadzonych tam przestępców uciekł i niezauważony uprowadził, zabił, a następnie wwiózł ciało konia na samą górę.
Tymczasem na miejscu zdarzenia zostaje odkryte DNA jednego z zamkniętych szaleńców...
Sprawa zaczyna się komplikować - mamy kolejne zwłoki. Tym razem ludzkie i to zwykłego, spokojnego aptekarza, a miejsce zbrodni znów zostało zainscenizowane.
Zaczyna się śledztwo, akcja nie szaleje, ale płynie powoli. Jesteśmy świadkami najpierw błądzenia po omacku, a potem niesamowitej pracy wyciągania trafnych wniosków ze znalezionych tropów. Możemy uczestniczyć w pracy świetnego detektywa, który to "czuje", wie kiedy zbliża się do odkrycia prawdy. Martin jest detektywem starej daty, polega na swoim zmyśle, często neguje nowinki technologiczne, do tego niezbyt dobrze strzela, zmaga się ze swoją przeszłością, a i teraźniejszość go nie rozpieszcza - dorastająca córka, rozwód. Twierdzi, że nie ma poczucia humoru i co chwilę rzuca łacińskimi cytatami, nie szafuje zaufaniem. Dopuszcza każdą możliwość bo jak mówi:
"Myślę, że żyjemy w świecie, w którym możliwe jest już wszystko - [...] - Szczególnie to, co najgorsze."
Bernard Minier ma niesamowitą umiejętność do tworzenia obrazu w głowie czytelnika. Choć opisy nie są barokowe, są tak skomponowane,
że nie dość, że widzimy góry, to czujemy zimno i padający śnieg. Oczami wyobraźni możemy zobaczyć zachodzące słońce, a w nozdrzach poczuć zimne, górskie powietrze.
To bardzo dobra historia z bohaterami, których ciężko ocenić zero - jedynkowo. Postaci są po prostu ludzkie. Mają zalety, ale mają też wady - tajemnice, które kształtują ich zachowania.
Minier trafnie puentuje rzeczywistość - "zło istnieje i jest hałaśliwe", a obłędem można się zarazić - przechodzi on z jednej grupy ludzi na drugą; tak jak "Nosicielem malarii jest komar. Nosicielem obłędu, w każdym razie nosicielem szczególnie uprzywilejowanym, są media."
Autor szepcze nam, że nie można być głuchym i ślepym, ale i nie przyjmować każdej informacji jako pewnik.
"Labor omnia vincit improbus - systematyczna praca wszystko zwycięża."
Komendannt Martin Servaz prowadzi dochodzenie w sprawie zabojstwa bezdomnego prze trzech nastolatków, kiedy zostaje oddelegowany do innej sprawy. Ku jego zaskoczeniu i zagniewaniu okazuje się, że chodzi o konia. Poniewaz koń należał do bogacza, uznano że jest to ważniejsze niż życie zwykłego człowieka. Wkrótce jednak w podobny sposób, jak koń, ginie dwóch mężczyzn. Wychodzi na jaw takze fakt samobojstw nastolatków sprzed laty. Okazuje się, że te sprawy są ze sobą powiazane. Do ostatecznego rozwiązania zagadki doprowadza psycholozka Diane Berg, sama omal nie tracąc przy tym życia.
"Bielszy odcień śmierci" to bardzo dobrze napisany kryminał, który bez warstwy kryminalnej byłby sam w sobie świetną powieścią. Autor soczyście kreuje postaci, wchodząc coraz głębiej w ich psychikę. Zagadka była przewidywalna i niczym się nie wyróżniająca, ale zupełnie nie przeszkadzała w lekturze. Fajne smaczki wyjęte z psychologii czy psychiatrii dodały przyjemności czytania. Polecam.
Czytajac opis spodziewalem sie prawdziwej rewelacji. Jesli do samej akcji nie mozna miec zastrzezen-bardzo interesujaca i skutecznie mylaca tropy-to razil mnie zbyt toporny jezyk i powierzchowne potraktowanie pewnych tropow. Widac,ze to powiesc debiutanta. Niemniej jednak,z ciekawoscia bede czekal na kolejne ksiazki tego autora.
Jeżeli to był debiut autora to już rozumiem dlaczego tak lubię czytać książki Miniera. Główny bohater komendant Martin Servaz jest postacią wyrazistą z konkretnymi poglądami i bystrym umysłem, nieuginający się przed nikim i niczym. W życiu osobistym niestety nie układa mu się zbyt dobrze, ma zatem możliwość cały czas poświęcić pracy. Ale wierzę, że w dalszych częściach cyklu i dla niego zaświeci w tym wątku światełko. Polubiłam komendanta i kibicuję mu mocno. Z takim pomysłem na fabułę spotkałam się pierwszy raz ale od razu mnie wciągnęła. Mroczna i zawiła. Świetnie opisani inni uczestnicy wydarzeń, mieszanie wątków, nowe tropy i podejrzani. A na koniec szokujące zakończenie. Polecam i sięgam po kolejną część.
Po raz kolejny Minier dowodzi, że jest świetnym pisarzem. Uczta czytelnicza gwarantowana. To naprawdę kawał dobrego thrillera. Autor ma genialny styl, świetne pomysły i niesamowicie buduje napięcie. Akcja, akcja, akcja, cały czas na wysokich obrotach. Książkę czyta się z ogromnym zainteresowaniem i napięciem. Uwielbiam thrillery właśnie za to, że cały czas coś się dzieje. Za to, że razem z bohaterami próbuję dorwać sprawcę. Za to, że pobudzają mój mózg do pracy na najwyższych obrotach. Za to, że nie zawsze 'złapię" mordercę. To wszystko znajdujemy w tej powieści. Autor jest genialny. Do tego fantastycznie opisuje otoczenie. Obrazy same pojawiły się w głowie. Coś cudownego. Książka jest mega dobra, na wysokim poziomie i zdecydowanie wciągająca. Na półce na szczęście czekają dlasze tomy. Już nie mogę się doczekać kolejnej sprawy prowadzonej przez Servaza. Tak a propos to fantastyczna postać, która wnosi wiele do książki. Z przyjemnością śledzi się jego życie i poczynania. Kibicuje mu cały czas od pierwszych stron. No uwlebiam faceta.
Podsumowując - nie czekajcie łapcie się za "Bielszy odcień śmierci". Jestem pewna, że się nie zawiedziecie. Minier wciągnie Was w ten mroczny, fantastyczny klimat. Polecam ogromnie!
Udany debiut francuskiego autora. "Bielszy odcień śmierci" to thriller, który trzyma w napięciu i mrozi krew w żyłach. Spodobało mi się tło akcji: Góry i mroźna zima. Wiele razy przechodziły mnie dreszcze, autor też nawiązuje tu do bezmyślnego okrucieństwa wobec zwierząt,a tego nie toleruję. Polubiłam głównego bohatera Martina Servaza, który jest też mężczyzną zmagającym się z własnymi problemami, w końcu Policjant też człowiek.
Było tu też wiele zabawnych dialogów,które wywołały uśmiech na mojej twarzy za co kolejny plus. Jedynie na siłę wpleciony wątek lesbijski uważam za niepotrzebny. Finał mnie zupełnie zaskoczył. Byłaby ocena wyższa gdyby nie ten wątek homoseksualny, ale za wykonanie należy się ocena bardzo dobra. Z chęcią przeczytam kolejne tomy.
MARTIN SERVAZ WALCZY O HONOR I WŁASNE ŻYCIE. Departament Ariege, jesienna pełnia księżyca. Z pogrążonego w ciemnościach lasu nagle na szosę wybiega...
Na początku jest strach.Strach przed zatonięciem.Strach przed innymi - tymi, którzy mnie nienawidzą, którzy chcą mi się dobrać do skóry.I jeszcze - strach...
Przeczytane:2024-11-17, Ocena: 4, Przeczytałam,
Pireneje. Trudno dostępna elektrownia wodna. To tam pracownicy znajdują okaleczone ciało... konia. Na miejsce zostaje wezwany komendant Martin Servaz z przykazem, aby wyjątkowo przyłożyć się do śledztwa, bo właścicielem konia jest ważna osobistość. Policjant jest zirytowany, że ma prowadzić sprawę śmierci zwierzęcia, ale wkrótce zaczynają ginąć ludzie. Morderstwa są brutalne. Widać, że oprawca chce, aby jego ofiary cierpiały. Martin Servaz nie wierzy w przypadki. Tak nietypowe sprawy muszą być powiązane. Ciężko mu tylko odgadnąć jak.
Powieść Bernarda Minera „Bielszy odcień śmierci” rozpoczyna się obiecująco. Sprawa jest ciekawa, bo umieszczenie ciała konia w trudno dostępnym miejscu wymagało nie lada przygotowania. Jak to możliwe, że nikt niczego nie widział? Do tego pojawia się wątek związany z pobliskim Instytutem, właściwie zakładem, w którym leczy się (czy też trzyma w izolacji) wyjątkowo groźnych przestępców, u których stwierdzono poważne zaburzenia psychiczne. No i pojawiają się kolejne zbrodnie. Na pierwszy rzut oka nie do powiązania ze sprawą konia, ale na tyle nietypowe – ba, widowiskowe – że nie sposób tych powiązań nie szukać.
W pewnym momencie powieść robi się nużąca. Autor za dużo miejsca poświęca bohaterom i ich wątkom prywatnym, co – w moim odczuciu - odciąga od tego, co jest najciekawsze, czyli morderstw i niepotrzebnie wydłuża książkę. Przykładowo, kompletnie niepotrzebnie rozwija postać Diane Berg – psycholożki, która właśnie rozpoczęła pracę w Instytucie. Bohaterka ta odegra ważną rolę w rozwiązaniu sprawy, jednak mam wrażenie, że Bernard Miner poświęcił jej nazbyt dużo uwagi. Być może odwołam te słowa po przeczytaniu kolejnych powieści z tego cyklu, jednak na razie dzielę się z wami wrażeniami na temat „Bielszego odcienia śmierci”.
Martin Servaz, który prowadzi sprawę, wydaje się niepewny w swoich działaniach. To dobry śledczy, ale brak mu pewności siebie i charyzmy, jaką lubię u głównych postaci cyklów kryminalnych. Mam ważenie, że chętnie zrezygnowałby z wiodącej roli, jaką przypisał mu autor książki. Sprawa też jest prowadzona nieco dziwnie. Powiedziałaby wybiórczo. Intuicja podpowiada komendantowi, na czym powinien się skupić. Dowody schodzą na drugi plan.
Na koniec dodam, że w powieści „Bielszy odcień śmierci” znajdziemy dość dużo postaci. I tu znowu zastanawiam się, czy nie za dużo. Szczególnie mylili mi się policjanci i żandarmi zaangażowani w sprawę.
Podsumowując. Bernard Miner zaczął „z przytupem”, jednak nie udało mu się utrzymać „dobrego wrażenia”. Książka „Bielszy odcień śmierci” z każdym kolejnym rozdziałem wytraca tempo. Co prawda nabiera go w finale, jednak ten był dla mnie rozczarowujący. Sama sprawa jest wyjątkowo ciekawa i przyznam, że to ona, jak autor to powiąże, trzymały mnie przy tej powieści. Bernard Miner zbyt skrupulatnie opisał swoje postacie, co niestety odbiło się na śledztwie i akcji.