W piekle Auschwitz, do którego trafiali mężczyźni i kobiety, rodziły się także dzieci.
Auschwitz ma różne oblicza, lecz jednym z najgorszych i najbardziej tragicznych jest los dzieci, które przychodziły tu na świat.
Bezbronne, bez szans na przeżycie. Jednak i tu pojawiały się anioły: położne, pielęgniarki i kobiety, które robiły wszystko, by je ocalić. Jedną z nich była Stanisława Leszczyńska. Położna, która gdy trafiła do Auschwitz, nie tylko nie straciła nadziei, ale pobyt tam potraktowała jak misję. Nazywana Mateczką, niosła pociechę innym, ale przede wszystkim odbierała porody więźniarek. W koszmarnych warunkach, nawet bez wody, za to pod czujnym okiem Mengelego. Nie pozwoliła umrzeć ani jednemu noworodkowi i ani jednej matce.
Co nie znaczy, że wszyscy jej podopieczni przeżyli obozowy koszmar.
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2020-02-26
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 348
Język oryginału: polski
Ilustracje:Piotr Majewski
„Granice zła nie istnieją.”
Historie wzięte z życia czyta się niejednokrotnie trudno, gdyż towarzyszy świadomość, że nie jest to fikcja, tylko prawdziwe ludzkie przeżycia. To doznanie jest jeszcze mocniejsze w przypadku świadectwa osób, które doświadczyły koszmaru wojny i obozów koncentracyjnych. W grudniu ubiegłego roku miałam możliwość poznania historii zawartej w książce „Ocalona z Auschwitz", która poruszyła mnie do głębi. Nie była to łatwa lektura, ale mimo tego sięgnęłam po kolejną opowieść z tego cyklu pt.: „Anioł Życia z Auschwitz”. Z opisu wynikało, że będzie ona dotyczyła losów dzieci w „fabrykach śmierci”, więc trudno mi było zacząć jej czytanie.
W nieludzkich warunkach wiele więzionych osób, torturowanych, skazanych na poniewieranie, odartych z godności, traciło wiarę w Boga i nadzieję, nie widząc w tym, co ich spotyka, żadnego celu i sensu. Mimo ogromu cierpienia, bólu, dramatów, taki sens dostrzegała Stanisława Leszczyńska, która trafiła do Auschwitz w 1943 roku. 18 lutego 1943 rokiem był dla niej dniem, który całkowicie zburzył jej dotychczasowy świat. Znalazła się w warunkach, które urągały człowieczeństwu i dały poczuć oddech piekła. Była świadkiem traktowania kobiet ciężarnych, nowonarodzonych dzieci, okrucieństwa i bezduszności faszystowskiej, śmiercionośnej ideologii.
W 1944 roku Magda i Maciej pobrali się trzy miesiące przed tym, gdy oboje trafili do Auschwitz, gdzie zostali brutalnie rozdzieleni. To, czego potem doświadczyła Magda, przeszło jej najbardziej mroczne obawy i lęki, o czym opowiada nam ze swojej perspektywy, więc nie wiemy, co dzieje się z Maćkiem. Po raz pierwszy czuła strach, ból, cierpienie zadawane przez oprawców, ale też obawy o swoje dziecko, które dopiero zaczęło wzrastać w jej łonie. Widząc, co dzieje się z matkami i ich dziećmi w obozach, trudno było jej mieć nadzieję na szczęśliwy poród i macierzyństwo. Jej losy splotły się w pewnym momencie z polską położną, która za cenę narażenia swego życia ratowała życie innych.
Bardzo poruszyła mnie historia Magdy i Maćka, których losy ukazane są na przemian z losami Stanisławy Leszczyńskiej. Ich drogi, a raczej drogi Magdy i położnej przecięły się w strasznych warunkach, ale dzięki temu na świat przyszedł Maciej junior. Te dwie historie są i pisane w formie fabularnej, więc czyta się o nich, jak w powieści beletrystycznej. Druga część ma charakter dokumentalny, w której zamieszczone zostały przejmujące i szokujące relacje byłych więźniarek.
Przerażająca była dla mnie przedstawiona sytuacja ludzi, którzy w jednej chwili tracą dotychczasowe życie i zostają wrzuceni w koszmar, którego trudno jest sobie wyobrazić. Trudno jest uwierzyć, że to człowiek człowiekowi stworzył taki los, a jeszcze bardziej wzburza fakt, że wśród oprawców były kobiety, matki, żony, które bez żadnego zastanowienia zabijały nowonarodzone dzieci.
Literatura obozowa jest w każdym przypadku trudną lekturą, ale w tej części cyklu „Prawdziwa historia” jest ona jeszcze bardziej przygnębiająca, bo dotyczy dzieci, bezbronnych, nierozumiejących, co się dzieje i dlaczego nie mogą korzystać z prawa, jakie daje im dzieciństwo.
Takie książki, jak „Ocalona z Auschwitz”, czy „Anioł życia z Auschwitz” to przestroga, by nigdy więcej nie powtórzyło się wojenne piekło. Każdy człowiek ma prawo do życia, bez względu na narodowość, wiarę, kolor skóry, przekonania i ważne, by dotarła ta prawda do każdego. Tymczasem bestialstwo wyzwolone przez jednego małego człowieczka o chorych ambicjach i jego fanatyków sprawiły, że wiele ludzkich istnień zakończyło swoje życie w nieludzkich, barbarzyńskich warunkach.
Książkę przeczytałam, dzięki autorce i wydawnictwu Świat Książki
„Anioł życia z Auschwitz” to powieść inspirowana życiem położnej Stanisławy Leszczyńskiej. Kobieta ta trafiła do obozu w Auschwitz razem ze swoją córką Sylwią. Kiedy została przydzielona do pracy w bloku dla ciężarnych kobiet, za cel postawiła sobie ratowanie życia zarówno kobiet, jak i ich dzieci. Nie było to łatwe, bo z początku los najmłodszych był z góry przesądzony. Zaraz po urodzeniu dzieci były topione w wiadrze lub po kilku dniach otrzymywały śmiertelny zastrzyk. Od pojawienia się Leszczyńskiej sprawy trochę się zmieniły, ponieważ położna przeciwstawiła się zabijaniu noworodków. Dzięki niej kobiety mogły starać się utrzymać swoje dzieci przy życiu, choć nie było to łatwe, a często ich wysiłki były z góry skazane na porażkę.
W koszmarnych warunkach, bez leków i wody, walcząc z głodem, wśród brudu i szczurów, kobiety musiały rodzić dzieci i dbać o nie. Położne i pielęgniarki, które podjęły się misji ratowania życia dzieci i kobiet, odbierały porody na ciągu kominowym biegnącym przez barak. Często świadkami porodu było kilkaset osób. Kobiet robiły wszystko, co w ich mocy, aby ich dzieci przeżyły, jednak w dużej mierze dzieci umierały z głodu, bo ich matki nie miały pokarmu. Kobiety, które miały nadwyżkę mleka, starały się dokarmiać inne dzieci. Żydowskie dzieci niestety nie miały prawa żyć, dlatego były od razu zabijane, chyba, że kobietom udało się je ukryć. Bliźnięta były wykorzystywane do medycznych eksperymentów, a dzieci z cechami aryjskimi były wywożone do ośrodka zniemczania lub oddawano je Niemcom do adopcji.
Książka została podzielona na dwie części. Pierwsza to fabularyzowana opowieść młodej ciężarnej kobiety, która trafia wraz z mężem do obozu w Auschwitz oraz położnej Leszczyńskiej, a druga część to prawdziwe relacje byłych więźniów, którym udało się przeżyć. Każda część jest wstrząsająca i szokująca. Nie mogę pojąć tego, jak ludzie mogli zgotować takie piekło innym ludziom. Nie mogę potrafię wyobrazić sobie tego, co matki musiały czuć, gdy zabijały swoje dzieci, po to, aby same mogły przeżyć. Te fragmenty były dla mnie najbardziej bolesne. Obozowa rzeczywistość była okrutna i rządziła się bestialskimi prawami. Nigdy nie zrozumiem niemieckiego okrucieństwa. Na szczęście wśród więźniarek znalazły się kobiety, które chciały ratować niewinne istoty. Wśród nich była wspomniana położna Leszczyńska. Pomagały jej też inne lekarki i pielęgniarki. Kobiety te wiele ryzykowały ratując dzieci, które według obozowych przepisów, nie miały prawa żyć. Miały świadomość, że w obozie przeżyją tylko najsilniejsze dzieci. Jednak sprzeciwiały się rozkazom i ratowały wszystkie bezbronne istoty. Książki takie, jak „Anioł życia z Auschwitz” zawsze robią na mnie duże wrażenie. Według mnie warto je czytać, aby nie zapomnieć do czego ludzie potrafią być zdolni, ale też ile mają w sobie siły, nadziei i woli walki, aby przejść przez piekło.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Jak trudno zachować człowieczeństwo w obliczu takiego dramatu? Do obozu trafia położna Stanisława Leszczyńska. Odmawia zabijania noworodków. Głęboko wierząca odbiera swój pobyt w tym piekle jako misję.
Lektura uzupełniona o relacje ocalałych.
Polecam.
Powieść opowiada historię położnej Stanisławy Leszczyńskiej, która do obozu trafiła wraz z córką. W Auschwitz pracowała w "szpitalu", gdzie w tragicznych warunkach przyjmowała porody.
Historia prowadzona jest w dwóch narracjach:
- pierwszoosobowej, w której swą historię opowiada Magda (ta postać prawdopodobnie została stworzona na potrzeby historii, tak mi się wydaje)
- w trzeciej osobie, gdzie poznajemy losy Stanisławy i jej rodziny.
Cała opowieść zajmuje około połowy książki. Autorka zadbała o szczegóły swej historii, jeśli gdzieś jest rozbieżność, dodała przypisy, które wyjaśniają skąd ona wynikła. W ogóle jest dużo przypisów, które lepiej pomagają zrozumieć przedstawioną historię oraz przekazują fakty znane z historii.
Druga połowa książki to relacje osób, które przeżyły obóz - przede wszystkim kobiet, które miały to nieszczęście, że podczas pobytu w Auschwitz były w ciąży. Ta część o wiele bardziej przypadła mi do gustu.
Ogólnie - temat trudny, z którym autorka dość dobrze sobie z nim poradziła. Widać, że dobrze przygotowała się do napisania tej książki, dzięki czemu mamy dość dokładny obraz losów kobiet w ciąży. Jej opowieść sprawie, iż chce się poszukać więcej informacji o położnej.
Istnieją książki na mojej półce, które muszą poczekać na swoją kolej, nie dlatego, że nie chce ich czytać, a dlatego, że w danym momencie nie czuje się na siłach, by zagłębić się w emocjonalną fabułę. Anioł życia to właśnie jedna z tych książek, wydaje się, że jestem gotowa, ale czy można w ogóle być przygotowanym na takie okrucieństwo?
Stanisława Leszczyńska trafiała do obozu Auschwitz wraz z rodziną. Tak jak na wolności i tu była położną. Nazywano ją Mateczką, bo za wszelką cenę niosła pomoc kobietom w ciąży. W nieludzkich warunkach odbierała porody, wspierała matki, a dzieciom dawała nadzieję na przeżycie. Nie pozwoliła umrzeć ani jednej matce, ani jednemu noworodkowi, mimo to nie wszyscy przeżyli, ale ona dała im szansę, narażając często własne życie. Jej losy przecinają się z przeżyciami młodej mężatki Magdy, która nagle trafia do tego okrutnego miejsca. To naziści przerwali jej codzienne życie, natychmiast, bez żadnego przygotowania, zabrali do innego świata, gdzie codziennością staje się walka o chleb i każdą kroplę wody.
Przerażająca historia o masowej eksterminacji Żydów i Polaków. W obliczu terroru, zła panoszącego się bezkarnie, mała iskierka szczęścia zapłonie, by za chwilę zgasił ją strach, nie tylko o siebie, ale i o drugą, osobę, co okazało się jeszcze większym koszmarem.
Narracja w pierwszej i trzeciej osobie, pozwala poznać bardzo wyraziście odczucia bohaterek. W drugiej części książki prawdziwe relacje kobiet, które urodziły w obozie koncentracyjnym, spowodują roztrzęsienie emocjonalne. Ze szczegółami opisują ich dramatyczny pobyt i cierpienie, które było im dane tam zaznać. To one, opowiadają o położnej o gołębim sercu, która z narażeniem własnego życia starała się im stworzyć, jak najbardziej godne warunki, by ich dzieci przeżyły.
Historia inspirowana życiem Stanisławy Leszczyńskiej. Relacje kobiet, które opowiadały o porodzie i o ogromnym wsparciu, jakie miały od kobiety. Położna czerpała siłę z ogromnej wiary w Boga, która pomogła przetrwać, a modlitwa dawała ukojenie w najtrudniejszych momentach. Mimo piekła, w którym przyszło im żyć, znalazła sposób, by tchnąć iskrę nadziei w wyniszczone więźniarki.
To lektura, gdzie wzruszenie pojawia się na każdej karcie, emocje emanują z każdego zdania, a to, co czytam, wydaje się takie nieprawdziwe. Ale tak było, to się zdarzyło naprawdę. Człowiek, człowiekowi zgotował taki los. Warto wspominać, warto poznawać tych dzielnych ludzi, by pamięć o nich oraz o wydarzeniach, które do dziś przerażają, nie umarła. Pamiętajmy, by robić wszystko, by to się nigdy nie powtórzyło.
Cieszę się, że książkę wzbogacono w zdjęcia i relacje świadków
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki, chociaż na półce mam jej książkę, ale inną gatunkowo. Miałam okazję spotkać się i porozmawiać osobiście z panią Niną podczas Targów Książki w Poznaniu, i już w trakcie tego spotkania przekonałam się jak wielką i ważną jest dla niej historia Auschwitz.
Dzięki wnikliwości autorki mamy możliwość zapoznania się z niezwykłą kobietą, a fabuła książki uzupełniona jest licznymi przypisami dokumentalnymi.
Poznajemy w książce Stanisławę Leszczyńską, i jej córkę, oraz Magdę.
Fabuła podzielona jest na rozdziały, w których raz narracja jest w pierwszej osobie czasu przeszłego i stanowi coś w rodzaju pamiętnika pisanego przez młodą kobietę, która trafiła do obozu z łapanki w Łodzi w roku 1944. Innym razem narracja jest w trzeciej osobie czasu przeszłego i jest czymś w rodzaju reportażu, ale ujętego w formę obyczaju i dotyczy pobytu w obozie od roku 1943, polskiej położnej Stanisławy Leszczyńskiej.
Część książki stanowią relacje byłych więźniarek obozu, wstrząsające wspomnienia spisane po wyzwoleniu obozu, będące jednocześnie udokumentowaniami terroru niemieckiego trwającego czasami kilka miesięcy, a czasami kilka lat.
Ciekawym wątkiem dotyczącym tego jak odbierano obozową rzeczywistość, pełną bólu, strachu, upokorzeń, jest stosunek do wiary i do Boga. Jedni całkowicie przestawali wierzyć, uznając istnienie Boga za absurd, (bo gdyby istniał, nie pozwoliłby na to) a inni uważali, że pozwalając na tak tragiczne doświadczenia, Bóg wystawia swoich wiernych na próbę, lub ma w tym wręcz swój konkretny cel.
Obozowa rzeczywistość nie należała do sielanki, o tym wszyscy wiemy, ale jednak w tym piekle, ludzie potrafili znaleźć okruchy przyjemności czy radości. Dodatkowy kawałek chleba, czy kawałek szmatki zamiast ubranka dla niemowlaka, niby nic, a jednak coś pozytywnego.
Obóz był miejscem, w którym nie liczył się ani status społeczny, ani zbytnio nie liczyła się uroda, tam wszyscy byli równi, chociaż wielu starało się ratować swoją niezależność i władzę nad innymi. Były na przykład Żydówki, które aby uchronić się przed drogą do komór zrobiłyby wszystko, nie patrząc na to, że swoim zachowaniem i poddaństwem wobec Niemców, upokarzają i zadają bólu, jakiego nie zadałyby w innych okolicznościach.
Kobiety były odarte nie tylko ze swojej kobiecości, ale również intymności.
To nie jest lekka i łatwa w czytaniu książka, ponieważ rządzą tutaj emocje. Przyznam się szczerze, że niejedna łza wypłynęła z moich oczu podczas czytania. Niby już o tym wszystkim wiem, niby już o tym wszystkim gdzieś czytałam, gdzieś to widziałam, a jednak za każdym razem emocję górowały nade mną. I przyznam szczerze, że trudno nad nimi zapanować.
Ale takie książki są potrzebne, abyśmy nie zapomnieli, abyśmy mieli świadomość tego, jaki los zgotowali sobie ludzie nawzajem. Wielu może się to wydać niemożliwym, a jednak, ta agresja, ta bezduszność, ta obojętność, ta wyższość i to okrucieństwo nadal są wśród nas, LUDZI, chociaż może teraz w mniejszej skali jak w obozach, ale ilu ludzi, ile kobiet, ile dzieci nadal jest traktowanych przez drugiego człowieka poniżej tej ludzkiej godności.
I chociaż jest to książka bolesna w swoim przekazie, to autorka tchnęła w nią odrobinę nadziei, bo przecież Auschwitz ma różne oblicza. Dzięki tej lekturze widzimy to oblicze, z jednej strony najokrutniejsze (mordowanie noworodków), a z drugiej strony pełne anielskich wręcz humanitaryzmów, które nie pozwalały na odrzucenie i cierpienie w samotności, pozwalały na ocalenie chwil nadziei.
Wiem, że są osoby, które nie lubią czytać takich książek, ale myślę, że jest to podyktowane jedynie strachem. Cieszę się, że mimo upływu tylu lat „mówi się” o tym głośno. Bo trzeba o tym mówić!
Takich kobiet jak Stanisława Leszczyńska było z pewnością wiele, jedne zniknęły anonimowo, inne zostały ogłoszone bohaterkami. Dla mnie, wszystkie te kobiety zasługują na miano bohaterek i wszyscy inni, którzy nie zatracili w obliczu obozowego koszmaru swojego człowieczeństwa.
Anka jest nieustannie zaskakiwana przez życie i najbliższych. Nie dość, że przeprowadza się na znienawidzoną wieś, że nareszcie przeciwstawia...
Dla jednych zbyt wyzwolona. Dla innych zbyt nieśmiała. Żyjąc w dwóch epokach, nie pasuje do żadnej z nich. Dalsze losy Klary z ,,Tylko dla dorosłych"...