Wyobraź sobie, że już nigdy nie musisz się martwić o pieniądze. Twoja praca jest czystą przyjemnością, a twoje życie niekończącym się pasmem sukcesów. Mieszkasz w największym, najbardziej zaawansowanym technologicznie mieście na świecie, kilometr nad ziemią, skąd rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na wszystkich tych nieszczęśników daleko w dole, którzy muszą brać kredyty i stać w korkach. Wyobraź sobie, że za chwilę do nich dołączysz. Robert Welkin nie jest przygotowany na to, co czeka go poza murami Ketry. Całe życie spędzone w kokonie perfekcyjnie zorganizowanego systemu nie pozwoliło mu wyrobić w sobie instynktu przetrwania. Ale Robert nie zamierza się poddawać. Wspierany przez przydzieloną z urzędu psychoterapeutkę podejmie próbę uporządkowania swojego życia… i zrobi to w najgorszy z możliwych sposobów. „2049” to inteligentna i oryginalnie napisana proza, która bawi się konwencjami i porusza poważne tematy, unikając przy tym patosu i moralizatorstwa. To świat absurdalnych reality shows, wirtualnych celebrytów, taniej rozrywki i jeszcze większych podziałów społecznych, w którym zapewne odnajdziemy się szybciej, niż sugeruje to tytuł powieści.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2015-02-18
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 284
Jak to jest, że jednego dnia niczego nam nie brakuje, gdy kolejnego możemy to wszystko jedynie wspominać? Jesteśmy na szczycie, a chwilę później z niego upadamy, doznając uszczerbku... Czy taka kolej losu może w ogóle istnieć?
Robert Welkin mieszkał w Ketrze, w strefie A od zawsze. Dlatego też nie miał problemu z wykształceniem oraz pracą. Także nie musiał się martwić pustym portfelem, gdyż takie coś było jedynie mitem. Robert mógł się obracać w doborowym towarzystwie i cieszyć się wspaniałym życiem, za które ktoś inny był gotowy zabić.
Pewnego dnia sielanka zostaje przerwana, a Welkin zostaje usytuowany w strefie B, o której jedynie słyszał. Tam musi zmierzyć się ze swoją przyszłością, a jego pech mu w tym nie pomaga. Już pierwszego dnia wpada na człowieka znanego z brudnego światka tamtego miejsca, by kilkadziesiąt godzin później odkryć, że będzie musiał dla niego pracować. Z deszczu pod rynnę, czyż nie?
Czy Robert da radę przetrwać w nowym miejscu? Czy jest gotowy na to, co zgotuje mu los? I czy przydzielona mu psychoterapeutka będzie dla niego kimś więcej, niżeli obcą kobietą pouczającą o życiu?
Książkę przeczytałam jeszcze w maju, ale nie miałam jakoś samozaparcia, aby zasiąść i napisać o niej parę zdań. Nie chodzi tutaj o moje lenistwo (a może chodzi – któż to wie), ale o stanowisko. Do końca nie umiałam zdecydować, po której stronie stanąć: czy mam zaatakować swym jadem, czy może tak zasłodzić „2049”, że będziecie mogli sobie uzupełnić zapasy cukru na parę miesięcy. Na co się w końcu zdecydowałam? Zaraz się o tym przekonacie...
„Tylko gdy stracisz wszystko, możesz stać się każdym.”
Niedaleka przyszłość. Rok 2049. Miasto Ketra jest podzielony na dwie strefy: A – wychwalanej pod niebiosa (w końcu znajdowała się w chmurach), gdzie pogoda jest wiecznie programowana, o pieniądze nie trzeba się martwić, a tamtejsze warunki sprzyjają tworzeniu jeszcze lepszych wynalazków oraz wzbogacaniu swej wiedzy; B – zacofanej o kilka lat, gdzie można zginąć o każdej porze dnia i nocy, a mieszkańcy czekają tylko, aż zostaną wylosowani, byle tylko wyrwać się z tej dziury i sięgnąć tego co najlepsze.
Te dwa światy było dane poznać głównemu bohaterowi, Robertowi, który początkowo nie umie przyzwyczaić się do tej myśli, iż został wygnany z nowoczesnego raju. Cóż... już po pierwszych stronach książki można przypuszczać, iż los z niego drwi i wpada z jednego bagna w jeszcze większe. To istota, która mogła ukazać, iż tak naprawdę nic nie jest idealne, a w każdym cudzie jest wada fabryczna, której nie da się przerobić.
Przyznam szczerze, że na początku postać Roberta strasznie mnie irytowała. Te jego specyficzne postrzeganie świata nie przemawiało do mnie, lecz z czasem zrozumiałam, iż sama nie myślałabym racjonalnie w takiej sytuacji. Również jego decyzje odnalazły swój sens i szybko go nie traciły. Mogłabym się jednak przyczepić do tego, że zbyt wiele kłopotów spadło na niego w tak krótkim czasie. Chociaż dla niektórych to naturalne, więc może lepiej to zostawię w spokoju.
Zwróćmy jednak uwagę na nowoczesną technologię, która przeplata się na kartach „2049” bardzo często. Można śmiało powiedzieć, że zdominowała ona nasze życie, prawie nas wypierając. Odczytuję w tym wszystkim cichą przestrogę, że być może lada moment może spotkać nas to samo. Już dzisiaj większość jest nazywana „dziećmi smartfonów”, więc jesteśmy coraz bliżsi tego, iż zapomnimy do czego mamy ręce oraz umysły. Damy się pożreć elektronice.
„To życie jest jak szpital, a my jesteśmy jego pacjentami i wiecznie marzymy o zmianie łózek.”
Autor wykorzystał narrację, która staje się coraz bardziej popularniejsza w książkach, czyli pierwszoosobową w czasie teraźniejszym. To trudna sztuka utrzymać ją przez cały czas. Skąd o tym wiem? Sama pisząc swoje opowiadania ją wykorzystałam i trzeba się mocno pilnować, żeby nie przeskoczyć na czas przeszły.
Rafał Cichowski stworzył taki świat, że z łatwością możemy go sobie wyobrazić. Pomagają nam w tym opisy, dzięki czemu wnikamy w akcję i towarzyszymy bohaterowi na każdym kroku. Autor także zatroszczył się o to, żebyśmy mogli lepiej poznać historię strefy A, gdy jesteśmy poziom niżej, jednak jestem zdania, że mogłoby to być opisane w lżejszym klimacie, bo ja bardziej się na tym męczyłam, niżeli byłam zaciekawiona. Nad tym można popracować. Sama końcówka nasuwa tyle pytań, iż jestem ciekawa, czy wyjdzie kontynuacja.
No i wątek miłosny. Na szczęście nie był przesłodzony, więc nie musiałam robić tego czegoś, co zazwyczaj jest łączone z tęczą. Zapewne już się domyślacie, o co mi chodzi. A jak nie to... śmiało pytajcie. Doinformuję każdego!
Z serii: „rozkminy bluszczyny”: Gdybym miała taki sprzęt, jakim dysponował nasz bohater to czy szybko bym skminiła, jak co działa? Obstawiam jednak wersję pesymistyczną...
Podsumowując:
Jeżeli twierdzisz, że nie ma dobrego polskiego sci-fi to jesteś w błędzie. „2049” obroni się treścią i przyrzekam, iż ten świat pochłonie cię szybciej, niż tylko o tym pomyślisz. Dlatego też nie planuj niczego innego, gdy się za nią zabierzesz – po prostu mi zaufaj!
Gdy przeczytałam opinię Małgorzaty Gwary na temat tej książki (KLIK) pomyślałam, że koniecznie muszę poznać tę historię. Dlaczego? Ponieważ wspomniana wyżej blogerka nie owija w bawełnę i w każdym swoim tekście dokładnie uzasadnia swój osąd. Dlatego właśnie bardzo często zaglądam na jej bloga i muszę przyznać, że jeszcze ani razu nie zawiodłam się na lekturze, którą polecała. A wyżej wspomnianej książce Małgorzata Gwara przyznała wysoką ocenę (aż 8 na 10 punktów), co dość rzadko się jej zdarza. Zatem z niecierpliwością czekałam na przesyłkę. Przyznaję się, że książkę przeczytałam już jakieś trzy tygodnie temu, ale z powodu przygotowań do odpoczynku i samego wyjazdu wakacyjnego piszę o niej dopiero dziś. Ale jak mówi przysłowie "co się odwlecze, to nie uciecze"...
Z perspektywy czasu mogę stwierdzić bez wahania, że lektura pozostaje na dłużej w pamięci. A przecież na tym autorom zależy. I nie mam na myśli jedynie kreacji głównego bohatera, ale także szczegóły fabuły nie ulatują w zapomnienie. Całość sprawia wrażenie przemyślanej, chwilami dość niestandardowej opowieści. Nawet jak na poruszaną tu tematykę (przyszłość) niektóre pomysły brzmią nieodtwórczo. A przecież nie tak łatwo jest wymyślić coś nowego, gdy zewsząd odbiorca zalewany jest coraz to bardziej nieprawdopodobnymi wizjami naszego przyszłego świata. Muszę jednak przyznać, że to co przedstawił tu Rafał Cichowski brzmi nader realnie. Momentami można nawet odnaleźć liczne podobieństwa do naszej współczesności. Szczególnie jeśli chodzi o obraz sektora B Ketry. Tak. Zapomniałam przecież wspomnieć, że autor stworzył tu świat podziałów. I to nie tylko w sferze miejsc ale także w kwestii ukazania bohaterów czy dywersyfikacji języka, którym się posługują. Wszędzie zauważalna jest dwoistość.
Główny bohater zostaje wyrzucony z "lepszego" świata i w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że bardzo szybko aklimatyzuje się w nowych warunkach bytowych. Niby "gorsza" część opisanego tu świata to istne piekło, a Robert jakby nigdy nic wnika do niego i nawet nieźle mu się wiedzie. Nasuwa się zatem pytanie dlaczego inni mieszkańcy sektora B nie potrafili dostosować się do codzienności tak jak nasz bohater? Czy posiada on jakieś bliżej niezidentyfikowane zdolności? Wydaje mi się, że właśnie osobie, która została dosłownie wyrwana z "idealnego" świata powinno być o wiele ciężej dostosować się do "gorszych" warunków. A tu spotkała mnie taka niespodzianka...
O życiu w sektorze A dowiedziałam się dzięki zawartości "odtworzonej" tu książki (audiobooka) napisanej przez doktora Waya, której Robert słucha na wygnaniu. Dopiero po przymusowym opuszczeniu idyllicznego miejsca bohater zaczyna zauważać jego wady. Tak. Okazuje się bowiem, że nie ma jednak idealnych miejsc. Opisany twór z kartki na kartkę zaczyna przeistaczać się w coś coraz bardziej nam znajomego. Miejsce, w którym codziennością stają się segregacja, walka o władzę, wysoki wskaźnik przestępczości, rosnące bezrobocie, walka o wolność. Czy to faktycznie tylko utopia? Już w obecnych nam czasach widać zaczątki przedstawionych tu zmian. Aż strach momentami czytać. Coraz lepiej rozwinięte technologie tworzy się w celu ulepszenia naszego życia. Czy faktycznie tak jest?
Lekturę czytało mi się szybko. Narracja jest tu pierwszoosobowa i szkoda, że nie można dowiedzieć się jak widzą ten świat inni bohaterowie. Chętnie poznałabym punkt widzenia mieszkańców sektora B. Momentami czułam zdziwienie natrafiając na kolejne dziwne metafory, ale mimo wszystko nie zmieniły one mojej oceny tej książki. Całość można by nazwać połączeniem kontrastów. Pomieszaniem szybkiej akcji z wolniejszymi fragmentami dotyczącymi rozważań na przeróżne tematy. Na szczęście autorowi udaje się uniknąć moralizowania. Pisarz nie pozostawia czytelnika także bez kszty nadziei w osobie walczących o wolność. Cieszy również fakt, że do końca nie wiadomo jaki będzie finał tej historii. Mimo że "2049" to lektura z gatunku fantastyki można w niej odnaleźć także wiele z powieści gangsterskiej. Zatem łapcie za swą broń i przeżyjcie niejedną, ciekawą przygodę...
W XXIV wieku Ziemia umiera. W przestrzeń kosmiczną zostaje wystrzelony Yggdrasil, statek pokoleniowy, który ma zapewnić przetrwanie gatunkowi ludzkiemu...
Mocna, bezpardonowa opowieść o emocjach biorących górę nad zdrowym rozsądkiem i powrotach do domu, który pod naszą nieobecność nagle stał się zupełnie...
Przeczytane:2018-03-24,
Świetna powieść science-fiction dziejąca się w niezbyt odległej przyszłości. Pełna czarnego humoru, ale też i refleksji nad tym, co uczyni z ludzkiego życia rozwijająca się w rekordowym tempie technologia i do czego doprowadzić może wszechobecna walka klas.
Jest rok 2049. Podziały społeczne nie są już jedynie sloganem polityków, lecz widać je wyraźnie w przestrzeni miejskiej. Przykładowo, miasto Ketra w którym żyje Robert Welkin podzielone jest na dwie części - Strefę A, w której żyją wybrańcy losu nie muszący martwić się o nic, i strefę B zamieszkiwaną przez zwykłych szaraczków. Przez 25 lat główny bohater miał szczęści przynależeć do tej lepszej części świata. Niestety, niekorzystny zbieg okoliczności czy też zwykły pech sprawił, że dosłownie i w przenośni - spadł na Ziemię i z unoszącej się w chmurach luksusowej Strefy A wylądował w zwyczajnej Stefie B. Nagle musiał zmierzyć się z takimi problemami jak brak pracy, korki na ulicach i brzydka pogoda. Jak ten pupilek losu odnajdzie się w rzeczywistości, w której szczęście dopisuje tylko nielicznym? I czy rzeczywiście będzie chciał za wszelką cenę ją opuścić?
Jak to dobrze że powstają jeszcze książki science-fiction których bohaterami są ludzie, a nie roboty, mutanty i inne dziwadła. I jak dobrze, że pisarze tego gatunku potrafią go jeszcze traktować z przymrużeniem oka, bez świętego przekonania o tym, że to o czym piszą wydarzy się naprawdę. Powieść Rafała Cichowskiego nieco parodiuje utwory, których akcja dzieje się w dalekiej przyszłości - ulice noszą imiona gwiazd dzisiejszej popkultury, papier, książki i wszelkie wytwory kultury analogowej są drogocennym antykami, pieniądze przelewa się za pośrednictwem łącza Bluetooth umieszczonego w każdym portfelu, który do tego (wraz z telefonem, komputerem i innymi niezbędnymi gadżetami) znajduje się w zegarku, a wirtualne gwiazdy cyberprzestrzeni powoli zaczynają wypierać artystów z krwi i kości. Ludzie co prawda zmagają się z tym samymi problemami co i dziś (choć pojawiają się i nowe, np. czy zabicie postaci stworzonej wyłącznie z pikseli traktować jako morderstwo czy jedynie występek hakera), marząc o lepszej przyszłości. Lecz w 2049 roku nie gra się już w lotto, lecz czeka na wylosowanie przydziału do luksusowej Strefy A. Skutki wygranej na obu tych loteriach są pozornie takie same - permanentny luksus i brak problemów do końca życia - ale czy na pewno?
I tutaj pojawia się gorzka refleksja płynąca z tej zabawnej książki - nie musisz się o nic martwić, od niwelowania nieprzyjemnych aspektów życia masz ludzi, ale czy dzięki temu żyjesz w pełni? Egzystencja mieszkańców Strefy A - choć bogata w dobra materialne - wydaje mi się bardzo uboga. robią tylko to na co mają ochotę, pracują wyłącznie w zawodach do których mają predyspozycje, mogą nawet wybierać najbardziej odpowiadającą im pogodę... Nie dziwię się, że opuszczającego to niby idylliczne miejsce Roberta zdziwiły przede wszystkim dźwięki i kolory towarzyszące życiu ludzi ubogich, bo jego życie takich bodźców było właśnie pozbawione. Swój dobry los miał podany na tacy, o nic nie musiał walczyć, ale co za tym idzie nigdy nie odczuł radości płynącej z osiągnięcia sukcesu czy też wygrzebania się z poważnych tarapatów. Najbardziej znamienna jest dla mnie scena, w której dwie inne osoby, również wyrzucone ze Strefy A, miast płakać nad swym niepewnym od tego momentu losem, rzucają się sobie w ramiona, szczęśliwe, że "na wolności" wreszcie mogą się kochać. Bo w Stefie A mieszkańcom dobierano nawet partnerów, tak by wzajemnie nie stwarzali sobie problemów.
Prawdopodobnie doczekam roku 2049, będę wtedy miała 62 lata. Jak na współczesne standardy - jeszcze nie tak dużo, jeszcze mogę sporo pożyć. Ale czy chciałabym dokończyć swego żywota w luksusowej Strefie A, bez żadnych problemów, ale i bez żadnych wrażeń? To już chyba wolę tradycyjnego totolotka, za pieniądze w nim wygrane przynajmniej sama zorganizuję sobie życie. Na moich zasadach. Wydaje się, że 34 lata które zostały nam do tytułowego 2049 roku to nie tak wiele i nie mamy co przejmować się, że za te 34 lata całkowitą kontrolę nad nami przejmą komputery. Ale czy w pewnej mierze nie zawładnęły one nami już dziś? Jak długo jesteśmy w stanie wytrzymać bez internetu, skoro większość spraw rozwiązuje się dziś za jego pośrednictwem? Do sieci przeniosły się już wszystkie banki, za wszelkie usługi robimy przelewy bez wychodzenia z domu. W internecie można kupić z dostawą do domu wszystko czego dusza zapragnie. Sieć - według statystyk po miejscu pracy i szkole - jest trzecim miejscem w którym poznajemy życiowego partnera, wyprzedzając tym samym dyskoteki i spotkania towarzyskie, słynące do tej pory jako miejsca do polowania na swą drugą połówkę. Coraz więcej nowoczesnych firm zleca swym podwładnym pracę zdalną... Napisany w 1949 roku "Rok 1984" George'a Orwella też wydawał się antyutopią, powieścią science-fiction. A jednak śledzący każdy krok Wielki Brat się pojawił, co prawda nie w 1984 roku a 15 lat później, ale jedna się pojawił. Być może zatem za jakieś 50 lat krytycy literaccy nie będą pisać o książce Rafała Cichowskiego jako o zabawnym science-fiction, lecz traktować ją niczym przypowieść o czasach, które w końcu nadeszły.
Recenzja pochodzi z mojego bloga "Świat powieści": http://swiat-powiesc.blogspot.com/