Wśród coraz bardziej oryginalnych graficznie, goniących za modą i trendami publikacjami kierowanymi dla najmłodszych czytelników momentami brakuje tradycyjnych, bliskich dorosłym czytelnikom opowieści z ich dzieciństwa. Książek obfitujących w przygody, w bohaterów z krwi i kości i wszechobecnego, inteligentnego i smacznego żartu. Dzieciom – ale też dorosłym czytelnikom – krótko mówiąc: wszystkim szukającym dobrej zabawy, chwili z absurdalnym humorem i świetnie skonstruowanymi postaciami warto polecić kolejną publikację Wojciecha Letkiego, Zbójeckie historie.
Na pierwszych stronach książki Wojciecha Letkiego poznajemy Janka, młodego chłopaka, którego pech nie odstępuje na krok. Jednak dzieje się tak tylko do czasu, gdy wreszcie uśmiechnie się do niego szczęście. Janek spotyka bowiem na swojej drodze Madeja – dobrego zbója, który postanawia wziąć chłopaka pod swoje skrzydła. Jeśli jednak myślicie, że Zbójeckie historie to opowieści tylko o przygodach Janka i Madeja na ich wspólnej, nowej zbójeckiej ścieżce, to grubo się mylicie. Autor kreśli jeszcze kilka bardzo ważnych historii z udziałem tych bohaterów, jednak zupełnie niespodziewanie, trochę jakby przypadkiem, wprowadza na karty książki kolejne postaci. Bohaterowie ci – zły zbój Krwawy Euzebiusz, Strach na wróble czy król Dzierżymur Dwunasty – z czasem spychają na plan dalszy Janka i Madeja. I chociaż trochę żal czytelnikowi, że wspólne ścieżki z bohaterami pierwszych stron książki już się rozeszły, to kolejne rewelacyjne przygody nowych bohaterów zupełnie ten żal niwelują.
A przygód w książce, choć liczy ona niewiele ponad dziewięćdziesiąt stron, jest co niemiara. Mało by mówić o zbójeckich podbojach Madeja, Janka czy złego Euzebiusza. Trudno zatrzymywać się także przy niesamowitych przygodach dwóch zbójów w stolicy. Jednak tego, co przydarzyło się Euzebiuszowi w fabryce wiatru, chyba już żaden czytelnik się nie spodziewa.
Żarty towarzyszą czytelnikowi na każdej niemal stronie książki i stanowią dopełnienie, uzupełnienie czy po prostu nieodłączny element, swoisty „smaczek" każdej kolejnej opisanej przez Wojciecha Letkiego przygody. Trochę w Zbójeckich historiach wyczuć można absurdalnego dowcipu przywodzącego na myśl Muminki Tove Jansson, miejscami też Zbójeckie historie nawiązują do Czarnoksiężnika z Krainy Oz Lymana Franka Bauma. Podsumowując: to znakomita, przypominająca klasyczne opowieści dla młodych czytelników, prawdziwa uczta literacka.
Zbójeckie historie zostały świetnie zilustrowane przez Beatę Kuleszę-Damaziak. Rysunki są czarno-białe i w przeważającej większości zawierają tylko konturowe zarysy bohaterów bądź opisywanych w książce przedmiotów. Jednak szczególną uwagę zwracają kolaże, w których połączone zostały fragmenty fotografii z konturowymi obrazkami – na przykład myszy przegryzające sznur czy szlochająca na tle murów miasta mała księżniczka. Ilustracje znakomicie oddają atmosferę opowieści i chociaż jest ich niewiele, doskonale dopełniają całość.
Książkę czyta się błyskawicznie. To świetna propozycja zarówno dla młodych czytelników, którym rodzice pragną zaszczepić miłość do awanturniczych i błyskotliwych opowieści, jak i dla dorosłych, którzy choć na chwilę chcieliby cofnąć się do czasów swojego dzieciństwa. Zbójeckie historie to jednak nie tylko ciąg szalonych przygód kolejnych barwnych bohaterów. Książka niesie także ważne treści, mówiąc o bezinteresownej przyjaźni, poświęceniu w imię lepszej sprawy czy też szacunku do rodziców. Lekka, a przy tym niosąca uniwersalne przesłanie książka dla młodszych i starszych czytelników.
PRL – cóż to za dziwna, zapomniana już kraina? Obca nam dzisiaj jak odległa planeta. Zaciera się pamięć o tym, jak wtedy żyliśmy, a młodsze pokolenia...
Jeśli sądzisz, że znasz bohaterów warszawskich legend, to… jesteś w błędzie. A w każdym razie tu spotkasz ich zupełnie nowe wcielenia Bazyliszka...