Z książek Beaty Pawlikowskiej zawsze wypływały całe strumienie optymistycznych, podbudowujących myśli. Na zdjęciach królowała uśmiechnięta blondynka w otoczeniu egzotyki, a na stronach – zabawne rysunki autorki. A tu nagle depresja i niemoc. O co chodzi? Czy ta spełniona, szczęśliwa kobieta ma prawo do czarnych myśli?!
Już na początku przyznaje sama Pawlikowska: Nie było mnie, nie było świata, nie było ludzi, nie było przyszłości. Nie było nic. Po prostu nic. Była tylko próżnia. Taka jak przed stworzeniem świata. Ciemność i pustka. Jaka pustka, jaka ciemność? A co z tymi wszystkimi pozytywnymi myślami, które dostawaliśmy w poprzednich książkach, co z tą radością poznawania świata, cieszenia się ludźmi? Z mojej dzisiejszej perspektywy wynika, że większość ludzi w naszej zachodniej cywilizacji cierpi na to samo, co ja wtedy, czyli stan permanentnej depresji, która staje się czymś tak naturalnym, że przestaje się na to zwracać uwagę. Brzmi złowieszczo, ale... jakże prawdziwie. Nie ma chyba osoby, która nie przyznałaby autorce racji.
Beata Pawlikowska w swojej książce pokazuje, jak małymi kroczkami oswajała swoją depresję, swoje lęki i poczucie beznadziei. Jak pochylała się nad nimi, jak brała za rękę i przytulała. Nazywa depresję samotnym, przerażonym bobasem, co pozwala spojrzeć na nią jak na zalęknione dziecko. A kto nie zlituje się nad biednym dzieckiem? On jest w tobie i zawsze w tobie będzie. Nie można go wygonić, spętać ani zagłuszyć. Można jednak oswoić, zaprzyjaźnić i nauczyć nowego sposobu myślenia. Wtedy rozwiążą się zapętlone emocje, a krew znów zacznie krążyć po twoich żyłach, serce odetchnie i system wróci do równowagi.
Pawlikowską można cytować bez końca. Jednak bez głębszej, prywatnej refleksji, jej słowa mogą się wydać rzucane niepotrzebnie na wiatr. Lepiej usiąść z nimi w ciszy, posłuchać delikatnego głosu, dać się ponieść. Tym bardziej, że książka wzbogacona jest o materiały multimedialne, można także posłuchać autorki osobiście czytającej swoją książkę. Kto nie lubi czytać, a woli porozmawiać – audiobook będzie doskonałym pomysłem. To lektura nie tylko dla tych, którzy podejrzewają u siebie depresję. To książka właśnie szczególnie dla tych, którzy jej u siebie nie dostrzegają, żyjąc pozorami.
I na koniec: Nasza depresja jest prezentem od życia. Dostajemy do dźwigania ciężar tak wielki, żeby przestać udawać, że dajemy mu radę. W ten sposób dobre życie zmusza nas do poszukiwania prawdy, przyznania się do niej i do podjęcia prawdziwej odpowiedzialności za siebie. Nawet w depresji można znaleźć coś pozytywnego. Pomocą służy tu Beata Pawlikowska.
Nowy Rok zaczęłam na Jawie. Przejechałam przez góry, lasy i pola ryżowe, weszłam na szczyt czynnego wulkanu, żeby zajrzeć do wnętrza ziemi. Spędziłam kilka...
Muzyka prowadziła mnie przez życie. Pod wpływem muzyki zaczęłam pisać opowiadania i książki. W każdej podróży zawsze towarzyszyła mi muzyka. W...