Chociaż na samą myśl o tym dorosłym podnosi się ciśnienie, a spowodowane bezradnością łzy cisną się do oczu, to przemoc wobec najmłodszych – zarówno ta psychiczna, jak i fizyczna – jest zjawiskiem powszechnym. Parafrazując piosenkę śpiewaną przez maluchy - dzieci są po to, by je kochać – nie zaś krzywdzić czy wyładowywać na nich swoje żale i frustracje. Uczestniczką takich właśnie przykrych i bolesnych doświadczeń jest Zoe, mała bohaterka książki Davida Walliamsa, zatytułowanej Szczuroburger.
Zoe była kiedyś szczęśliwa. Jednak po śmierci mamy i po tym, jak tata stracił pracę w miejscowej lodziarni, jej radosne dotychczas życie rozsypało się jak domek z kart. Miejsce mamy zajęła potworna, leniwa, egoistyczna i wulgarna macocha, a zamiast do pracy tato zaczął każdego ranka wychodzić do pubu. Na domiar złego dzieciaki z osiedla upatrzyły sobie Zoe – drobną jak na swój wiek i rudą dziewczynkę – i wytypowały ją na szkolną ofiarę. Przepychanki, obelgi i opluwanie stały się codziennością Zoe.
Mimo złego traktowania, nękania, dokuczania, a nawet bicia dziewczynka wciąż jest przekonana o tym, że jej życie może się zmienić, jeśli tylko będzie wierzyła w swoje marzenia. A marzenie Zoe – z pozoru abstrakcyjne i niemożliwe do spełnienia – daje dziewczynce poczucie sensu i cel, do którego zmierza małymi kroczkami. Zoe pragnie wytresować swojego szczura-przybłędę tak, by dawał on pokazy akrobatyczne i rozweselał w ten sposób ludzi. Niemożliwe? Na pewno nie bardziej niż plany czającego się w obskurnej furgonetce Burta, sprzedawcy burgerów, który czyha na życie wszystkich okolicznych gryzoni…
Szczuroburger nasuwa miejscami na myśl sceny z musicalu Sweeney Todd. Chociaż cele, jakie realizują Burt i Swenney, diametralnie się różnią, to obaj bohaterowie pchani są niepohamowaną żądzą zemsty. Jest mrocznie, jest strasznie, ale wszystkie te zabiegi mają swój cel…
W Szczuroburgerze David Walliams prezentuje czytelnikom plejadę zacnych antybohaterów. Jest nauczycielka historii, Panna Mikrusińska, która stanowi doskonały przykład tego, jakich cech na pewno pedagog posiadać nie powinien. Jest Sheila, macocha Zoe, dla której otaczający ją - i najbardziej interesujący – świat kończy się na czubku jej własnego nosa. No, może nieco dalej – ma go na wyciągnięcie ręki, gdy sięga po ukochane prażynki krewetkowe. Jest samolubną, bezwzględną egoistką, która za nic ma nie tylko Zoe – niechciany dodatek do męża – ale także ojca dziewczynki, którego traktuje jak głupka i nazywa bezużytecznym gamoniem. Jak nietrudno się domyślić, sama z siebie nikomu nigdy niczego nie daje. Nie pracuje, utrzymuje się z zasiłku męża i wysiłek ponad miarę stanowi dla niej zmiana kanałów w telewizorze. Na równi z macochą można postawić Burta, który jest zły do szpiku kości. Chociaż skrzywdzony i upośledzony, nie przestaje realizować swoich planów. Wydaje się nawet, że im bardziej „cierpi”, tym silniej pragnie krzywdzić innych – mniejszych i słabszych od siebie. Podobną postawę – krzywdzenia mniejszych i słabszych od siebie – realizuje Tina Trotts, osiedlowa łobuziara, która czeka tylko na moment, by po raz kolejny upokorzyć Zoe.
Błędem byłoby jednak niedostrzeżenie w Szczuroburgerze nadziei. A ta z każdą kolejną stroną rozbłyska z coraz większą intensywnością. Wiara w szczęśliwe zakończenie staje się motorem napędowym dla Zoe, która wyrywa w końcu tatę ze szponów nałogu. Chociaż życie nie oszczędzało dziewczynki i jej ojca, to siła marzeń i determinacja w dążeniu do celu sprawiły, że wszystko mogło się zmienić. I to na lepsze, oczywiście.
Podczas lektury Szczuroburgera czytelnik uroni zarówno łzę radości, jak i smutku. Śmiał się będzie z perypetii niezastąpionego Raja – cwanego sklepikarza, którego fani publikacji Walliamsa z pewnością pamiętają z innych książek tego autora, a zasmucą się, wchodząc w skórę Zoe – zwłaszcza na pierwszych stronach opowieści.
David Walliams w Szczuroburgerze dotyka bardzo ważnych spraw. Pod powierzchnią przerysowanych i zupełnie nierealnych w rzeczywistym świecie (chociaż kto to wie, co sprzedaje się w obwoźnych gastronomicznych kramikach?) poczynań demonicznego sprzedawcy burgerów kryje się opowieść o jak najbardziej w naszym świecie realnej krzywdzie - i to krzywdzie dotykającej najsłabszych. Walliams pokazuje, że przemoc nie bierze się znikąd. Mali oprawcy czerpią wzorce od starszych – rodziców i opiekunów – dokuczając i maltretując młodsze, słabsze od siebie dzieci. Utwierdzają się w przekonaniu, że tylko siłą i przemocą można osiągnąć upragniony cel. Żyjąc przez lata w takim przeświadczeniu, wyrastają na kolejnych dorosłych, którzy swoje zachcianki czy frustracje realizują przy pomocy pięści czy maltretowania psychicznego. I koło się zamyka. Na szczęście – jak udowadnia Walliams – można przerwać ten błędny krąg, wyrwać się z objęć strachu, samotności i lęku, by wreszcie sięgnąć marzeń. Czasami tych najprostszych, wręcz przyziemnych – o szczęśliwej i uśmiechniętej rodzinie.
Wszystkie serwisy informacyjne prześcigają się w doniesieniach o zuchwałych kradzieżach bezcennych przedmiotów. Przestępstwa do złudzenia przypominają...
Pelargonia Potulna ma wszystko, czego tylko zapragnie. Ale wszystko jej nie wystarcza. Chce więcej, więcej i więcej! Pewnego dnia oznajmia rodzicom, że...