Każdy z nas nosi w sobie jakiś sekret. Tajemnicę, której nie jesteśmy w stanie zwrócić wolności z obawy, że ta może przyczynić się do wielu szkód. Bronimy jej zawzięcie niczym wygłodniały pies kawałka śmierdzącej kości znalezionej pod balkonami na osiedlu. Traktujemy ją jak skarb, gdzie – zamiast go odkopać – zakopujemy jeszcze głębiej, chowając pod dodatkową warstwą słów i dobrych min do złej gry. Po prostu czujemy taką wewnętrzną potrzebę zachowania tej wiedzy tylko dla siebie. Tylko że są takie sekrety, dla których trzeba przerwać passę milczenia...
CZY JESTEŚ W STANIE WZIĄĆ NA SWOJE BARKI CZYJEŚ CIERPIENIE?
Gdybym odważnie stwierdziła, że w sporym stopniu nie przewidziałam tego, w jakim kierunku podąża fabuła, to unosiłaby się nade mną gęsta mgła czystego fałszu. Niestety, zdarzało mi się bezproblemowo odkrywać dalsze kroki bohaterów. Także szybko odkryłam, co takiego sprawiło, że dotąd wesoła i towarzyska Melinda przeistoczyła się w wycofaną, nieco zgorzkniałą nastolatkę. Pomogła mi w tym przedmowa, gdzie jej autorka umiejętnie nakierowuje nas na tę ścieżkę, nie pozwalając snuć dodatkowych domysłów. Gdyby to ode mnie zależało, zrezygnowałabym z tego wstępu. Doskonale rozumiem, że ten list do czytelnika jest aktem odwagi, bo nie każdy byłby gotowy do takiego wyznania, jednak wolałabym umiejscowić go na końcu. W ten sposób historia zyskałaby status bardziej tajemniczej. To jednak nie przeszkodziło temu, bym odczuwała całą gamę emocji. Chociaż „Speak” jest okraszony gorzkim humorem, pozwalającym dojrzeć oczywiste rzeczy w krzywym zwierciadle, nie da się ukryć, że to właśnie strach, samotność oraz niezrozumienie grają tutaj pierwsze skrzypce. Nawet nie zliczę, ile razy pragnęłam wślizgnąć się na karty powieści, aby porwać Melindę w ramiona, starając się przejąć na siebie część jej bólu. O niczym innym nie śniłam, jak o wyrwaniu cierni, które zalegały nie tylko w sercu odtrąconej przez „przyjaciół” nastolatki, ale również w umyśle. Piekielnie bolało mnie jej cierpienie, jak i ludzka znieczulica. Nie byłam w stanie pojąć, jak bardzo trzeba być zaślepionym i egoistycznie podążającym za swoją wizją kogoś, by nie dostrzec, że poprzez swoje nienaturalne zachowanie, nastolatka wręcz błagała o pomoc.
Właśnie na ten czynnik wyczula Laurie Halse Anderson – na znieczulicę społeczną. Nie każdy, kto cierpi, jest w stanie powiedzieć głośno, co jest powodem jego zachowania czy wyglądu. Nie bójmy się przeciwstawić ciążącym nad taką osobą stereotypom. Zapomnijmy o kpiących spojrzeniach tych, którzy tylko liczą na dobrą rozrywkę, dokuczając innym tylko dlatego, że nie są ich wiernymi kopiami. Nie żyjmy w zgodzie ze stwierdzeniem „człowiek człowiekowi wilkiem”. Postarajmy się wyciągnąć pomocną dłoń. Wysłuchać ich. Wesprzeć ramieniem. Spróbować pokazać, że ukrywanie problemu sprawia, że ich sprawca czerpie satysfakcję. Ale – przede wszystkim – nie można się narzucać. Jeżeli nasze wsparcie zostanie odrzucone, nie starajmy się robić czegoś na siłę. Nie pozwólmy jednak, by cała sprawa została zapomniana. Obserwujmy, aby w razie konieczności zainterweniować. Pamiętajcie – ignorując problem, stajecie się współwinnymi.
ZAŁOŻENIE MASKI JEST O WIELE ŁATWIEJSZE NIŻ JEJ ZRZUCENIE
Niegdyś Melinda była wesołą, towarzyską dziewczyną. Nie miewała żadnych problemów w nauce, a wolny czas spędzała w towarzystwie najlepszych przyjaciółek, z którymi nie umiała się rozstać. Niestety nie mogłam poznać jej na tym etapie życia. Kiedy nastolatka „przedstawiła” mi się, tworzyła już wokół siebie barierę izolacyjną. Jej myśli spowijał sarkazm, a słowa... oj, o to w jej towarzystwie było ciężko. I właśnie ten czynnik powinien zastanowić tych, którzy znali ją od tej pełnej życia strony. Melinda zamknęła się w sobie, nie pozwalając nikomu się do siebie zbliżyć. Znacznie wcześniej odkryłam, co takiego stoi za jej zachowaniem, lecz kiedy ta przypomniała sobie tę paskudną chwilę... Wtedy wreszcie by ją zrozumieli! Tylko jak tego wymagać od obcych osób, skoro nawet przyjaciółki postanowiły się od niej odwrócić? A raczej pseudo przyjaciółki. Gdyby takowymi były, to spróbowałyby dociec, co jest nie tak z Melindą. A tak osądziły ją z góry. Nie pozwoliły się wytłumaczyć, tylko z miejsca odcięły od niej, robiąc z dziewczyny wroga publicznego numer jeden. Ugh, doprowadzały mnie do szewskiej pasji! Nie lepsza okazała się Heather. Z początku wydawała mi się przyjazną duszą, która nie zwraca uwagi na docinki, jakimi karmiono jej nową znajomą. Cóż, im bardziej ją poznawałam, tym bardziej pragnęłam wykrzyczeć tej dziewusze w twarz, jaką jest egoistyczną żmiją.
Nie inaczej było z rodzicami Melindy. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że zaszły w niej nagłe, niezbyt dobre zmiany. Czy usiedli z nią i próbowali z nią porozmawiać, by wyciągnąć z niej prawdę? A gdzie tam! Szukali przyczyny tego problemu w czymś innym. Zachowywali się tak, jakby pozjadali wszystkie rozumy i tylko ich wersja zdarzeń zdawała się prawidłowa. Szkoda tylko, że w ten sposób zrażali córkę do siebie, przez co ta coraz bardziej się od nich odsuwała. Więcej zrozumienia wykazywał nauczyciel plastyki, pan Freeman. Mężczyzna nie skreślił nastolatki jak pozostali (bo nawet nauczyciele umieli jedynie wytykać jej błędy, nie interesując się jej stanem). Uwierzył w nią, pokazując, że pomimo wyrobionej przez ludzi reputacji, dziewczyna może liczyć na jego dobre słowo oraz wsparcie. I właśnie tym zdobył moje serce!
Każdy, kto będzie oczekiwał od Laurie Halse Anderson powalającego na kolana stylu pisania, może smutno westchnąć. Autorka posługuje się prostym językiem, który z marszu przemówi do nastoletnich czytelników. I nie tylko on. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy pani Anderson przelała na mnie cały ciężar Melindy, co zaowocowało tym, że znacznie bardziej wszystko odczuwałam. Po prostu stałam się nią! Tym samym znane mi dotąd schematy odeszły w niepamięć (i nie tylko ze względu na stronę emocjonalną – warto zauważyć, że ta książka powstała dwadzieścia lat temu!), a ja nie umiałam oderwać się od „Speak”!
Przyjemnym dodatkiem okazał się wywiad z autorką, z którego dowiedziałam się nie tylko, jakie emocje odczuwała podczas pisania czy jak powstał pomysł na książkę. Laurie Halse Anderson ukazuje się również od prywatnej strony. Dzięki temu odkryłam, co jeszcze kryje się za historią Marisol i skąd w niej tyle życia. Natomiast co się tyczy korekty... W niektórych słowach brakowało literek lub były one poprzestawiane, a przecinki gubiły się pomiędzy wyrazami, z którymi nie powinny się zapoznawać. Oczywiście te drobne błędy pojawiają się sporadycznie, jednakże osoby mocno wyczulone na to mogą nie przyjąć ich z otwartymi ramionami.
Podsumowując, pierwsze, oryginalne wydanie „Speak” zaistniało na rynku czytelniczym dwie dekady temu, lecz poruszany w niej problem jest (niestety) ponadczasowy. I choć jesteśmy w stanie przewidzieć losy Melindy, nie warto tej książki z tego powodu skreślać. Laurie Halse Anderson, z dozą cierpkiego humoru, stworzyła ujmującą historię, która chwyci za serce każdego, kto nie umie przejść obojętnie wobec cierpienia. Warto dać jej szansę.
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2019-02-27
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 13-15 lat
ISBN:
Liczba stron: 256
Tytuł oryginału: Speak
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Anna Matyszczak
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Od pierwszego dnia w liceum Melinda Sordino wie, że jest szkolnym wyrzutkiem. Ona... no cóż, poważnie naruszyła zasady życia szkolnej społeczności. Dawne...
Hayley Rose wygląda jak przeciętna nastolatka i stara się prowadzić normalne życie, jednak musi stawić czoło problemom, o których nie śniło się jej rówieśnikom...