Tomasz Płachta, bohater znany już czytelnikom z debiutanckiej powieści Daniela Koziarskiego „Kłopoty to moja specjalność czyli kroniki socjopaty”, zwiedziony historiami o łatwej i szybkiej karierze na Wyspach Brytyjskich wyrusza do Londynu, by tam, w wymarzonej pracy, zarabiać góry pieniędzy. Rzeczywistość – jak to zwykle w takich sytuacjach bywa – stoi w sprzeczności z marzeniami, szybko i boleśnie sprowadzając Polaka na ziemię. Tomek, żeby przeżyć, musi imać się różnych zajęć – zajęć, których w Polsce nawet by się nie tknął. Najpierw pracuje na czarno w smażalni należącej do Pakistańczyka, potem trafia do sklepu z zabawkami, a jego szefem staje się Chińczyk. Kolejnym miejscem, w którym ląduje Płachta jest Super Quality Foods.
Mężczyzna próbuje też szczęścia w sklepie muzycznym i jako butler na żydowskim przyjęciu, jako specjalista od HR, pracownik sklepu papierniczo-biurowego i sklepu charytatywnego – i nawet z tego ostatniego zostaje wyrzucony. Dewiza z pierwszego tomu, „Kłopoty to moja specjalność”, znajduje potwierdzenie i w tomie drugim. Tomasz Płachta posiada rzadką umiejętność pakowania się w tarapaty, a przy jego aspołecznym i aroganckim sposobie bycia nietrudno o kolejne katastrofy. Płachta jest prowokatorem. Przyjemność sprawiają mu pyskówki i dyskusje prowadzone dla samego udowodnienia swoich racji. Nie posiada bohater zmysłu dyplomacji i bardzo często celowo wyzłośliwia się i dogryza swoim rozmówcom. Sam prosi się o kłopoty, które go spotykają. Stosuje dwie strategie – albo udaje niedoinformowanego w sytuacjach oczywistych, albo podsyca gniew interlokutora przez celowo wyolbrzymiane, wręcz oskarżycielskie uwagi. Trzecia ewentualność, faktyczny przypadek – to u Płachty rzadkość. Inna sprawa że w wielokulturowym i do granic absurdu politycznie poprawnym Londynie urazić kogoś jest bardzo łatwo.
Podpada zatem Płachta osobom niepełnosprawnym (traf chce, że przed wizytą chłopca bez nogi doznaje kontuzji – utyka, co zostaje odebrane jako naśmiewanie się z klienta), starszym i schorowanym (kiedy zajmuje staruszce na wózku toaletę dla niepełnosprawnych), homoseksualistom (na przykład gdy bierze jedną z lesbijek pomyłkowo za chłopaka), Murzynom (którzy każdą odmowę lub sprzeciw wobec ich żądań biorą za przejaw rasizmu i szantażują takimi oskarżeniami każdego), Chińczykom (bo wystarczy palcami naciągnąć skórę w kącikach oczu dla uzyskania lepszej ostrości widzenia), Żydom (tu pojawia się jedna ze scen wymuszonych, kiedy to Płachta numer obozowy wytatuowany na ręce gościa bierze ni stąd ni zowąd za zanotowaną dla pamięci informację – i ta scena ma najsłabsze umotywowanie, bo w jej prawdziwość trudno uwierzyć), muzułmanom (bo nie chce czekać na koniec modlitwy) czy grubym (nie zgadzając się na nazywanie ich „puszystymi”). Nie może też dogadać się z własną rodziną – przywiązaną do konwencji i robienia tego, co wypada. Płachta, ku rozpaczy jego matki, unika zachowania na pokaz, nie przyjedzie na pogrzeb wujka, nie przywiezie prezentu córce brata. Wyliczać można by jeszcze długo.
Każde z zachowań Tomasza Płachty zostanie odczytane opacznie – bohater będzie więc brany za złodzieja, pedofila, wyłudzacza, menela czy oszusta. Doprowadzi do nieuzasadnionej ewakuacji autobusu i śmierci kota sąsiadów, sprawi, że jego przyjaciel popadnie w konflikt z prawem. A wszystko to w jak najlepszej wierze podlanej przekonaniem, że każda intencja po wprowadzeniu w czyn zostanie zrozumiana odwrotnie. Geniusz czy banał? Dobra powieść czy szmira?
Daniel Koziarski przedstawia świat składający się z samych piątków trzynastego, świat, w którym, jeśli coś mogłoby pójść nie tak, na pewno pójdzie. Świat rządzący się prawami Murphy’ego zwielokrotnionymi i wzmocnionymi. Posługuje się przy tym Koziarski prostym schematem. Prostym do tego stopnia, że z czasem łatwym do przewidzenia – wykorzystuje sztandar politycznej poprawności i czerpie z obaw ludzi przed urażeniem kogoś. Ustawia się w opozycji do panujących trendów – protestuje przeciwko zmianom językowym, ukrywającym rzeczywistość, przeciwko braniu ulotek na ulicach, nie ma ochoty tolerować tego, czym się brzydzi (i nie ma też zamiaru ukrywać swojej postawy). Staje się przy tym obrońcą Kościoła katolickiego, wyśmiewa się z antyklerykalizmu i broni własnej wiary przed absurdalnymi politycznie poprawnymi decyzjami – jak choćby usuwaniem z miejsc publicznych akcentów religijnych lub zastępowanie ich „bezpiecznymi” neutralnymi symbolami w okresie świąt – po to, by nie urazić niczyich uczuć (przy czym uczucia chrześcijan brane pod uwagę nie są).
Koziarski bezlitośnie obnaża głupotę politycznie poprawnych pokazując, do czego może ona doprowadzać. W czarnym scenariuszu próbuje przywrócić rzeczywistości właściwe proporcje. Groteskowość świata przedstawionego to jednocześnie przestroga i bezlitosna diagnoza. Przy całej walce z nadtolerancją zastanawia się Koziarski i nad mniejszymi problemami. Porusza bolesny temat braku solidarności Polaków za granicą, z zachowania rodaków wyciągając pesymistyczne wnioski. Ukazuje obłudę, kłamstwo i zacofanie. Ostry, nieco agresywny a przy tym ironiczny styl maskuje właściwe przesłanie książki. Kto zatrzyma się na zbiorze przesądów i odwróceniu tolerancji, ten przy lekturze polegnie. Kto przebije się przez warstwę „powierzchni” – odkryje nader trafną, choć nieco koloryzowaną, ocenę rzeczywistości. Całe zmartwienie w tej chwili sprowadza się do pytania, na ile tomów przygód socjopaty wystarczy Koziarskiemu pomysłów. Ci, którzy nie zrozumieją książki, mogą ją wyklinać i atakować.
Czasem jedna decyzja może zmienić całe twoje życie. Rok 2009Smutny finał pewnej imprezy. Rozpędzone BMW uderza w drzewo. Na skutek wypadku ginie nastoletni...
Jak odzyskać płytę od umierającego przyjaciela? Jak kilkoma odzywkami przekreślić swoje szanse w rozmowie kwalifikacyjnej? Jak popsuć przyjęcie urodzinowe...