Recenzja książki: Śledzę Cię

Recenzuje: Justyna Gul

Co zrobiłby Jezus?

Przestępstwa na tle seksualnym są jednymi z najtrudniejszych do udowodnienia, przy czym potrafią doszczętnie zniszczyć życie ofiary. Niejednokrotnie napastowanie czy gwałt nie są nawet zgłaszane na policje ze strachu, wstydu czy uczucia poniżenia. Kobiety, które otwarcie mówią, co je spotkało i szukają sprawiedliwości, są niezwykle odważne. Muszą przeżywać straszne chwile wciąż od nowa, zdając relację z przestępstwa na forum publicznym, a i tak w większości przypadków przestępca wychodzi z opresji nawet bez aktu oskarżenia.

Tak dzieje się do czasu, gdy pojawi się samotny mściciel, a znakomita książka „Śledzę cię” autorstwa Karen Rose, nie zacznie nurzać się we krwi. Ofiary czy zbrodniarze i współwinni? Ten dylemat moralny lepiej pozostawić bez odpowiedzi, a wymierzanie sprawiedliwości pozostawić odpowiednim służbom. Co jednak, kiedy system zawodzi, a gwałciciele i ich obrońcy czy przekupni sędziowie chodzą bezkarni po ulicy?
Prokurator Kristen Mayhew jest jedną z najlepszych w swoim zawodzie, a praca pochłania ją bez reszty. Mimo zaangażowania, kobieta ma jednak na koncie kilka przegranych spraw, w tym jedną osobistą, sprzed lat. Najwyraźniej na sprawiedliwości zależy jeszcze komuś, tajemniczemu „uniżonemu słudze”. Trzy paczki pozostawione w jej samochodzie ze zdjęciami pięciu ciał to zaledwie początek krwawej serii. Gwałciciel, bracia handlujący bronią i pedofil – wszyscy uniknęli karzącego ramienia sprawiedliwości - przynajmniej do czasu, kiedy pojawił się On.

„What wolud Jesus do?” („Co zrobiłby Jezus?”) – te słowa są wygrawerowane na medalionie należącym do Leah. Jezus z pewnością nie dopuściłby do tego, by oskarżony o gwałty przestępca chodził po ulicach w poszukiwaniu kolejnej ofiary. Nie pozwoliłby, żeby Leah popadła w wyniku gwałtu w depresję tak głęboką, że jedynym rozwiązaniem wydało się jej odebranie sobie życia. Fakty są jednak takie, że dziewczyna nie żyje i tylko samotny mściciel może rozprawić się z przestępcami, prawnikami i sędziami. Jego lista jest długa…

Mordercę nieustępliwie tropi detektyw Abe Reagan, który powrócił do wydziału zabójstw po latach pracy pod przykrywką w wydziale narkotykowym. Podobnie jak Kristen, on też bezgranicznie oddany jest pracy, zwłaszcza od czasu śmierci żony. Wspólne śledztwo zbliża tę dwójkę życiowych rozbitków, choć rodzące się uczucie przesłania strach o Kristen. Mściciela szuka bowiem nie tylko policja, a komuś bardzo zależy, żeby go dopaść, wykorzystując do tego celu panią prokurator. Tymczasem mija już półtora tygodnia, liczba trupów i listów „wiernego sługi” rośnie, a nasi bohaterowie wciąż nie trafili na trop sprawcy.

Wraz z rozwojem akcji podnosi się też poziom adrenaliny we krwi, bowiem obok „Śledzę cię” nie można przejść obojętnie. Błyskotliwa, wstrząsająca, trzymająca w nieustannym napięciu powieść o zaskakującym zakończeniu – to tylko niektóre z zalet thrillera Karen Rose. Szokujące, brutalne sceny są niezwykle plastyczne, rozliczne postacie wnoszą nieprzerwanie nowe wątki, splatające się w jedną całość, a autorka trzyma nieustannie pieczę nad spójnością akcji. W miarę, jak samotny mściciel zbliża się coraz bardziej do swojej „najdroższej Kristen”, my też czujemy jego oddech na plecach. Jest przyjacielem czy wrogiem? Nie odwracaj się, bo czasami lepiej jest nie wiedzieć…