Po najnowszą publikację Huberta Klimko-Dobrzanieckiego sięgnęłam z ogromną niecierpliwością i niesłabnącą ciekawością, ale przede wszystkim z eksplodującym entuzjazmem. Po lekturze „Kołysanki dla wisielca” – mojego prywatnego „numeru jeden” wśród książek z gatunku literatury pięknej – „Rzeczy pierwsze”, co z przykrością muszę przyznać, kładą się cieniem na twórczości autora. Trudno wymagać, aby powieść autobiograficzna była obiektywna. Wypada jednak starać się zachować choć odrobinę dystansu wobec samego siebie. Tego w powieści Klimko-Dobrzanieckiego zabrakło, przyznać jednak muszę, że wizję autora, jego postrzeganie świata uwiecznione w „Rzeczach pierwszych” podziwiam i wraz z nim zachwycam się wieńczącymi całość drobiazgami. A zarazem – tak, jak z pewnością niejeden czytelnik – nie potrafię się z wieloma poglądami prezentowanymi w powieści autobiograficznej Huberta Klimko-Dobrzanieckiego zgodzić.
Klimko-Dobrzaniecki, będący narratorem „Rzeczy pierwszych”, zabiera czytelnika w krótką podróż po swoim czterdziestodwuletnim życiu. Trasa rozpoczyna się na oddziale położniczym, kiedy narrator przychodzi na świat. Dalej poznajemy jego dzieciństwo, relacje z rówieśnikami, rodzicami czy krewnymi. Bardzo ciepło pisarz wspomina swojego wuja i dziadka, barwnie opisując łączące ich przyjaźń i zaufanie. Dowiadujemy się także o burzliwej młodości autora, nagłej decyzji o rzuceniu seminarium, pełnej niecodziennych przygód i przynoszącej nowe doświadczenia pracy za granicą czy wreszcie o jego debiucie literackim. Wszystkie te wydarzenia, wszyscy ludzie i miejsca, choć wydają się zwyczajni, zyskują w opisach Klimko-Dobrzanieckiego aurę niezwykłości, ukrytego, subiektywnie postrzeganego piękna, a czasami nawet magii.
„Rzeczy pierwsze”, jeśli chodzi o klimat powieści, do złudzenia przypominają „Kołysankę dla wisielca”. Przesycone są absurdalnym poczuciem humoru, balansowaniem na granicy jawy i snu. Podejmowane przez autora tematy zdają się być nierzeczywiste, wręcz wyśnione, przywodzące na myśl raczej wytwory wyobraźni autora, a nie rzeczywiste wydarzenia. Klimko-Dobrzaniecki zachwyca w powieści językiem, nietuzinkowym stylem, ale przede wszystkim plastycznością serwowanych czytelnikowi porównań i metafor. Dzięki „Rzeczom pierwszym” autor udowadnia, jakim jest doskonałym obserwatorem rzeczywistości. Szara codzienność, dworzec autobusowy, podróż autostopem – wszystko to może stać się inspiracją do napisania intrygującej i wciągającej opowieści.
Ludzie, których narrator w swoim życiu spotyka, w oczach społeczeństwa właściwie niczym się nie wyróżniają. Klimko-Dobrzaniecki dostrzega jednak w nich cechy, które dodają bohaterom indywidualności, wynoszą ich poza granicę pospolitości, przydają niepowtarzalnego uroku. Hiroshi w oczach narratora przestaje jawić się jako szukający szczęścia na Zachodzie Japończyk, ale zmienia się w intrygującego, zajadającego się kiszonym mango indywidualistę, który na fermie truskawek w ślubnym kimono oświadcza się starszej kobiecie.
Trzeba jednak powiedzieć, że choć wydarzenia określające dzieciństwo narratora opisane są w sposób wręcz zachwycający, to im dalej brnie się w powieść, tym mniej życie autora okazuje się interesujące. Najbardziej kontrowersyjny wydaje się być rozdział zatytułowany „Bestseller”. Klimko-Dobrzaniecki porusza w nim problemy, z jakimi spotyka się debiutujący w Polsce pisarz. Za przykład stawia własne w tej dziedzinie doświadczenia. Sposób i ton, jakim opisuje perypetie podczas podróży promującej swoją pierwszą książkę, być może miały być w zamierzeniu wypełnione ironią i sarkazmem, ale nieobeznanemu w sytuacji rynku książek czytelnikowi wydadzą się marudzeniem frustrata.
Przyznać jednak należy, że „Rzeczy pierwsze”, choć pod względem objętości bardzo skromne, podejmują najważniejsze, macierzyste, pierwotne wręcz tematy będące istotą życia autora, ale także i każdego człowieka. Autobiografia nie musi składać się z dziesięciu tomów, aby w sposób dosadny i wyczerpujący ukazać życie człowieka. Życie, które bywa ekscytujące, zaskakujące, ale równie często przynosi porażki zamiast zapowiadanych sukcesów.
Mały niedźwiadek Bangsi gubi mamę. Bez niej czuje się jak pyłek w bezkresie. Na szczęście przygarnia go wioska Grimura. Skąd wiedzą, że jest Misiem do...
"Dom Róży" to przejmująca, bardzo osobista opowieść o starości i umieraniu w jednym w najbogatszych krajów świata. Hubert Klimko-Dobrzaniecki...