Przyszłość już się wydarzyła, ale wciąż nikt jej nie dogonił.
Republika świecidełek Pawła Sajewicza to bardzo mocna opowieść o tym, że żaden człowiek nie może istnieć w oderwaniu od społeczności, w której żyje. A żadne społeczeństwo - w oderwaniu od świata, który je otacza.
Marek to ponadtrzydziestoletni mężczyzna, pisarz, o którym niegdyś było naprawdę głośno, dziś żyjący w przekonaniu o coraz bardziej marginalnym znaczeniu literatury. Jest też Sonia - jego żona, nie do końca świadoma tego, co dzieje się wokół niej. I Agnieszka - przyjaciółka Soni, pomagająca Markowi opiekować się żoną, wreszcie zaś - kochanka mężczyzny. Żyją we wspólnym mieszkaniu, za które zapłacił ojciec Soni, wciąż wspierający finansowo córkę i jej męża. Ich życie z pewnością jest wygodne - ale czy są szczęśliwi? Czy zdają sobie sprawę z toksyczności „trójkąta”, jaki tworzą? Czy znajdą siłę, by zmienić coś w swoim życiu?
Tomek Brzeźniak. Młody mężczyzna, lewicowy działacz, ustosunkowany, dość rozpoznawalny. Pewnego dnia przyznaje się do regularnego podpalania samochodów parkujących przy jednej z warszawskich ulic. Jakie były jego motywy? Jakim właściwie był człowiekiem? Te pytania dręczyć będą czytelników do ostatnich stron powieści.
Wieść o podpaleniach dokonywanych przez Brzeźniaka staje się prawdziwym wstrząsem, katalizatorem zmian w życiu Marka, Soni i Agnieszki - jego niegdysiejszych znajomych ze studiów. Żyjąc w komforcie, przez lata żadne z nich nie dostrzegało, że świat wokół nich może w każdej chwili spłonąć. Teraz mają okazję, by się przebudzić. Tyle, że jeśli zdecydują się dostrzec problemy własne i te, które nękają ich najbliższych, będą musieli spróbować jakoś je rozwiązać. A to z przyniesie im wiele bólu.
Republika świecidełek to bardzo mocna powieść, która - w skali mikro i makro - pokazuje, co dzieje się, gdy jednostka lub część społeczeństwa jest stale ignorowana przez innych, gdy jej problemy nie są dostrzegane. Tak jest w przypadku Marka i jego bliskich. Zawsze to on był w centrum uwagi. Bezlitośnie wykorzystywał poświęcenie Agnieszki, która opiekowała się domem i zajmowała się jego chorą żoną, by Marek mógł realizować się jako pisarz. To jego frustracje, wynikające z poczucia miałkości własnej twórczości, ale też z ignorowania (znowuż - ignorowania!) przez krytyków i szerokie grono czytelników, były najważniejsze. Marek nie dostrzegał problemów Agnieszki i bólu, jaki musiało nieść jej opiekowanie się żoną własnego partnera. Myślał, że taka sytuacja będzie trwać wiecznie, uważał ją za może nie idealną, ale z pewnością najwygodniejszą z możliwych. Tymczasem rzeczywistość wybuchła mu w twarz. W jakimś sensie mechanizm, jaki zachodzi wśród bliskich Marka odzwierciedla w skali mikro to, co w ostatnich latach działo się w Polsce i co obecnie dzieje się na świecie, gdy ignorowane dotąd grupy społeczne zaczynają dochodzić do głosu, dochodzić swych praw i stopniowo się radykalizować.
Ale w powieści Pawła Sajewicza odnajdziemy o wiele więcej. Jest tu refleksja o stanie mediów, które zamiast swojego czytelnika w jakiś sposób kształtować jedynie odpowiadają na hasła, jakie wpisuje on w wyszukiwarkę internetową. Są przewrotne refleksje o znaczeniu literatury (frustracje Marka zderzają się z zaskakującymi interpretacjami jego książki, z których wynikają całkiem konkretne, choć zupełnie niespodziewane zjawiska) i tego, jak się literaturę promuje. Jest pytanie o brak szczęścia i nudę - choroby toczące sporą część nie tylko polskiego społeczeństwa. Są - wreszcie - bohaterowie, których doskonale znamy z codziennego życia.
Republika świecidełek to lektura bardzo bliska rzeczywistości. To powieść nie tylko osadzona w świecie, który nas otacza, ale też mówiąca o nim coś ważnego. I mówiąca coś ważnego o nas samych - współczesnych trzydziesto-, czterdziestokilkulatkach. O ludziach, z których wielu wciąż nie dorosło do wzięcia odpowiedzialności za własne życie.
Monotonne, studenckie życie Marka Łysiaka właśnie stanęło na głowie. Mężczyzna, który niedawno się w nim pojawił, zmarł, a jego rodzina przypuszcza samobójstwo...