Recenzja książki: Przepowiednia dla Romanowów

Postać Rasputina od lat pobudza wyobraźnię miłośników historii z całego świata. Być może to osoba, z której historią związanych jest więcej tajemnic, niż z tragiczną historią rodziny Romanowów. Po przeczytaniu książki Adrienne Sharp Prawdziwe wspomnienia Mali K wiele osób zapragnie sięgnąc po książkę zupełnie inną - po luźno opartą na faktach powieść Steve'a Barry'ego Przepowiednia dla Romanowów. Niestety, nie będzie to wybór do końca trafiony...

 

Fabuła rozpoczyna się w czasach współczesnych, a głównym bohaterem okazuje się niejaki Lord Miles. Powieść od pierwszych stron nuży, autor nie potrafi przykuć uwagi czytelnika i dopiero około połowy książki można doczekać się przyspieszenia akcji, bardziej absorbujących wątków i wydarzeń. Dopiero wyruszenie na poszukiwania potomków Mikołaja II w kompanii kruka i orła okazuje się fascynującą przygodą. Morderczy pościg za Lordem staje się coraz bardziej zaciekły i brutalny... 

 

Postaci Lorda Milesa nie można, niestety, zaliczyć do najbardziej interesujących kreacji literackich. Bohater ten najzwyczajniej w świecie irytuje. Z pozoru inteligentny, lecz tak przerażająco naiwny i łatwowierny, że wydaje się to wręcz niemożliwe. Ciekawszą postacią jest Thorn. Prawnik, pełen mądrości oraz oddania dla sprawy, rodziny, a przede wszystkim - kraju, człowiek o nadzwyczaj wyostrzonej intuicji.

 

Z niepokojem czyta się relacje z 17 lipca 1918, a także opis następujących później nim zdarzeń. Niesnaski, jakie tworzyly się wówczas między Rosjanami, pijaństwo, niezdecydowanie i pośpiech mogły uratować część carskiej rodziny. A jaką przyszłość wywróżył Rosji Steve Barry? O tym można przekonać się podczas lektury Przepowiedni dla Romanowów.

 

Książka Steve'a Barry'ego nie spełni zapewne wygórowanych oczekiwań większości czytelników, jednak mimo początkowej nudy można po nią sięgnąć. Kiedy bieg zdarzeń nabiera tempa, powieść okazuje się całkiem interesująca, a napięcie z każdą stroną rośnie. A alternatywna, autorska wizja historii Rosji Steve'a Barry'ego będzie dla wielu czytelników dodatkowym "smaczkiem".