Zwycięzca będzie zawsze sądzony, a zwyciężony – oskarżonym. Goring (adnotacja przy akcie oskarżenia)
Sądzę, że główną winę ponoszą: duch pogaństwa i lata systemu totalitarnego. Franz von Papen (adnotacja przy akcie oskarżenia)
Wszystko prędzej czy później się kończy. Nawet najdłuższa czy najokrutniejsza wojna dobiega do finału. I wtedy konieczne staje się rozliczenie lat cierpień, zbrodni i - przede wszystkim - ludzi za nie odpowiedzialnych. Na wojnie jednak wszystkie chwyty są dozwolone. Co, jeśli żadna ze stron nie grała czysto, nie przestrzegała prawa międzynarodowego? Wtedy pozostaje odwieczna zasada: to zwycięzca dyktuje warunki. To główna myśl, która przyświecała autorom książki Proces norymberski.
W przypadku tej publikacji kluczowy jest moment jej pierwszego wydania. Pomimo tego, że trzymamy w rękach piękną, nową, pachnącą książkę, data jej premiery sięga daleko w przeszłość. Chodzi dokładnie o rok... 1958! Lata pięćdziesiąte XX wieku to okres, gdy Niemcy musiały zmierzyść się z przeszłością - z czasem wojny. Rozpoczął się powolny proces odcinania się od przeszłości - zarówno w sensie historycznym, jak i prawnym.
To historia, o której trzeba pamiętać, ale… tylko historia.
Nie bez znaczenia jest też tożsamość samych autorów. Joe J. Heydecker i Johannes Leeb, są Niemcami. Nie jest to ich jedyna publikacja na omawiany temat. Na rynku dostępne są też: Proces w Norymberdze oraz Trzecia Rzesza w świetle Norymbergi: bilans tysiąca lat. Szukając dalej, znajdziemy też jeszcze jedną publikację. Tym razem samego Joe J. Heydecker'a: Moja wojna. Opisuje w niej swoją przymusową służbę w Wehrmachcie oraz walkę na froncie francuskim, polskim, rosyjskim oraz niemieckim.
Chcielibyśmy jasno stwierdzić, że nie zamierzamy obwiniać narodu niemieckiego. Gdyby szerokie rzesze narodu niemieckiego chętnie przyjęły program partii narodowosocjalistycznej, niepotrzebne byłyby S.A., niepotrzebne byłyby również obozy koncentracyjne i gestapo. Te słowa wypowiedział główny oskarżyciel amerykański, Robert H. Jackson, w czasie otwarcia procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w 1945 roku. Autorzy zgadzają się z nim w tym punkcie.
Wracając jednak do samej książki, Proces norymberski to bardzo dokładna analiza procesu sądowego. Na pierwszy plan wysuwają się ludzie - zarówno skazywani, jak i skazujący. Zanim jednak do nich dojdziemy, przechodzimy przez rozdziały Wielkie polowanie i Droga do Norymbergi. Autorzy prezentują temat naprawdę szczegółowo. Z jednej strony pozwala to czytelnikowi dobrze poznać zagadnienie, z drugiej - przenosi ciężar uwagi (a może nawet - winy) na konkretne jednostki. Większości postaci towarzyszymy podczas aresztowania, w więzieniu, w trakcie przesłuchania. Autorzy opisują liczne detale, jak drżenie rąk, jąkanie, dzięki czemu można odnieść wrażenie, jakby się było obecnym na miejscu.
Jak ma się zachowywać sąd, jeśli niemieccy obrońcy wystąpią w tym duchu, że również inne kraje prowadziły wojny agresywne i popełniały przestępstwa kryminalne?
W książce autorzy nie ograniczają się jedynie do oceny zachowania skazywanych. Dużo uwagi poświęcono stronie przeciwnej, która w tym sporze również nie była czysta jak łza. To nie tylko ziarno niepewności, ale całe morze dygresji. Poznajemy głosy przemawiające za tym, by procesu w ogóle nie przeprowadzać - i to ze względu na własny interes. Wskazujące są też stanowiska zmierzające do uniknięcia poruszania podczas procesu kwestii własnych wątpliwości.
W naszym postępowaniu chcemy uniknąć dyskusji, czy nasze działanie stanowi naruszenie prawa międzynarodowego, czy nie. Musimy po prostu wyjaśnić, czym jest prawo międzynarodowe, tak by nie było dyskusji, czy jest to prawo międzynarodowe, czy nie. Sir Dawid
Czy można oskarżać i skazywać ludzi, mimo że nie popełnili żadnego przestępstwa kryminalnego?
Mniejszy akcent położono na problemy natury prawnej. To, że sprawców należy ukarać, nie podlegało dyskusji. Opinia publiczna widziała winę, domagała się więc kary. I tu pojawiły się problemy prawne. Czy można skazywać za czyny, które zgodnie z prawem krajowym były dozwolone? Kogo pociągnąć do odpowiedzialności? Czy kiepski stan fizyczny zwalnia z udziału w procesie? Ale czy daną osobę można chociaż skazać? Co więcej, również kwestia sądu nie była jasna. Kto powinien w nim zasiadać i gdzie powinien toczyć się proces? Na jakiej podstawie wydawać wyroki? Wszystkie te kwestie wykazały w sposób niesamowicie dojmujący, że międzynarodowy porządek prawny jest nieprzygotowany na takie sytuacje. Wszystko wymagało natychmiastowego dookreślenia i, co więcej, uwzględnienia politycznych zawiłości. Rządy podejmujące się osądu obawiały się wytknięcia im ich własnych przewinień.
W atmosferę niepokoju po obu stronach pomagają się wczuć liczne cytaty. W książce znajdziemy ich bardzo dużo. Wiele sytuacji poznajemy z kilku perspektyw. Często przytaczane są przesłuchania, których odbiór i ocena ulegają zmianie wraz z upływem czasu. Część przesłuchiwanych do samego końca broni ideologii, część przenosi na nią winę, część za wszelką cenę ukrywa swój udział w sprawie, inni przyjmują strategię „ochrony własnej skóry” za pomocą dostarczania dowodów przeciwko współoskarżonym. Te strategie zeznań to już nie tylko historia. Podobne zjawiska obserwowane są obecnie, co skłania do refleksji nad współczesnym systemem karnym, na przykład nad instytucją świadka koronnego.
Publikacja kończy się podobnie jak proces: ogłoszeniem wyroku i jego wykonaniem. Autorzy ukazują też ostatnie potyczki oskarżycieli z Hermanem Göringiem, który popełniając samobójstwo, ostatecznie nie poniósł sądowo wymierzonej odpowiedzialności. Na samym końcu umieszczono kalendarium wydarzeń oraz indeks nazwisk.
O książce można powiedzieć wiele. Z jednej strony pojawia się w niej tendencyjny ton, chęć odcięcia się od przeszłości za sprawą jednego procesu. Dla wielu jest to niemożliwe - tym bardziej, że przed sądem nie stanęli wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości. Z drugiej strony: Proces norymberski to pozycja uniwersalna. Mowa w niej o zbrodni i o karze, o sądzeniu oraz prowadzeniu procesu. Śledząc posiedzenia minuta po minucie, stajemy się świadkami wymierzania sprawiedliwości, rozpoczęcia powolnego powracania do stabilności. Prawo to jedynie narzędzie, często bardzo niedoskonałe. Nic nie zastąpi moralności, która niezależna jest od układów politycznych. Czy tak było w Norymberdze? Książka ta daje możliwość wyrobienia sobie własnego zdania.