W grudniu ubiegłego roku miałam przyjemność przeczytać Zagadkę Sary Tell – pierwszą część dwutomowego cyklu o adwokacie Martinie Bennerze, a przy tym także pierwszy kryminał od bardzo, bardzo dawna, który nie zmusił mnie do poważnego zastanowienia się nad przyszłością tego gatunku. Dlatego gdy tylko zobaczyłam Pojedynek z Diabłem w zapowiedziach wydawnictwa Prószyński i S-ka, od razu przygotowałam się na świetną intrygę i dobrą zabawę. Jak wyszło? Przekonajcie się sami.
Martinowi udało się rozwiązać zagadkę Sary Tell, wielokrotnej morderczyni, zwanej Sarą Teksas. Nie ma jednak pojęcia, co stało się z jej synkiem, który w dniu, w którym jego matka popełniła samobójstwo, zniknął z przedszkola. Czy to możliwe, by tak małe dziecko po prostu rozpłynęło się w powietrzu, nie wzbudzając przy tym zbyt wielkiego zainteresowania policji? Martin szybko musi dowiedzieć się, gdzie podział się Mio – obiecał to przecież jego ojcu, Lucyferowi, który postawił dość jasne ultimatum: "znajdź mojego syna albo zabiję twoją córkę". Poszukiwania jednak znacznie się komplikują, gdy podejrzany o dwa zabójstwa bohater wplątuje się w kolejną dziwną sprawę – zaginięcie dziennikarza.
Od samego początku akcja pędzi na łeb, na szyję – i ma to swoje zalety. Po przeczytaniu poprzedniej części czytelnik doskonale wie, że teraz żarty się skończyły, a Martin musi zmierzyć się z samym diabłem, by odzyskać swoje życie i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego w nowej powieści Ohlsson nie ma miejsca na myślenie, siedzenie na tyłku i czekanie, aż odpowiedź sama spadnie z nieba. Martin jeździ, gdzie może, rozmawia, z kim może, a także niewiele śpi, gdyż nawet jego marzenia senne pełne są mrocznych wydarzeń, dotycząc przeszłości i poważnego błędu, który nasz bohater ma na sumieniu. Mogę więc zapewnić, że sięgając po Pojedynek z Diabłem nikt nie będziecie się nudził ani przez chwilę – akcja goni akcję, a powieść czyta się błyskawicznie.
Kristina Ohlsson potrafi pisać. Chociaż to dopiero moje drugie spotkanie z tą autorką, na razie nie zmieniłam zdania o jej stylu – mrocznym, momentami ironicznym, wciągającym i bardzo lekkim. Ułatwia czytelnikowi wniknięcie w stworzony przez nią świat, przyzwyczajenie się do bohaterów i, co najważniejsze, pozwala na swobodne cieszenie się lekturą, nie zakłócając jej niepasującym słowem czy nieudanym porównaniem.
Niestety - a piszę to z dużym bólem - Pojedynek z Diabłem jest dużo gorszą powieścią niż Zagadka Sary Tell. Pomimo że pochłonęłam tę książkę w ciągu dwóch dni i bawiłam się przy niej dość dobrze, zawód zaczęłam odczuwać stosunkowo szybko. Zacznę od grzechu pierwotnego, czegoś, czego nie jestem w stanie wybaczyć żadnemu autorowi, a mianowicie "pójścia na skróty", które stosuje każdy pisarz kryminałów, pozbawiony pomysłu na rozegranie wymyślonej przez siebie intrygi. Chociaż - jak powiedziałam wcześniej - Martin nie czeka biernie na cud, najważniejsze poszlaki otrzymuje dzięki przypadkowi – a to przyśniło mu się coś, co dziwnym trafem jest ważnym elementem układanki, a to pewne słowa nie dają mu spokoju i nagle wybuchają w jego głowie falą olśnienia, a nawet - o, zgrozo - zachciewa mu się seksu i bach! trafia na niesamowicie istotną poszlakę. Nie zrozumcie mnie źle, nasz bohater nie jest ułomkiem, który niczego nie wie i potrzebuje pomocy absolutu w rozwiązaniu zagadki. Pokazał to doskonale w pierwszej części cyklu. Wychodzi jednak na to, że Kristina Ohlsson tym razem nie miała ochoty bawić się w układanie puzzli i postanowiła ułatwić sobie zadanie. Chociaż intryga była największą zaletą Zagadki Sary Tell, muszę z przykrością przyznać, że jest też piętą achillesową Pojedynku z Diabłem.
Nadzieje okazały się płonne, a zaskakujące zakończenie, na które czekałam od kiedy przeczytałam poprzednią część... Cóż, tożsamość głównego winowajcy nie będzie niczym zaskakującym dla każdego, kto potrafi czytać uważnie. Natomiast tajemnica zaginięcia synka Sary wypada dość przekonująco, choć również bez fajerwerków. Może to ja zjadłam już zęby na kryminałach, a może twórcy po prostu przestają się starać?
Pojedynek z Diabłem był sporym zawodem. Po naprawdę mocnym początku cyklu, jakim była Zagadka Sary Tell, spodziewałam się czegoś więcej. Niestety, wyszło jak zawsze. Chociaż powieść przeczytałam w krótkim czasie, a sama lektura z pewnością nie była męczarnią (a nawet sprawiła mi niejaką przyjemność), znowu na jakiś czas odpuszczę sobie kryminały...
_____________________________
Sprawdzam ceny dla ciebie ...