Książek-zwierzeń, osobistych wyznań dotyczących trudnej walki z nieuleczalną chorobą jest już na rynku literackim mnóstwo. Identyczny scenariusz z – przeważnie pesymistycznym – zakończeniem wypełniany jest powtarzalną, chociaż za każdym razem jednostkową i ważną historią, próbą utrwalenia codziennych niedogodności, ale i żarliwą chęcią ocalenia cząstki siebie dla bliskich – oraz całkiem obcych ludzi, w tym dotkniętych podobnym nieszczęściem. Ustalony jest też koloryt takich książek: powinny one mimo wszystko dodawać otuchy, nieść nadzieję, pokazywać, jak wykorzystać czas, który pozostał. Na tym tle „Ostatni wykład” Randy’ego Pauscha wyraźnie się odcina.
Wyrósł zresztą ten tom z zupełnie innej konwencji: nie z pamiętnikowo-diarystycznych zapisków, a ze zwyczaju praktykowanego na wyższych uczelniach na Zachodzie – tak zwanego „ostatniego wykładu”. W takim otwartym wystąpieniu ludzie nauki snują rozważania na temat życiowych mądrości, którymi chcieliby się podzielić z innymi. W efekcie „ostatnie wykłady” uzyskują niezwykle szeroką formułę, przeradzając się w filozoficzne, podbarwione subiektywizmem wywody.
„Ostatni wykład” Pauscha to nie tylko opowieść, jaką wykładowca przedstawił swoim studentom, ale też prezentowanie okoliczności towarzyszących ostatniemu publicznemu wyznaniu, próby przekazania czy utrwalenia przemyśleń autora, porad kierowanych do dzieci – zbyt małych, by mogły zapamiętać życiowe wskazówki ojca. To także relacja z ocalania siebie. Kiedy Randy Pausch podawał temat swojego wystąpienia wiedział już, że wszystkie terapie zawiodły i ma przed sobą kilka miesięcy życia, nie wygra z chorobą nowotworową. Nie chciał mówić o umieraniu – i choć wielu ludziom jego decyzja mogłaby się wydać infantylna – postanowił, że opowie o wadze dziecięcych marzeń. Pokazywał, w jaki sposób spełniały się jego pierwsze świadome pragnienia, ale też uczestniczył w realizowaniu pasji innych. Wszystkim działaniom autora przyświecały słowa Walta Disneya: „jeśli potrafisz o tym marzyć, to potrafisz także tego dokonać”. Pausch udowodnił głęboki sens tej dewizy. „Ostatni wykład” to nie książka o walce z rakiem. To zapis zmagań z samym sobą, przekraczania kolejnych barier, poszukiwania dróg życiowych. Byłoby autorowi blisko do popularnych poradników o samoakceptacji – gdyby nie fakt, że posiłkuje się własnymi doświadczeniami, wszystko subiektywizuje i nie próbuje za wszelką cenę przekonać odbiorców do swoich racji.
Randy Pausch jest tu wykładowcą-showmanem, poza samym wykładem przedstawia też towarzyszące mu okoliczności: próby zaskoczenia studentów, oprawę teatralizowaną i obliczoną na wywołanie jak największego wrażenia… Poza historią o spełnianiu dziecięcych marzeń skupia się też autor na tym, co ważne dla niego. Układa – podczas codziennych wycieczek rowerowych, swoisty duchowy testament, pokazując, jak przygotowuje siebie i rodzinę na to, co nieuchronne, ale także przywołuje to, co chciałby w przyszłości powiedzieć swoim dzieciom. Opowiadane przez niego historie spisywał Jeffrey Zaslow – on nadał ostatniemu „marzeniu” Pauscha formę książki. Informacje o pokonywaniu raka – a właściwie oswajaniu się z wiadomością o bliskiej śmierci – podaje Pausch mimochodem, gdzieś na marginesie wielkich ekscytacji, dziecięcych wzruszeń i anegdot, które mają związek tylko z życiem.
Pausch przedstawia czasem banalnie proste środki do osiągnięcia upragnionego celu, tym samym w rzeczywistości ucząc spełniania nawet najśmielszych marzeń. Jego opowieści wzruszają prostotą i brakiem tendencyjności. Być może historie z tej książki będą się nadawały na materiał do analiz psychologów czy socjologów. Pewne jest natomiast, że „Ostatni wykład” pochłania się z przyjemnością równą realizowaniu marzeń.
Izabela Mikrut