Smutek to bogactwo, którym nie można się podzielić
Historia Yun-su. Spisana na niebieskich karteczkach. Nędza, żal, gniew, głód, trauma, ból. Cierpienie towarzyszące mu od najmłodszych lat. Patologia alkoholizmu, wyglądająca podobnie w każdym miejscu na świecie. Utrwalone w pamięci wrzaski, bicie, strach, nienawiść. Poczucie odpowiedzialności za niepełnosprawnego młodszego brata i poczucie niesprawiedliwości pojawiające się każdego dnia. Słowo dom, wywołujące przede wszystkim niepokój. Nigdy nie zaspokojony głód miłości. Niewolnik przemocy jako jedynego sposobu przetrwania w okrutnym, wrogim i obojętnym wobec jego cierpienia świecie.
Historia Yu-jeong. Wiwisekcja dziewczyny niepokornej. Outsiderki. Od dziecka uparta, kłótliwa, niespokojna. Zdesperowana w życiu, rzucająca się na nie w gniewnym uniesieniu. Egoistyczna i egocentryczna, istniejąca wyłącznie dla siebie, wielbiąca wszelkie powierzchowne przyjemności. Niewolnica zmysłów. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to banalne życie, jakie wiodłam, systematycznie niszczyło mnie jako człowieka, a nawet gdybym to widziała, to i tak nic by to nie zmieniło. Chciałam zniszczyć siebie. Byłam typem człowieka, który czerpał zadowolenie tylko z sytuacji, w których cała galaktyka kręciła się wokół niego.
Tych dwoje spotyka się, zresztą nie z własnej chęci, a nawet chwilami wbrew tym chęciom. Ciotka Yu-jeong, siedemdziesięcioletnia zakonnica Monika, zabiera naszą bohaterkę na cotygodniowe wizyty w ciężkim więzieniu. Na spotkania z Yun-su, skazanym na karę śmierci za zabójstwo. Monika od trzydziestu lat spotyka się ze skazańcami, rozmawia z nimi, spędza czas, próbuje zmienić ich nastawienie do siebie, do ludzi, do życia, którego na ogół zostało im niewiele.
Yu-jeong. Kolejne próby samobójcze. Szybkie życie, dostatek i wszechogarniająca pustka. To, o czym jakoby marzy wielu młodych ludzi: czerpanie, branie z życia garściami. Seks bez ograniczeń, używki, lekkie życie bez zobowiązań i obowiązków. Życie szybkie, dynamiczne, w gruncie rzeczy bezsensowne i w istocie swojej nudne. Ciekawe jak lukier do zlizania na smacznym pączku, którego nie możemy zjeść. Dziewczyna wychowana w dobrobycie, wśród rzeczy i pieniędzy. Bez miłości matki, czułości, prawdziwej bliskości. Bez bratniej duszy poza siostrą zakonną Moniką. Przykład na to, że trudno mieć w życiu wszystko.
Monika. Skończyła szkołę pielęgniarską, pracowała w szpitalu uniwersyteckim. Outsiderka. Wstąpiła do zakonu. Zmęczona, milcząca, starzejąca się, niezłomna i cierpliwa, prosta w gestach. Jest powiernicą Yu-jeong i więźniów. Jej wiek i doświadczenie sprawiają, że łagodnie patrzy na świat i ludzi, których spotyka, w każdym jednak potrafi dostrzec dobro i zło. Widzi więcej i więcej niż inni cierpi.
Jeżeli traktujesz kogoś jak potwora, na pewno się nim stanie.
Yun-su, skazany za morderstwo i oczekujący na wykonanie kary śmierci, swoją historię opowiada poprzez zapiski na niebieskich karteczkach. Swoją historię snuje Yu-jeong. Towarzyszą tym opowieściom, jako rodzaj motta do każdego rozdziału, myśli takich ludzi tak różnych jak Thomas Merton, Charles Alford, Alfred Delp czy Seneka. Rozmaite cytaty, a nawet tekst piosenki Boba Dylana.
O czym jest ta książka? O samotności. Ogromnej samotności. O tym, że nasze życie jest ciągiem wyborów, rzadko prostych, za to często mających poważne konsekwencje. Często nie potrafimy dostrzegać wszystkich niuansów danej sytuacji, nie dostrzegamy, ku czemu prowadzi. Nie potrafimy patrzeć na ludzi uczciwie, pełniej, bez stereotypowego szufladkowania. Widzimy tylko to, co chcemy, co nam odpowiada. Oceniamy powierzchownie, bo tak jest wygodnie, bo to niewiele kosztuje. Sytuacje, w których znajduje się Yu-jeong powodują, że ta trzydziestoletnia nieszczęśliwa i zagubiona kobieta zaczyna się zastanawiać nad sobą, nad swoimi poglądami, słowami i postawami. Uczy się opuszczać skorupę samotności, w której się zasklepiła i doświadcza daru obserwacji przemiany życia drugiego człowieka, Yun-su. Uczy się pokonywać cynizm, z którym szła przez życie pozbawione ciepła. Odkrywanie prawdy o sobie nigdy nie jest przyjemne, ból jest nieodłączną częścią terapii. Bez przebaczenia, świadomego, nigdy nie oznaczającego łatwego zapomnienia, trudno jednak iść naprzód. Trudno być szczęśliwym, mieć w sercu pokój. Yun-su również zaczyna inaczej myśleć o sobie, o tym, jak żył i dlaczego to życie było dla niego niekończącym się koszmarem. Odkrywa, że nie był tylko bezwolnym widzem, choć na jego wybory często wpływały traumatyczne wydarzenia, kształtujące określoną postawę wobec świata i ludzi.
Nasze szczęśliwe czasy koreańskiej pisarki Gong Ji-Young to niezwykła książka. Świetnie napisana, nieszablonowa i niezwykle mocna w wymowie. Pokazująca ludzi w sytuacjach skrajnych i w zwyczajnych. W takich, w których wychodzi z nich wszystko, czym są i takich, w których potrafią oni ukryć się za jedną z wygodnych masek. Lektura tej prozy jest rodzajem terapii dla świadomego, wrażliwego czytelnika. Stawiane są tu bowiem zasadnicze pytania egzystencjalne, kwestie, których nie porusza się w telewizjach śniadaniowych, a jeśli już, to nie tak dogłębnie i bez znieczulenia. Czytając Nasze szczęśliwe czasy, ma się poczucie kontaktu z wielką i ważną prozą, której wbrew rosnącej liczbie tytułów coraz mniej na księgarskich półkach. Mamy bowiem takich pisarzy, jakie są czasy, jakie jest społeczeństwo. Jeśli świat ucieka od poważnej refleksji w rozrywkę i chwilowe ułudy szczęśliwości w nieświadomości, trudno, by ważkie pytania cieszyły się powszechnym zainteresowaniem.
Powieść Gong Ji-Young porusza i wzrusza. Miejscami wytrąca z równowagi poprzez ukazanie z innej perspektywy tego, co podobno dobrze znamy, wiemy i rozumiemy. I taka jest rola dobrej, dojrzałej prozy: podejmować poważne tematy, pochylać się nad człowiekiem, zmuszać do rewizji utartych poglądów i dostrzeżenia fałszu schematów, które tak łatwo akceptujemy. Pokazać też drogi wyjścia. Diagnoza problemów bowiem to zaledwie połowa drogi. Sama diagnoza, bez pozytywnych emocji, bez dróg wyjścia, bez motywacji do przemiany, uwypuklenia jej głębokiego sensu niczego nie zmienia, nie czyni nas i świata lepszymi. Zmieniać można przede wszystkim siebie, a dopiero w ten sposób innych. I o tym też mówi ta książka.