Sekta. Wystarczyło, że przeczytałam to niby niewinne słowo, a już przed oczami zamajaczył mi się pewien obraz: skromnie ubrani ludzie, pozbawieni własnej woli i majątku; ślepo podążający za stworzycielem boru, za człowiekiem często uważającym się za bóstwo, gdzie ich łatwowierność podsycana słodkimi kłamstwami jest w stanie doprowadzić do mniejszej lub większej tragedii. Śmiem przypuszczać, że podobne wyobrażenie pojawiło się w waszych głowach. Sama Stephanie Oakes nie odbiega daleko od tego schematu, co mogłoby się przyczynić do zmęczenia materiału, a tym samym czytelnika. Także, cóż takiego przyczyniło się do popularności tej książki, że aż na jej podstawie powstał serial?
TO, ŻE ZAKOCHAŁEŚ SIĘ W UTWORZE „JESTEŚ BOGIEM” PAKTOFONIKI NIE ZNACZY, IŻ MUSISZ BRAĆ SŁOWA TEJ PIOSENKI NA SERIO!
Zanim przejdę do głównego wątku, pozwolę sobie zauważyć, że opis... lekko wprowadza nas w błąd. Zacznijmy od tego, że siedemnastoletnia Minnow nie została pozbawiona rąk, tylko dłoni, a to zmienia postać rzeczy. Może potocznie korzysta się z tych słów naprzemiennie, jednak tutaj ma to szczególne znaczenie. Tym samym wnioskuję, iż osoba odpowiedzialna za ten opis raczej nie zapoznała się z treścią książki. Co jak co, ale w jakimś stopniu poczułam się oszukana... Wróćmy jednak na właściwe tory!
Niepewność rzucająca cień na przyszłość Minnow. Spora doza tajemniczości okalająca wydarzenia felernej nocy, kiedy budowana przez lata osada kevinian poszła z dymem. Mroczne nuty wydobywające się z wnętrza dziewczyny, gdzie wystarczyło dosłownie niewiele, aby z jednego więzienia trafiła do drugiego. Chaos uczuć oplatających mój umysł powodował, że choć czułam wyraźną ekscytację z powodu możliwości odnajdywania zagubionych elementów tej układanki, zdarzało mi się chcieć czym prędzej wyruszyć na ostatnią stronę, by dowiedzieć się, jak się właściwie zakończyło. Właśnie tak zżerała mnie ciekawość, gdyż Stephanie Oakes umiejętnie dawkowała strzępki ważnych informacji. To sprawiło, że bacznie obserwowałam zmagania Minnow, próbującej zaaklimatyzować się w obcej dla siebie rzeczywistości. Kroczek po kroczku, z pomocą innych, odkrywała świat na nowo, porównując dotychczasowe przeżycia do ówczesnych niedogodności. Dziewczyna przebywała w Zakładzie Poprawczym (pierwsza zagadka, czemu tam trafiła) o ostrym rygorze, dającym jej w kość, to jednak dopiero tam poczuła się... wolna! Dziwnie to brzmi, wiem, jednakże kiedy nastolatka pozwala przyjrzeć się życiu kevinian, to stwierdzenie samo ciśnie się na usta. Panujące tam zasady już wywoływały u mnie ciarki, a kiedy przyszło mi się zmierzyć ze wspomnieniami powiązanymi z karaniem tych, którzy pozwalają sobie na samowolkę... Nawet nie zdajecie sobie sprawy, że nieraz czy dwa z tego powodu odkładałam książkę na bok, by móc odetchnąć i na spokojnie przyswoić to, czego właśnie byłam „świadkiem”. Nie byłam w stanie pojąć, jak jeden człowiek zdołał omamić tyle umysłów, że ci tak ślepo za nim podążali. Nie pojmowałam tego, jak można dobrowolnie porzucić dobra współczesności i pozwolić wywieźć się do totalnej głuszy, gdzie nawet zwykłe przeziębienie zwalczano poprzez separację takowej osoby od reszty, uważając, że jeżeli jest godzien to niestraszne mu powikłania. Jak w ogóle można z obojętną miną przyglądać się wymierzaniu kar, gdzie nawet w więzieniach mają dla siebie więcej litości. Cieszyłam się, że Minnow wyrwała się z tego piekła, jednak bolało mnie to, iż nadal w niej tkwi. Demony przeszłości uczepiły się jej i tylko od niej zależało czy pozwoli ponownie, aby przejęły nad nią kontrolę, czy jednak sięgnie po pomoc od tych, którzy – choć całkowicie jej nie znali – postanowili ją wesprzeć w tej walce. Co postanowiła? Tego już nie mogę zdradzić, jednak powiem jedno: rywalizacja obu stron będzie trudna.
WYRAŹ SWOJE ZDANIE – MASZ DO TEGO PEŁNE PRAWO!
Minnow zawsze wyróżniała się na tle pozostałych dziewcząt u kevinian. Łaknąca wiedzy, pragnąca zrozumieć otaczający ją świat, zadawała wiele pytań (nie zawsze przychylnych guru sekty), co sprawiało, że powoli stanowiła zagrożenie dla społeczności. To sprawiło, że wzmożono nacisk na jej rolę, gdzie nawet wyrażanie smutku czy radości nie było mile widziane. Dopiero kiedy poznała pewnego chłopaka, pozwoliła sobie uwierzyć, że ma prawo być sobą. Jude dał jej nadzieję na lepsze jutro, której potrzebowała. Lgnęli do siebie, próbując zwalczyć przeciwności losu, jednak nastolatka wzięła najgłębszy oddech dopiero w „Pośredniaku”. To tam, pod „opieką” Angel, tak naprawdę pojęła, czym jest prawdziwe życie. Choć uwięziono ją w pilnie strzeżonym budynku, czuła się tam bezpieczna i mocniej zaczęła wierzyć w sens swojego istnienia. Polubiłam ją za jej autentyczność. Zaimponowała mi swoją siłą, gdzie wielu zapewne zdołałoby się już poddać, kiedy ona zawzięcie walczyła. Dobitnie udowadniała, że wady można przekształcać w zalety. Ba, nawet pokazywała pazurki, co w jej przypadku wydawało się czymś nieprawdopodobnym! Cicha woda brzegi rwie!
Jeżeli już jesteśmy przy omawianiu bohaterów, to mam mieszane uczucia względem Jude'a. Wychowywany z dala od cywilizacji (i od sekty, to trzeba podkreślić), doskonale wiedział, co takiego czuje nastolatka. To sprawiło, że szybko obdarzyli się zaufaniem. Nie zmienia to jednak faktu, iż wyczuwałam w nim nutki... egoizmu i fałszu. W jakimś stopniu był kolejną pułapką, w którą miała wpaść Minnow. Lubiłam go, równocześnie nienawidząc za ten pakiet sprzecznych bodźców. Jednakże nadal pozostawał znacznie lepszy od rodziców dziewczyny, gdzie ci – wpatrzeni w guru wydumanej religii jak w obrazek – przyzwalali na takie traktowanie. A sam „dowodzący” nimi człowiek... ten to dopiero stanowił nie lada zagadkę. Chociaż po jego czynach widziałam, że jest nieprzewidywalnym gnojkiem, to mam wrażenie, że jednak autorka słabo zarysowała jego postać. Brakowało mi czegoś, co pozwoliłoby mi uwierzyć, iż naprawdę ma te cechy wspomagające manipulowanie umysłami innych, słabszych od niego.
Stephanie Oakes sięgnęła po dość trudny, a zarazem nieco rozchwytywany od niedawna motyw przewodni historii, jednak – wraz z wprawnym piórem i dobrym pomysłem na rozwinięcie fabuły – zdołała uratować się przed bolesnym upadkiem. „Mroczne kłamstwa...” czyta się w ekspresowym tempie, gdzie krótkie rozdziały oraz wciągające perypetie bohaterów nie zamierzają tak łatwo zezwolić na powrót do rzeczywistości. Jednakże autorka zaliczyła parę potknięć. Poruszyła bowiem wiele wątków, gdzie część z nich nie została poprowadzona do końca. Może w ten sposób zostawiła otwartą furtkę wyobraźni, gdzie każdy dostaje szansę dopowiedzenia sobie, co dalej się wydarzyło (lub dla samej siebie, gdyby zamierzała powrócić do Minnow), ale i tak byłoby lepiej, gdyby po powiedzeniu „A”, powiedziała też „B”!
Podsumowując. Zabrzmi to nieco mrocznie, ale ta książka sama w sobie przypomina sektę: spragniona porywającej fabuły, pozwoliłam autorce się poprowadzić, a jej słowa zadziałały na mnie jak magnes. Nawet nie spostrzegłam, kiedy się uzależniłam od tej mrożącej krew w żyłach historii, a każda separacja od niej kończyła się lekkim zagubieniem w rzeczywistości. Rekomendacje nie kłamały – „Mroczne kłamstwa Minnow Bly” to mocna opowieść, gdzie nigdy do końca nie wiedziałam, jak właściwie potoczą się losy bohaterów. Nieprzewidywalna, skłaniająca do refleksji. Można się zakochać!
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2019-03-13
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: The Sacred Lies of Minnow Bly
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio