Dla serca życie jest proste: serce bije, dopóki może.
Tak Karl Ove Knausgǻrd, norweski pisarz mieszkający w Szwecji, rozpoczyna pierwszą część swojej sześciotomowej autobiografii. W tym jednym zdaniu wyraża wiele, dając czytelnikowi przedsmak czekającej go prozy. Bo oto przed nami tekst prosty – pozbawiony wydumanych ozdobników czy poetyckich metafor – a równocześnie skomplikowany: zbudowany z długich, wielokrotnie złożonych zdań, w dodatku oscylujący wokół trudnych, egzystencjalnych tematów: powstały w obliczu śmierci i z lęku przed nią. A tylko dla serca życie jest proste. Dla człowieka, nadwrażliwego, introwertycznego i z lubością rozdzielającego każdy włos na czworo, tak łatwe już nie jest.
Refleksje na temat śmierci, w jednej chwili zmieniającej tego, kto żyje, w przedmiot (taki jak lampy, walizki, dywany, klamki, okna), zaczynają i kończą ten tom Mojej walki. Ponad pięćset stron pomiędzy filozoficzno-eseistycznymi początkiem i końcem zapełniają zaś pełne detali, nieprawdopodobnie szczegółowe zdania. Chwilami trudno nie odczuć zniecierpliwienia, że odnotowany został tu każdy wypalony papieros, każda wypita kawa, niemal każdy wykonany krok. Że pojawiają się zdania typu:
Wyjąłem foliową torbę z najniższej szuflady, opróżniłem do niej dwie popielniczki ze stołu, zawiązałem ją i włożyłem do plastikowego, w połowie już wypełnionego worka w kącie, znalazłem ściereczkę i starłem ze stołu drobiny tytoniu i okruchy, położyłem babcine paczki z tytoniem i maszynkę do papierosów na kartonie z gilzami na końcu stołu, tuż pod parapetem, otworzyłem okno i unieruchomiłem je haczykiem.
(tak, to jest jedno zdanie!)
Ale tak naprawdę ta narracja – momentami wręcz irytująca – ma sens. Przynajmniej w obliczu podejmowanych rozważań o śmierci. Stanowi sposób na kurczowe trzymanie się życia. Póki trwa.
Właśnie dlatego Knausgǻrd opisuje każdą wykonaną przez siebie czynność. Wcześniej, analizując swą poprzednią powieść, doszedł bowiem do wniosku, że zamiast zwalczać fikcję fikcją, powinienem był wychwalać to, co istnieje, wychwalać stan rzeczy, a więc pławić się w świecie, zamiast szukać z niego wyjścia. Opowiada więc o widokach za oknem, o mijanych szyldach, napotkanym przypadkiem spojrzeniu przechodniów. To dlatego opisanie jakiejś sceny z dzieciństwa, próby przemycenia alkoholu na Sylwestra, gdy miał szesnaście lat, jego pierwszej miłości, gry w założonym z kolegami zespole, wywiadu przeprowadzanego dla studenckiego miesięcznika czy sprzątania domu po zmarłym ojcu-alkoholiku, zajmuje często kilkadziesiąt stron. Co ważne: na większości z tych stron pojawia się właśnie ojciec – człowiek wcale nie tak jednoznacznie zły, jak Knausgǻrd momentami sugeruje, ale na tyle trudny i twardy, że rzucający mroczny cień na całe życie wciąż płaczącego autora.
Niektórzy recenzenci, zwłaszcza blogerzy książkowi, ostro krytykują tę detaliczność, szczegółowość narracji Knausgǻrda. A przecież, pomijając opisaną wcześniej sensowność takiego sposobu pisania, trzeba dostrzec, że właśnie w ten sposób autor wciąga czytelnika do swojego świata, staje się jego spojrzeniem, okiem. Okiem czujnym, bystrym, spostrzegawczym (choć oczywiście kwestia wiarygodności tak szczegółowych opisów scen rozgrywanych przed kilkunastu laty nie jest bezsporna). Zresztą i to nie ma specjalnego znaczenia, bo w udzielanych wywiadach Knausgǻrd przyznaje otwarcie, że Moja walka powstała dla niego samego, że pisząc ją, mógł siebie obserwować, analizować, badać.
I chyba na tym przede wszystkim polega odwaga autora – w żaden sposób nie próbującego przypodobać się czytelnikom. A nawet narażającego się członkom rodziny i znajomym, którzy w związku ze sposobem opisania ich w książce wytoczyli mu sprawy sądowe.
Pisanie dla siebie samego to argument stanowiący też odpowiedź na zarzut pojawiania się w książce banałów. Owszem, zdania typu tego, co widzi się zawsze, nie widzi się nigdy trudno uznać za szczególnie odkrywcze i oryginalne. Jednak czy każdy z nas – więc także Knausgǻrd – nie ma prawa do samodzielnego uczenia się świata? A że inni doszli do podobnych co on wniosków – czy to ma jakieś znaczenie?
Zastrzeżenia niektórych budzi też tytuł – i to nie tylko z uwagi na konotacje z dziełem Hitlera. Ale przecież ta książka – opisująca życie, które samo w sobie jest kalką, jak powiedziała baba, która nie potrafiła wymówić „w” – to właśnie rodzaj bitwy. To bój – toczony o zapisanie siebie, udowodnienie swego literackiego talentu, dokonanie czegoś wielkiego, spełnienie marzeń.
Jak świadczy liczba czytelników oraz opinie wielu recenzentów – ta część bitwy została wygrana.
Jest ciepła sierpniowa noc, schyłek lata i zarazem początek niezwykłej znajomości. Ona ma przyjść na świat za sześć miesięcy. On ma już troje dzieci, żonę...
Karla Ovego Knausgarda nie trzeba nikomu przedstawiać po spektakularnym sukcesie pierwszej części Mojej walki. Norweg, który magicznym chłodem swojej...