Zło żyje i ma się dobrze
Interesujący prolog. Grudzień 2006. Pogranicze polsko-rosyjskie, miejscowość Rapa na Mazurach. Szesnastometrowa piramida, skryta w gęstym drzewostanie. Grobowiec rodu Fahrenheitów. Postawiony przez barona Friedricha von Fahrenheita, podróżnika i mecenasa sztuki. Wynik fascynacji kulturą starożytnego Egiptu i możliwości finansowych fundatora. Miejsce tragiczne, w którym już w 1811 roku, w roku ukończenia budowli, złożono zwłoki trzyletniej córki barona - Ninette. Jest coś pociągającego w takich miejscach, gdzie śmierć próbujemy zamknąć w kamiennych murach. Na chwilę ograniczyć ją, poskromić. Ciekawski turysta trafia do tego grobowca, wykonuje zdjęcia przez okna zamkniętego obiektu. I odkrywa, że śmierć ponownie zebrała żniwo. I to, prawdopodobnie, całkiem niedawno.
Trzydziestoletni dziennikarz śledczy Paweł Werens już nie pracuje w redakcji znanego pisma. Zrezygnował, by odpocząć i zająć się schorowanym ojcem, u którego szybko postępuje choroba Alzheimera. Doktor Lena Lipska jest przerażona. Odezwała się do niej osoba, której wolałaby nigdy więcej nie spotkać. Nie tylko niepokoi ją telefonami, SMS-ami i mailami. Krąży gdzieś wokół i powoli zaciska pętlę. Aspirant Dera, jeszcze do niedawna podkomisarz, wyjeżdża na głuchą prowincję. Dotychczasowy zastępca naczelnika ma zostać dzielnicowym w małej mieścinie. Alternatywą byłoby zwolnienie się z pracy, ale jak w jego wieku znaleźć zatrudnienie?! Przeniesienie do Bani Mazurskich powoduje niesnaski rodzinne i zgryzotę u Dery. Na razie ma tam pojechać sam, rozejrzeć się i jakoś urządzić.
Werens odbiera telefon od Cecylii Garde, córki generała Jerzego Szuberta, mistrza Montalto. Opowiada mu ona przejmującą historię o swoim młodszym bracie Wiktorze i jej córce Klaudii, która była leczona w zakładzie psychiatrycznym, zakochała się w swoim terapeucie i z nim wyjechała nie wiadomo gdzie. Cecylia poszukuje jej i prosi o pomoc Pawła, który decyduje się rozpocząć poszukiwania. Aspirant Dera zaraz po przyjeździe zapoznaje się z intrygującą sprawą, która rozegrała się na jego terenie. Dowiaduje się, że w dobrze zabezpieczonej przed postronnymi osobami piramidzie znaleziono spalone zwłoki bez głowy. Co ciekawe, sprawę tajemniczego morderstwa natychmiast przejęło ABW. Problemy Leny Lipskiej narastają. Ktoś dostarczył na uczelnię kompromitujące materiały o jej dotychczasowym życiu. Próbuje zgłosić na policji stalking, którego stała się ofiarą, ale nie zostaje potraktowana poważnie. Lipska spotyka Pawła i ich sympatia do siebie odżywa. Sprawy szybko się komplikują, wydarzenia nabierają tempa, a nad wszystkim unosi się duch ukrywającego się generała Szuberta i sekty, jakiej przewodził.
Troje bohaterów, znanych z wcześniejszych powieści Tomasza Białkowskiego, Drzewa morwowego i Kłamcy, zmierzają w jednym kierunku, do punktu spotkania. Jeszcze o tym nie wiedzą, ale ich drogi przetną się w dramatycznych okolicznościach. Król Tyru zamyka trylogię kainicką Białkowskiego. Zamyka, pozostawiając jednak wiele spraw otwartych. Niestety, książka nieco rozczarowuje. Po ciekawym, świetnie napisanym i dosyć dopracowanym początku powieść staje się coraz gorsza. Jedną sprawą są wydarzenia, coraz bardziej udziwnione, mniej realne. Inną -postaci, które zachowują się trochę jak niedojrzali nastolatkowie. Są naiwni, emocjonalnie dziecinni, prowadzą infantylne i często irytujące rozmowy. Pod koniec fabuła zupełnie traci „gęstość”, wszystko traktowane jest bardzo powierzchownie, akcja gna do przodu, ale poznajemy ją głównie za sprawą opisów. Białkowski stara się zainteresować czytelnika, mieszając w kotle pełnym różnych wątków, ale historia traci przez to spójność. Do mocno wydumanej fabuły wplecione zostają ciekawostki historyczne, takie jak wspomniana piramida-grobowiec na Mazurach czy tajemnice bunkrów nazistowskich w tym rejonie. Do tego dochodzi tematyka ezoteryczna, opowieści o czakramach, liniach mocy. O zainteresowaniach nazistów tą tematyką. Sprawia to jednak wrażenie pewnego miszmaszu, a nie przemyślanej, sprytnie skomponowanej całości.
Zaletą Króla Tyru nie są zatem bohaterowie, zbyt słabe są ich sylwetki psychologiczne, zbyt powierzchownie są opisywani. Jest nią głównie dynamiczna akcja, która jednak sama w sobie nie może obronić książki. Atutem są również ciekawostki dotyczące historii, ale jest ich niewiele. Zwraca uwagę świetna okładka, oszczędna i skupiająca wzrok. Powieść zdaje się nawiązywać chwilami do literatury typu conspiracy thriller, ale jej wykonanie nie jest na najwyższym poziomie. Jeszcze kilkanaście lat temu można by na słabości Króla Tyru przymknąć oczy. Dziś, mając szerokie porównanie z podobną literaturą, nie jest to możliwe. Książka nie porywa, choć biorąc pod uwagę temat i wątki powinna.
Iga Spica za namową przyjaciółki postanawia przyjąć zlecenie tłumaczenia negocjacji handlowych zakupu opuszczonej wyspy w okolicach Olsztyna. Weekend...
Postapokaliptyczny krajobraz, w którym nikłe przejawy istnienia szybko zamieniają się w cierpienie i śmierć. W tej podobnej sennym koszmarom przestrzeni...