Czy można przedstawić to, co znane, w sposób całkowicie inny niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni? Historia Polski jest ciekawa i zawiera niejedną tajemnicę, jednak często patrzymy na nią jedynie przez pryzmat szkolnych podręczników bądź naukowych opracowań. Jednak gdy spojrzy się na przeszłość z całkiem innej perspektywy, takiej, w której biało-czerwony sztandar przybiera postać korony złożonej ze śniegu i krwi, wszystko nabiera nowych barw. Taki punkt widzenia pozwala na opuszczenie sztywnych ram obrazu, który już dawno pokryty jest patyną czasu, sprawiającą, że detale są niedostrzegalne, a jedynie kontury świadczą o tym, co skrywa kurz historii. Świeże spojrzenie ze znanych form wydobywa całkiem nowe kształty, niepodobne do wszystkiego, co już było, chociaż mające swe korzenie w tym, co znane.
Rzeczpospolita po rozbicie dzielnicowym w niczym nie przypomina potężnego gniazda piastowskich orłów z początków panowania dynastii. "Zgoda buduje, niezgoda rujnuje" - to przysłowie w przenośni i dosłownie opisuje stan królestwa polskiego w trzynastym wieku. W miejsce władzy skupionej w ręku króla księstwa rządzone przez Piastów, z których każdy spogląda na ziemie krewniaków z pożądaniem. Układy, koalicje, przymierza, a to wszystko z wcale nie tak cichym poparciem ze strony sąsiadów z południa i z zachodu. W atmosferze wzajemnych podejrzeń, zakulisowych negocjacji, bratobójczych spisków, dziedzictwo Mieszka i Bolesława Chrobrego obraca się w gruzy. Tam, gdzie jeszcze niedawno panował jeden władca, teraz brat wydziera schedę bratu, kawałek po kawałku. W ślady rodu królewskiego idą możni. Najważniejsze staje się własne dobro, a nie interes państwa. Ród piastowski zaczyna w coraz większym stopniu przypominać siedlisko żmij i lęgowisko jadowitych wężów. Dumny piastowski orzeł coraz częściej odwraca głowę od tych, którzy noszą go na piersiach i tarczach. Naprawdę przykro patrzeć na upadek dynastii. Wśród ludzi skalanych zdradą, pychą i stawianiem własnego interesu nad państwowym są jednak i tacy, którzy pragną odmienić losy wielu. Lecz czy będą oni umieli przeciwstawić się rodowemu przekleństwu? Orzeł po raz kolejny rozkłada swe skrzydła do lotu, a dynastia Piastów jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Kolejne pokolenie może dokonać tego, co zaprzepaściły poprzednie generacje, stara krew nadal płynie w żyłach i daje siłę do walki o tron. O polski tron w Krakowie. Pogańskie bóstwa nie odeszły jeszcze z ziem polskich, skryte w borach i puszczach, czekają na odpowiednią chwilę, by wspomóc tych, którzy kiedyś składali im hołd, a którzy teraz wnoszą modły przy innych ołtarzach.
Rozpoczynając lekturę Korony śniegu i krwi można spodziewać się opowieści, a raczej gawędy, sięgającej do staropolskich źródeł. Jednak już pierwsze strony przenoszą nas w świat wprawdzie znany z lekcji historii, lecz zaskakujący i zupełnie inny od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Zamiast jednowymiarowej panoramy, zakurzonej i statycznej, w której czytelnik w najlepszym przypadku jest wyłącznie biernym obserwatorem, nagle stajemy wobec żywej akcji. Jaskrawe barwy, odgłosy szczęku broni, gwar dobiegający z zamkowych dziedzińców, dworskie intrygi i turnieje rycerskie, a czytający - w centrum toczących się wydarzeń. Średniowieczna Polska ukazana jest w sposób znanyy dotąd raczej z sagi Pieśń Lodu i Ognia George'a R. R. Martina, chociaż autorka nawiązuje również do Starej Baśni Józefa I. Kraszewskiego. Wbrew pozorom jednak Korona śniegu i krwi to nie kalka czy typowa powieść historyczna. Elżbieta Cherezińska twórczo wykorzystuje wiedzę dotyczącą okresu rozbicia dzielnicowego, z jednej strony opierając się na faktach, z drugiej - umiejętnie wplatając w nie elementy fikcji. Pomiędzy prawdą historyczną a iluzją nie dostrzega się jednak granicy, fakty wspaniale zostały wykorzystane podczas tworzenia fikcyjnej fabuły. Na osnowie z historycznych wydarzeń autorka stworzyła niepowtarzalną baśń-nie-baśń, w której wraz z bohaterami przemierzamy średniowieczną Rzeczpospolitą, ucztujemy przy suto zastawionych stołach, przyglądamy się codziennym zajęciom w zamkowych komnatach i wraz z pogańskimi kapłankami tańczymy przy blasku księżyca. Bohaterowie historyczni i ci, którzy istnieli jedynie na stronach książki, odsłaniają całkiem nową kartę historii, w której biały orzeł sprzymierza się z gryfem, a oparciem w trudnych chwilach służy mu lew. Fabuła nie pozwala pozostać obojętnym wobec czytanego tekstu, wciąga zdanie po zdaniu w przeszłość, w której biel oraz czerwień są wyrazistsze w swej barwie i mają wiele znaczeń. Cień zdrady czai się na każdym kroku, ale honor i oddanie słusznej sprawie walczą przeciwko sprzeniewierzeniu się zasadom. Rycerze i ich damy, rodzinne powinności i polityczne zobowiązania, a w tle - tajemnica, sięgająca nie tylko słowiańskich źródeł oraz miecz, mający różne imiona, czyniący dobro i zło, tak jak ludzie, którzy z jego pomocą walczą.
Po przeczytaniu książki Elżbiety Cherezińskiej na przeszłość patrzy się z zupełnie innej perspektywy, nabiera ona głębi i wieloznaczności, a kontury - ostrości. Korona śniegu i krwi łączy elementy historyczne, fantastyczne i baśniowe, które w efekcie dają opowieść pełną pasji, emocji i niezapomnianych wrażeń. A wszystko to na tle burzliwych czasów, kiedy na tronie zasiadali przyszli święci i grzesznicy, gdy chrześcijaństwo i pogańskie rytuały współistniały, a rycerze nie tylko spotykali się przy okrągłym stole, lecz również - w walce o tron Polski. Kiedy podczas lektury słyszymy łopot sztandarów oraz trzepot orlich skrzydeł, a przed oczyma przechodzi nam barwny korowód niezwykłych postaci, to, co przeminęło, nabiera wymiarów jak najbardziej realnych, intrygujących jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę.
Halderd. Potężna niczym król. Tajemnicza i nieprzenikniona jak magiczne znaki ryte w kamieniu i kości. Wyniosła w swojej samotności i cierpieniu. Przewodziła...
Po dwustu latach bezkrólewia, gdy nad Polską ciążyła klątwa Wielkiego Rozbicia, Przemysłowi II udało się odzyskać królewską koronę. I po ledwie siedmiu...