Jasna godzina to wzruszająca opowieść o umieraniu, ale również – paradoksalnie – książka afirmująca życie. Czyta się ją ze ściśniętym sercem, a po lekturze zaczyna doceniać drobiazgi, na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi.
Gdy Nina Riggs dowiedziała się, że ma raka, była młodą, szczęśliwą i spełnioną kobietą. Wiadomość o chorobie spadła na nią jak grom z jasnego nieba, chociaż w jej rodzinie kilka osób chorowało i zmarło na nowotwory. Jak to jednak zwykle bywa, i jej wydawało się, że ciężka choroba to doświadczenie, które los szykuje innym, nie nam.
Jak żyć ze świadomością śmiertelnej choroby - zwłaszcza, gdy jest się szczęśliwą matką i żoną? Wydawać by się mogło, że na to pytanie nie ma odpowiedzi, a jednak autorce udało się ją znaleźć.
Przede wszystkim Riggs podjęła heroiczną walkę o życie i nie zrezygnowała z jego uroków. Nadal spotykała się z przyjaciółmi, starała się być czułą mamą i małżonką, czytała książki, pisała wiersze, artykuły i zaczęła tworzyć bloga, często wspominając swojego przodka, Ralpfa Emmersona, wybitnego amerykańskiego poetę.
Z kart Jasnej godziny wyłania się portret niezwykłej kobiety, która stara się czerpać z życia tyle, ile tylko się da. Nie poddaje się, walcząc o każdy kolejny dzień, a jednocześnie pisze o tym w sposób zwyczajny, jakby było to coś powszedniego.
Nina nie jest niepoprawną optymistką. Zdaje sobie sprawę z zagrożenia i nie lekceważy go, jednak nie poddaje się depresyjnym nastrojom, co w jej sytuacji nie jest łatwe i co z pewnością wzbudzi w czytelnikach podziw.
Niezwykłe jest to, że umierająca kobieta okazuje się zapobiegliwą matką i żoną. Planuje, co musi zdążyć zrobić, by zapewnić bezpieczeństwo i dobrą opiekę swoim synom, a także coś im pozostawić. Gdy czyta się te fragmenty, momentami trzeba przerywać lekturę, by dojść do siebie.
Jasna godzina na pewno nie jest tanim wyciskaczem łez, nie bazuje na banalnych chwytach i nie gra z emocjami czytelnika. To książka dojrzała, pełna szczerości, to opowieść przekazywana w sposób naturalny, ujmujący, pełen szacunku dla praw natury i jej nieuchronności - nawet, jeśli wydają się nam one niesprawiedliwe.
To również opowieść o codzienności, która może być fascynująca, jeśli umie się dostrzegać jej uroki, małe radości i pozornie zwyczajne rzeczy, na które zazwyczaj nie zwracamy uwagi. Doceniamy je najczęściej dopiero wówczas, gdy zaczynamy coś tracić.
Książka Niny Riggs jest lekturą dla każdego. Na pewno nie jest łatwo czytać o zbliżającej się śmierci, ale autorka potrafi „zarazić" czytelnika swoim optymizmem i skłonić do spojrzenia na własne życie z innej, lepszej perspektywy. Obok Jasnej godziny nie można przejść obojętnie. To dziennik, który na długo pozostaje w pamięci, skłaniając do wielu, wielu refleksji.
Beata Igielska