Każda książka Krzysztofa Bieleckiego to kolejne wyzwanie, to próba stworzenia czegoś, z czym czytelnik jeszcze nigdy się nie zetknął. I tak w jego pierwszej publikacji czytelnik stał się częścią opisywanej historii. Inna książka została wyposażona w fotokody, skrywające wypowiedzi istotne dla fabuły. Nie zabrakło również tzw. książki projekcyjnej, która ze względu na swoją nietypową formę wywołała chyba najbardziej skrajne reakcje. Pracując nad swoją najnowszą książką, pisarz obiecał, że będzie ona bardziej przystępna od poprzednej, co jednak nie oznacza, że postanowił dostosować się do ogólnie przyjętych norm. Już sam proces wydania książki był na swój sposób nietypowy. Książkę poprzedziło wydanie „singla” – jednego z opowiadań w wersji angielskiej specjalnie na potrzeby czytnika Amazon Kindle. Opowiadanie ukazało się również w wersji papierowej, zawierającej tekst zarówno w języku polskim, jak i angielskim. Kolejny „singiel” został wzbogacony o dwa dodatkowe opowiadania, a także krótkiego audiobooka. Zbiór I nagle wszystko się kończy ukazał się dzięki tzw. finansowaniu społecznościowemu (crowdfundingowi). Na kilka miesięcy przed wydaniem pisarz przedstawił projekt książki na specjalnym serwisie i poprosił czytelników o wsparcie. Liczne wpłaty umożliwiły wprowadzenie jego najnowszej publikacji na rynek.
Co prawda wydane single, a także informacje na temat całego zbioru, mogły w pewnym stopniu przygotować czytelnika na to, co ma nastąpić, jednak Bielecki jak zwykle zadbał o elementy zaskoczenia, tak charakterystyczne dla jego twórczości. Pierwszym z nich jest już wstęp do książki, który można potraktować jako pierwsze opowiadanie. Spotykamy w nim dwie kobiety, które... dyskutują na temat książki, którą właśnie czytamy. Studiują opis na okładce, zastanawiają się, co zastaną w środku i czy zbiór opowiadań, zgodnie z obietnicą pisarza, będzie bardziej przystępny niż wcześniej wydana książka projekcyjna.
W dalszej części znajdziemy całą masę opowiadań, czasem - bardzo krótkich, czasem - nieco dłuższych, za każdym razem intrygujących. Każde z nich podejmuje zupełnie nowy temat, niektóre, jak choćby rozmowa z pewną czarownicą, są zupełnie abstrakcyjne. Bohaterowie innych, na przykład kobieta, która do seksualnego spełnienia potrzebuje odgłosów z rzeźni i mrówkojada, mogą wzbudzić bardzo skrajne reakcje. Pewnym zaskoczeniem jest fakt, że niektóre opowieści prezentują się całkiem normalnie i czysto teoretycznie mogłyby rozegrać się w rzeczywistym świecie.
To, co łączy wszystkie te opowiadania, to fakt, że kończą się w chwili, gdy czytelnik najmniej sobie tego życzy. Na krótko przed zakończeniem dochodzi do czegoś intrygującego, jednak na próżno będziemy czekać na rozwinięcie tematu. I choć czytelnik może czuć się nieco oszukany, nie potrafi się powstrzymać przez lekturą kolejnego opowiadania, które z pewnością znów dostarczy mu wielu emocji.
Twórczość Bieleckiego jest bez wątpienia niesztampowa, przez co nie każdemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Jego najnowsza książka powinna się spodobać osobom, które szukają w literaturze czegoś niespotykanego. To dobry wybór dla czytelników, którzy ponad możliwość identyfikowania się z bohaterem przedkładają nowatorkie spojrzenie, abstrakcję i oryginalność. Z pewnością pisarz byłby w stanie napisać bardzo ciekawą, „zwyczajną” powieść, która z dużym prawdopodobieństwem mogłaby spotkać się z ciepłym przyjęciem. Z jakiegoś jednak powodu od lat preferuje bardziej krętą ścieżkę, stawiając przed czytelnikami kolejne wyzwania. I choć nie zawsze łatwo poradzić sobie z tym, co stworzył, właśnie ze względu na nietuzinkowość tej twórczości i na niekonwencjonalne rozwiązania warto po nową książkę Bieleckiego sięgnąć.
Czy wiesz, że w momencie, w którym przeczytałeś to zdanie, Ty też stałeś się częścią tej książki? Nie jest łatwo wyjaśnić, jak to możliwe, ale w trakcie...
Po wylądowaniu w Szanghaju pewne było tylko jedno. Samolot powrotny startuje z Pekinu za mniej więcej miesiąc. Wszystko, co pomiędzy, miało być jedną wielką...