Można się zmienić, stać się innym człowiekiem
Mocny początek. Pub, wieczór, rozochoceni goście. Alkohol, złudne poczucie siły, które daje, adrenalina, brawura. Efekt - niezamierzone, ale przecież wliczone w ryzyko postępowania zabójstwo klienta pubu przez ochroniarza. Klient był buńczuczny, a on „tylko” użył wobec niego siły. Drobny szczegół - siłę wsparto kastetem, choć ochroniarz był bardziej masywny i lepiej przygotowany do fizycznego stracia niż pijany, arogancki młody człowiek. To właśnie ten ochroniarz, John Pridomore, jest głównym bohaterem książki Ewangelia według gangstera. Opowieści o życiu opowiedzianej przez Johna, a spisanej z pomocą Grega Wattsa.
To historia widziana z pewnej perspektywy czasowej. Przemyślana i uzupełniona licznymi refleksjami post factum. Można powiedzieć, że są to refleksje, których kiedyś z różnych względów zabrakło. To historia o tym, jak zwykłe, drobne elementy codzienności wpływają na to, kim się stajemy, kim jesteśmy, co czynimy. Jak to, co przeżywamy jako dzieci, młodzież, dorośli sprawia, że wybieramy konkretne ścieżki spośród tych, które proponuje nam życie.
Z perspektywy lat rozumiem, że stawałem się coraz bardziej agresywny, bo obracałem się w takim towarzystwie. Jeśli człowiek przebywa w otoczeniu zbirów, którzy nie cofają się przed strzelaniem do ludzi, ucieka się do przemocy, żeby zyskać ich szacunek.
John Pridmore urodził się w normalnej, przeciętnej rodzinie. Ojciec był policjantem, mama imała się różnych prac. Mieszkali w robotniczej dzielnicy Londynu. Borykali się z codziennością - jak większość ludzi. Wszystko zmieniło się radykalnie, kiedy jako jedenastolatek John i jego starszy brat usłyszeli, że rodzice się rozwodzą. Dotychczasowe życie chłopaków legło w gruzach. John nie potrafił tego zrozumieć, żył w przedłużającym się głębokim stresie. Musiał zdecydować, z kim chce mieszkać, choć tak naprawdę nie miał wyboru, mama przez pół roku przebywała bowiem w szpitalu psychiatrycznym, a tata nie chciał, żeby chłopak się z nią widywał. Zaczął szukać tak potrzebnej w tym wieku akceptacji wśród kolegów ze szkoły, z sąsiedztwa. Krok po kroku, drobnymi kroczkami, zaczął popełniać wykroczenia i wchodzić na drogę przestępstwa. Skutek - zatrzymania przez policję, poprawczak. Negatywne doświadczenia niczego go jednak nie nauczyły, ostrzeżenia ojca nic nie dały. Dorastanie, poczucie siły, agresja, bunt zawładnęły Johnem. Choć ojciec samotnie wychowujący dwójkę chłopaków starał się jak mógł, John poszedł swoją drogą. Rodzice poznali nowe osoby, z którymi się związali. John usamodzielnił się, lecz spotykał z nimi raz na jakiś czas. Zaczął zarabiać, wszedł w świat ochroniarzy imprez, pubów. W świat pieniędzy, oswajania się ze stosowaniem przemocy, w świat alkoholu, narkotyków, seksu bez zobowiązań. Niezauważalnie dla siebie samego stał się jednym z twardzieli z przestępczego półświatka Londynu. Zaczął handlować narkotykami, po które zresztą chętnie sięgał. Życie na poziomie, przygodne związki, poczucie siły, reputacja wśród grupy znajomych zaspokajały jego potrzeby. Choć stale pojawiał się dziwny niepokój i dręczyła go samotność. Nagle, w pewnym momencie szczególnego osamotnienia, pojawił się wewnętrzny głos - głos sumienia zdaniem Johna - ukazujący mu wszystkie złe czyny, jakich się dopuścił. W tym czasie nastąpiła zmiana. Nie jakaś niesamowita, natychmiastowa przemiana, ale proces, który raz rozpoczęty, nadal trwa. Uświadomienie sobie istnienia Boga, jego obecności, miłości. Nawrócenie. Nie jest to jednak ostateczne zerwanie ze złem. Raczej pełne trudności, walki ze sobą samym wejście na nową drogę. Z chwilowymi powrotami do przeszłości, ale już nieodwracalny marsz w nowym kierunku. To właśnie o tym poznawaniu i akceptacji siebie, uświadomieniu sobie własnych zranień i leczeniu ich, odnalezieniu i akceptacji Boga oraz ludzi opowiada większa część Ewangelii według gangstera.
Niektórzy przestępcy z czasem zaczynają uważać się za niezwyciężonych. W takim przypadku osiąga się stan, w którym nawet nie myśli się o tym, że można trafić przed sąd i przesiedzieć wiele lat w więzieniu.
Książka nie jest szczególnie porywająca pod względem formy - i jest to zaleta tego typu świadectw życia - za to treść ma w sobie moc. Decyduje o tym przede wszystkim szczerość Johna w pokazaniu drogi, jaką przeszedł. To proste, jasne, czasami zaskakujące przemyślenia. Ubrane w formę myśli inną ręką, ale przekonujące właśnie przez swoją bezpośredniość, otwartość, szczerość. John mówi o sobie rzeczy, których większość z nas nie wyjawiłaby innym. Nie stara się pokazywać siebie w lepszym świetle, ale nie pragnie też poniżać samego siebie. Stara się pokazać to, co było dobre i to, co było złe. Stara się zrozumieć siebie i innych, ale nie poprzez pryzmat gładko brzmiących teorii psychologicznych. Choć nie jest świetnie wykształcony, nierzadko potrafi dostrzec więcej niż inni. Życie pokazało, że ma charyzmat, dar mówienia do innych i poruszania ich serc. Że jest wiarygodny i tym swoim autentyzmem pociąga zwłaszcza ludzi młodych, nierzadko będących na rozdrożu i mających tak dzisiaj nagminny problem z autorytetami. Jest dowodem na to, że nawet gangster może się zmienić, choć wymaga to od niego o wiele większej siły, uporu i odwagi niż bycie groźnym, budzącym respekt otoczenia przestępcą.
Jedną z rzeczy, jakich nauczyłem się na mojej drodze duchowej, jest to, że człowiek może przekazywać innym jedynie to, co sam rzeczywiście posiada. Jeśli więc ktoś ma płytką religijność, nie poprowadzi innych do naprawdę głębokiej wiary.
Słowa nie pociągają tak jak czyny, ale bez słów nie ma dialogu. Milczenie jest złotem - ale nie zawsze i nie wszędzie. Na pewno nie wobec zła. John pokazuje, że słowa są ważne, że są równie ważne jak czyny. Bez słów John Pridmore nie mógłby być ewangelizatorem. Udowadnia, że można stać się kimś innym, mimo całego niesionego jak garb balastu życiowego. Niesie to przesłanie tym, którzy czują się zagubieni, zranieni przez bliskich, zbuntowani. Pridmore mówi o tym, co sam przeżył, co było jego doświadczeniem. Mówi o trudnościach, upadkach i powstawaniu. O tym, że wielkie chwile coś nam uświadamiają, ale żeby to wprowadzić w życie, trzeba lat uporczywego, codziennego wysiłku. Pokazuje, jaką siłą może być wiara traktowana poważnie i ile dobrego może zdziałać człowiek, którego inni - powierzchownie oceniający - mogliby uznać za zdeprawowanego.
- I co powinien zrobić człowiek, kiedy jego życie okazuje się bezsensowne, kiedy wspomina tylko złe rzeczy, których się dopuścił? (...) - Nie możesz pozwolić, żeby twoim życiem władała przeszłość (...) Musisz kroczyć naprzód i zmagać się z przeciwnościami. Nie jesteś złym człowiekiem (...) Pozostaw przeszłość Panu Bogu.
Nikt nie stawia się facetowi z pistoletem w ręku. Możesz być wybornym bokserem, mistrzem karate czy żołnierzem jednostki specjalnej SAS, ale kiedy patrzysz w lufę wycelowanego w ciebie pistoletu, stajesz się nikim.
Więcej