Czy miłość można poznać na szpitalnym oddziale ratunkowym? A może raczej wysyłając po pijaku zaproszenia do grona znajomych obcym ludziom na Facebooku? Cóż, tego na własnej skórze doświadczają bohaterki najnowszej powieści Moniki B. Janowskiej Diabli wzięli święty spokój.
Irmina jest wziętą pisarką, a przynajmniej tak zamierza o sobie mówić, bo chociaż z Akademii Szwedzkiej wciąż nikt do niej nie zadzwonił, do mieszkania z kolei nie dobijają się żadni amanci, to na koncie ma przecież niemal 30 książek! I to nie byle jakich, bo o miłości!
Więc przecież i ona – królowa romansów – w końcu doczeka się księcia z bajki, prawda? Irmina nie spodziewa się jednak, że jej wybranek zamiast na białym koniu, przybędzie do niej w białym fartuchu, gdy w Nowym Roku trafia na oddział chirurgii. Kiedy jednak na oddziale dokazywać zaczyna także pewna pielęgniarka, prywatnie największa rywalka Irminy od czasów przedszkola, pisarka postanawia potajemnie nawiać z oddziału. Najlepiej – okryta jedynie kołdrą.
Z kolei samotnie spędzająca sylwestra Alma, przyjaciółka Irminy, topi smutki w szampanie. Pod wpływem chwili (i kilku opróżnionych butelek) postanawia zaszaleć i na portalu społecznościowym zaprosić do znajomych setki nieznanych osób z całego świata. Kiedy budzi się w Nowym Roku, przypomina sobie, co zrobiła i metodycznie usuwa wszystkich, którzy zamiast w Legnicy mieszkają w Demokratycznej Republice Konga. Dokonując kolejnych czystek, natrafia jednak na przystojnego Węgra w mundurze, który okazuje się dobrym flirciarzem i… nie potrafi już tak łatwo wymiksować się z internetowej znajomości.
Wkrótce na głowę Almy zwala się jej były mąż, Irmina planuje uwieść swojego lekarza, a w to wszystko wplątuje się jeszcze tajemniczy bezdomny, koczujący na cudzych wycieraczkach. Co z tego wszystkiego wyniknie? Z pewnością nic zwyczajnego!
Diabli wzięli święty spokój to przesycona humorem powieść obyczajowa z intrygującym wątkiem kryminalnym. Lektura najnowszej książki Moniki B. Janowskiej to nie tylko dobra zabawa, ale także ogromna przyjemność.
Choć najnowsza książka autorki Selfie z Toskanią to powieść obyczajowa, nie przypomina ona jednak wielu innych historii należących do tego gatunku z uwagi na wyraźny wątek kryminalny. Autorka balansuje pomiędzy klasycznymi schematami znanymi z obyczajówek a tymi, które znacznie częściej znaleźć można w komediach kryminalnych.
Tym samym, chociaż Monika B. Janowska nie tworzy ani krwawego kryminału, ani odmiany cozy crime, to proponuje swoim czytelniczkom i czytelnikom obyczajówkę pełną tajemnic.
Wszystko zaczyna się niepozornie, jednak z każdym kolejnym rozdziałem liczba znaków zapytania zaczyna się mnożyć. Główne bohaterki – zwariowana na punkcie swojej beemki pisarka oraz jej przyjaciółka – wciągnięte zostają w sam środek sprawy tajemniczego zaginięcia. Tym samym Janowska nadaje bohaterkom zupełnie nowe role – stają się domorosłymi detektywkami i – jak się okazuje – efekty ich poczynań są całkiem niezłe, choć nie pozbawione wpadek.
Śledztwo Irminy oraz Almy przeplata się z ich prywatnymi rozterkami uczuciowymi. W książce Moniki B. Janowskiej nie brakuje więc także ciekawie rozwiniętego wątku romantycznego. Jak przekonuje pisarka, czasem miłość może przyjść w najmniej oczekiwanych okolicznościach. I z najmniej oczekiwanej strony (świata).
Istotny w Diabli wzięli święty spokój okazuje się również humor, powieść może nieźle rozbawić czytelników. W książce obecny jest zarówno humor sytuacyjny (chociażby związany z relacją pomiędzy Almą a Irminą czy wątkiem przedszkolnym), jak i językowy. Żarty Moniki B. Janowskiej nie przynoszą zażenowania, są naturalne, niewymuszone.
Diabli wzięli święty spokój to lekka i zabawna historia obyczajowa z zagadką quasi-kryminalną. Autorka czasem opiera się na schematach, innym razem łamie stereotypy i je wyśmiewa. Jedno jest jednak pewne – przy lekturze tej książki trudno będzie się nudzić.
Życie jej raczej nie rozpieszcza, rodzina również. Los ma dla niej same przykre niespodzianki. Nieszczęścia mnożą się i dzielą, sumują i rozmnażają...
Małżeństwo Krzysztofy i Waldemara wydaje się szczęśliwe i spełnione, a wisienką na torcie ma być ich wspólny wyjazd do czeskiej Pragi z okazji 15. rocznicy...
Zoltan gapił się tak pogardliwie, jakbym planowała zjeżdżać na rozkładających się zwłokach krowy z pełzającym po otwartych wnętrznościach robactwem.
Milion pierwszy raz! Dlaczego miłośnicy jakichkolwiek sportów nie dadzą innym normalnie żyć? Czy jeśli nie lubisz jeżdżenia na nartach, to każdy musi ci pomóc, jakbyś miała zakaźną chorobę i jako jedyna na świecie nie wiedziała, że wynaleźli już szczepionkę sto lat temu?!
Więcej