Zabić węża

Autor: Ignis
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 Samochód wjechał na podwórko. Zamknęłam bramę i poszłam za nim.
Na ziemi leżał wąż. Ładny, brązowy kolor. Ciemny wzorek na grzbiecie. Koła samochodu przejechały po nim kilka sekund wcześniej.
Kilka sekund sprawiło, że mały wąż wił się teraz z bólu na piasku. Małe, różowe jelita i trochę krwi wypłynęły na podjazd. Stworzenie zmiażdżone w dwóch miejscach nie miało sił na ucieczkę, czy obronę. Nie potrafiło odgonić głodnej muchy, która właśnie na nim usiadła.
Patrzę na powolną agonię. Odganiam owada.
Co teraz? Za kilka minut przyjedzie tu znajomy weterynarz. Próbuję ocenić szanse węża. Jeśli nawet wytrzyma… Co potem? Wywalone na wierz wnętrzności są już raczej nie do użytku. Wąż cały czas wije się z bólu. Patrzę w okrągłe, czerwone oczy.
„Co mam z tobą zrobić? Powiedz mi. Powiedz… Jasne, że nie powiesz.”
Dosyć. Nawet, jeśli wąż przeżyję, nie zajmę się nim. Nikt się nie zajmie.
Umrze z głodu. Może jednak dać mu szansę? Nie. Następny samochód załatwi sprawę. „Tylko kilka minut malutki… Już niedługo…”
Uspokajam go? Nie. Uspokajam siebie. On nie tego chce. Przedłużanie życia za wszelką cenę, to barbarzyństwo. Tylko ludzkie prawo każe robić takie rzeczy. „Ale ty… Nie musisz tak umierać.”
Przenoszę węża na bok. Delikatnie. Ręce mi drżą.
Upada. Musi go boleć… Jeszcze raz.
Wąż wije się coraz słabiej na trawie. Już dosyć.
Szybko.
Czuję, jak każdy mięsień napina mi się w oczekiwaniu na… Cokolwiek. Zaciśnięte gardło chce krzyczeć, pisnąć.
Przebijam małą głowę patykiem. Ciało węża unosi się do góry i wykręca nienaturalnie. Nawet teraz wygląda groźnie. Oczy wytrzeszczone. Pysk lekko rozwarty, jakby gotowy do ataku, a naprawdę tylko ledwo chwytający powietrze i ostatnie zapachy.


Zdejmuję martwe ciało z gałązki. Wąż bezsilnie opada na ziemię. Mokry od wnętrzności patyk wbijam tam, gdzie u człowieka znajdowałaby się kark.
Umieraj, błagam, umieraj!
Robi mi się duszno. Dlaczego nie poczekałam? Pysk otwiera się szerzej, ukazując malutkie, ostre zęby. Zmiażdżone zawiasy nie mogą już zamknąć rozwartych szczęk.
Żyje? Ogon jeszcze się porusza. Może to skurcze pośmiertne… „Nie miej mi tego za złe… Chcę ci pomóc… Tylko błagam… Przestań się już ruszać! Już dosyć…”
Odrywam głowę od reszty tułowia. Wąż się nie rusza. Leży bezwładnie. Martwy. Już na mnie nie patrzy. Przenoszę go pod jakieś krzaki. Tam pełzł, zanim przyjechał samochód.
„Już nikt nie będzie na ciebie patrzył. Tam jest spokojnie. Śpij.
…Był już ktoś taki, z kim nie dano mi się pożegnać. Ktoś, kto umierał sam. Dlatego teraz jestem tutaj…. Dlatego nie odeszłam.”
Nie jest mi smutno. Jest tak dziwnie. Ktoś właśnie zginął z mojej ręki.
…To tylko wąż. Tylko wąż?
To stworzenie, które patrzyło na mnie wściekle czerwonymi oczami!
Zrobiłam swoje.
Przybieram obojętną minę. I tak nikt się o tym nie dowie.

1
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Ignis
Użytkownik - Ignis

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-07-26 10:33:24