Nigdy nie jest za późno
Tato,
Mam już 24 lata, ale nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatnio normalnie rozmawialiśmy. Śmialiśmy się. Cieszyliśmy swoim towarzystwem. Graliśmy w coś. Wyszliśmy na obiad czy do kina albo zwyczajnie posiedzieliśmy przed telewizorem przy jakimś serialu. Kiedyś spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, głównie w samochodzie, ale to nie było istotne, bo byliśmy wtedy razem. Zdawałam Ci relacje ze szkolnych przygód czy postępów w treningach, generalnie, co ciekawego u mnie. Słuchałeś z uwagą, a nie stale wisiałeś na telefonie załatwiając swoje sprawy. Więc gdzie się to wszystko podziało? Te dobre chwile. Nie wiem, może Ty wiesz? Dlaczego nagle staliśmy się obcymi ludźmi niemogącymi znaleźć wspólnego języka? Jak nasze drogi mogły się, aż tak rozwidlić? Zastanawiałeś się nad tym, przecież mamy tyle wyjątkowych wspomnień, do których warto wracać…
Przełomowym wydarzeniem było chyba powiedzenie pierwszy raz do Ciebie tato. Miałam wtedy 6 lat, ale ten dzień pamiętam akurat doskonale, jakbyśmy tam byli wczoraj. We trójkę. Szczęśliwi i beztroscy. Wyjazd za miasto, zabawa na wspaniałym, drewnianym placu zabaw, wygłupy, jedzenie, a potem wyciągnąłeś te fantastyczne kredki. Grube, kolorowe i na opakowaniu miały narysowanego tęczowego tukana. Wiedziałam, że koleżanki będą mi ich strasznie zazdrościć. Potem zaczęliśmy tworzyć na czystych kartkach, a wtedy niespodziewanie, zupełnie odruchowo odrzekłam: „Dziękuję, tato”. I właśnie w tym momencie, dla mnie, stałeś się nim w pełni.
Mama opowiadałam mi, że kiedy byłam mała to w kółko siedziałam Ci na kolanach. Wszędzie nosiłeś mnie na barana. Wpatrzona w Ciebie, jak w obrazek nie widziałam niczego ani nikogo innego. Wtedy stanowiłeś centrum mojego świata. Dlaczego teraz nie potrafisz, nie możesz mnie przytulić? Zwyczajnie powiedzieć kocham cię… Akurat to nic nie kosztuje…
13 lat temu w niedzielne popołudnie zabrałeś mnie na konie, które z biegiem lat stały się naszą odskocznią. Treningi pochłaniały sporo czasu, a późniejsze posiadanie własnego konia scementowało naszą więź i bliskość. Zawody, pot, łzy, laury i wygrane kochaliśmy ten zastrzyk adrenaliny. Wypadek, kontuzja, powrót do zdrowia, lecz nie do sportu paradoksalnie oddaliły nas od siebie. Nigdy nie zrozumiałeś, jak ważny był dla mnie ten zwierzak. Nie pojmowałeś tego scalenia dusz, przynależności do siebie, potrzeby bycia razem, niemego porozumienia, wzajemnego szacunku i miłości.
Teraz nie ma konia… I nie ma już niczego…
To, co się stało jest przykre, ale do naprawienia. Jeżeli by się tylko chciało. Niestety ja nie mogę pragnąć i działać za dwoje… Jeszcze nie jest za późno żeby odbudować tą relację. Córki i ojca. Wciąż jeszcze tego chce, ale za kilka lat może nam się nie udać…
Zastanów się czy chcesz odzyskać córkę czy zdzwaniać się jedynie w urodziny i Boże Narodzenie?
Dla mnie wybór jest prosty.
Twoja córka.