Miłość czy omamy, cz. III
Pamiętam ten dzień, przyszłam do Poradni, bo wiedziałam, że nie tak powinno wyglądać moje życie. Małżeństow z Michałem (to nieprawda, że nie pamiętam imienia mojego męża, jednak chcę je jak najtrwalej wymazać z pamięci).
Przyszłam, bo w naszej kamienicy było już głóśno na temat naszych problemów małżeńskich. Awantury stały się normą, a ja coraz częściej zapijałam to, czego doświadczałam od męża. Przyszłam też z tego powodu, że dręczyła mnie Opieka Społeczna. Teraz już nikt nie ma prawa do prywatnego życia, jacyś popierprzeni społecznicy mogą wejść ci do domu i oferować pomoc. Jaką pomoc? Kto miałby mi pomóc i jak? Z jednej strony bardzo potrzebowałam pomocy, a z drugiej strony wiedziałam, czułam każdą częścią mojego ciała, że jest to niemożliwe - z tej sytuacji NIE MA wyjścia.
Terapeuta wydawał się być bardzo miły, skoncentrowany na mojej osobie.
- W czym mogę pani pomóc? - zapytał
- Chyba w niczym. Właściwie nie wiem po co tu jestem - trochę buntowniczo odpaliłam na jego życzliwość
- Proszę mi o sobie opowiedzieć
- Mam na imię Maja. Co chce pan wiedzieć ? - O czym ja mam panu opowiedzieć? Nie wiem, przecież jest pan obcy, nic pan nie wie o tym, co przeżywam
- Nie wiem, ale chętnie tego posłucham - ton jego głosu był zniewalająco mięki, pomimo naturalnego męskiego brzmienia
- No, dobrze - byłam już prawie gotowa na zwierzenia.
- Tak, jak powiedziałam, Mam na imię Maja - od roku jestem mężatką, ale to nieporozumienie. Wyszłam za mąż, ponieważ byłam w ciąży, a moi rodzice stwierdzili, że dziecko powinno mieć ojca i to wstyd być panną z dzieckiem. Zupełne średniowiecze, a ja pomimo tego, że byłam dorosla nie umiałam im się przeciwstawić i wyrazić swojego zdania na ten temat. Wyszłam za Michała, ale nigdy go nie kochałam. Próbowałam nauczyć się go kochać, jednak bez skutku. Już przed ślubem Michał był agresywny. Nie bił mnie, ale zupełnie nie panował nad swoimi emocjami - rzucał przedmiotami, tłukł szyby w drzwiach. A mimo to za niego wyszłam. Mysłałam, że zmieni się po ślubie i że przyjście na świat naszej córeczki podwójnie na niego wpłynie w sposób pozytywny. Miesiąc po ślubie poroniłam. Może nie powinnam tak myśleć, ale może dobrze się stało, że nie mamy dziecka, że nie przyszło na świat w takiej rodzinie. Jaką miałoby przyszłość? - popatrzyłam na terapeutę - cały czas mnie słuchał i od czasu do czasu wydawał z siebie krótkie hmmm, albo - rozumiem.
Nabrałam oddechu.
- Proszę mówić - ponownie zachęcił mnie jego głos i to, że naprawdę mnie słucha
- Nie wiem dokładnie dlaczego straciłam dziecko, mogłobyć wiele powodów - stres, nie chcę myśleć o tym, że powodem była agresja Michała. Po ślubie nie próbował panować nad swoimi emocjami. Raz odepchnął mnie i upadłam na podłogę, potem kopnął w brzuch. Nie chcę o tym rozmawiać. Nie teraz, może później... - mój głos się załamał
- Rozumiem, że jest to dla pani bardzo bolesne
- Nie wiesz jak bardzo. Przepraszam, tzn. nie wyobraża pan sobie jakie to trudne. Przecież chciałam tego dziecka, kochałam je, pomimo, że nie kochałam jego ojca. Ale to miało być moje dziecko - rozpłakałam się, a on bez słowa podał mi chusteczki.