Bezdenna pustka. Bezczelne uczucie samotności w tłumie ludzi. Nieudolne nakierowywanie myśli na coś zajmującego, powodujące, że troski codzienności zostają zakopane gdzieś na dnie umysłu. Chęć odnalezienia lekarstwa mogącego skleić potrzaskane serce. Próby wydobycia z otchłani ciemności, gdzie każdy kolejny ruch jeszcze bardziej zniewala. Nawet świadomość wygranej z potężnym wrogiem nie pomaga Tessie odzyskać równowagi. A przecież nie ma czasu na cierpienie! Świat nie zwalnia, a na miejsce martwego czarnego charakteru jest multum innych, chcących się wykazać w tym „przedsięwzięciu”. Już nawet rozpoczęli swoje podchody, powodując multum komplikacji. Czy nasza łowczyni demonów była gotowa się z nimi zmierzyć? A może gdzieś po drodze odpadła, wpadając w objęcia kuszącej otchłani?
WSTAWAJ, BUNTOWNICZKO. MAMY ŚWIAT DO OCALENIA! EHH… NO I PARĘ BUTELEK WHISKY DO OBALENIA… I WINA...
Jak przy „Tylko żywi mogą umrzeć” demonicznie fantastyczne odłamki zdawały się emanować zaskakującą powagą ze sporą domieszką zabawnych scen, tworząc nietuzinkowy duet, tak w kontynuacji wyczuwałam drobny spadek żartów. Nadal można go dostrzec, przy czym uśmiech sam wpełza na usta, a otaczający ludzie przezornie zatykają uszy, jednak nie zostałam obojętna na fakt, że musiały ustępować miejsca. Ukazywały się przesycone niespotykanym jak na dorosłe osoby humorem fragmenty, to i tak uderzająca jest tutaj dojrzałość. Dość łatwo znaleźć źródło tego „problemu”. Uprzednie wydarzenia odcisnęły wyraźne piętno na bohaterach, naznaczając ich wrażliwe serca bólem. Oblepiły umysł zwątpieniem oraz niezrozumieniem, a poczynania wyraźnie wskazywały na żal do świata, wyraźnie sugerujący, iż ten jest niesprawiedliwy. Pech jednak chciał, że to nie był koniec przykrych niespodzianek. Sprawa zaginionych skarabeuszy spowodowała, że nadal nie uzyskali chwili odpoczynku. Wszechpotężne zło nie zamierzało odpuścić. Kumulując resztki sił, zbierało liczną armię, aby zaatakować z podwójną mocą, a na to nie zamierzali pozwolić. Pokiereszowani, postanowili raz jeszcze stanąć ramię w ramię, aby udaremnić zniszczenie tego, co dotąd było im znane i (nie dla każdego) cenne… Chwile smutku oraz wzajemnych pretensji zręcznie wkradały się w tłum zdających się rywalizować ze sobą akcji, nadając dynamizmu całej historii. Atakujące niczym spragnione krwi komary tajemnice nie pozwalały o sobie zapomnieć, raz za razem szturmując i tak przesiąknięte sprzecznymi emocjami umysły, dokładając zmartwień oraz niekiedy uniemożliwiając dojście do porozumienia. Wyczuwalna doza nieufności spoufalała się z nimi, prezentując swoje sztuczki. Nieumiejętne znalezienie wspólnego języka wprowadzało chaos w szeregach, a w połączeniu z wizją nadchodzącej raz jeszcze Apokalipsy wypalało i tak zszargane nerwy. Chyba powinnam przy tej książce pić melisę, coby aż tak tego nie przeżywać! Spacery po pokoju i snucie domysłów stało się normą, a kiedy tylko próbowałam się uwolnić, zakończyć czytanie na danym rozdziale...
...wpadałam w zasadzkę. W dobrze przemyślaną pułapkę, prawie uniemożliwiającą ucieczkę do rzeczywistości. Każdy akapit kusił, przywoływał spragnioną duszę, niemal przeistaczając w inkantację przywiązania. Nawet wydawało mi się, że słyszę ciche nawoływanie, kiedy odkładałam książkę na półkę, także… kto wie, czy faktycznie tak nie było? W końcu D. B. Foryś niejednokrotnie udowodniała, że przy niej nie ma co liczyć na rutynę i zbijanie bąków, więc zapewne stać ją na taki ruch. Tylko teraz, czy mogę czuć się bezpiecznie? Skąd mieć pewność, że nie wyjawiłam sekretu i nie czeka mnie sroga kara? Jak coś, piekielnie gorąco błagam: NIE RÓB MI KRZYWDY!
ZADZIERASZ ZE MNĄ? ZE MNĄ?! TO TY CHYBA NIE WIESZ, ŻE NIE DRAŻNI SIĘ ZRANIONEJ KOBIETY!
Ciężko zatrzeć wspomnienia o kimś, kto – choć doprowadzał cię do szału – umiał dostrzec w tobie wrażliwą duszę. Nie tak łatwo zapomnieć uśmiech tego, który zachęcał twoje serce do szaleńczego pędu oraz wypełniał niemal każdą myśl. Jak pozostawić za sobą przeszłość, która rozświetlała czający się wokół mrok? Tessa, po zniknięciu ukochanego, kombinuje, ile wlezie, aby zagłuszyć cierpienie poprzez zatracanie się w pracy. A raczej próbuje, gdyż aktualnie zajmowane przez nią stanowisko ani trochę jej nie satysfakcjonuje. No bo jak w mgnieniu oka z działającej w pojedynkę pogromczyni można zacząć słuchać czyichś rozkazów? Na dodatek w życiu łowczyni demonów pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego obecność źle na nią wpływa. To jednak nie sprawiło, że zapomniała języka w niewyparzonej buzi. Co to, to nie! Nadal kąsała słowami, i to dwa razy mocniej, próbując w ten sposób wyzbyć się zalegającego w klatce piersiowej uciążliwego ciężaru. Wielu może takie zachowanie zrażać, lecz doskonale ją rozumiałam. Nie jest łatwo z dnia na dzień spróbować przejść do porządku dziennego, z zaprzątniętą myślami głową, przy okazji próbując spełniać wymagania innych. Na szczęście był jeszcze ktoś, na kim mogła polegać. Gabriel, choć sam wiele przeżył, nie zamierzał zostawić jej w potrzebie. Niczym prawdziwy ojciec, dbał o Tessę i nie chciał pozwolić na to, by ją pochłonęła ciemność. Jednakże… nie byłam zdolna mu całkowicie zaufać. Zyskał drugą szansę, lecz nadal miałam się na baczności. Łowczyni również w pewnym stopniu trzymała go na dystans, ale łącząca ich więź i tak wygrywała to starcie. Co zaś się tyczy Killiana... Uwielbiam go. Doskonale rozumiałam, czemu podjął tak drastyczne kroki, lecz – na ognie piekielne! – nie jestem w stanie całkowicie pojąć jego toku rozumowania. Wiem, co za tym stało, ale i tak wypadałoby… Agh! Na dodatek jego relacje z Tessą wyraźnie się ochłodziły. Jak na dłoni widziałam, że ciągnie ich ku sobie, ale liczne niedomówienia stawiały granice. Granice, których nie dało się przekroczyć bez niezbędnej rozmowy. A wyraźnie czułam, że gdy tylko do niej dojdzie, już nic nie będzie takie samo…
Krwawe starcia mają to do siebie, że prędzej czy później ktoś będzie musiał opuścić szeregi poszczególnej strony, zaznając „wiecznego” odpoczynku. I to nie ominęło naszej niecodziennej ekipy. Osłabieni, nie mieli w planach otwierania się na innych, by sponiewierane serca znowu nie zostały zdeptane. A, jak wiadomo, nie jest łatwo dotrzymywać obietnic, gdy los raz jeszcze pcha ich w paszczę lwa. Nowe twarze, trudne do rozszyfrowania charaktery, nie tak łatwo dawały się poznać. Niektórzy zdobywali sympatię oraz zaufanie, kiedy reszta długo na to pracowała (lub ani trochę się nie starała). Obecność każdej nowej osoby wprowadzała lekki zamęt, a tym samym działała kompatybilnie z rozgrywanymi zdarzeniami. Jednakże, czy intuicja Tessy oraz pozostałych wreszcie zadziałała tak, jak należy? A może zawiodła, dopuszczając nie tych, co trzeba? Nie od dziś wiadomo, że aktorów jest więcej, niż miejsc na deskach teatrów czy ról w filmach, dlatego muszą szukać innych życiowych przygód...
D. B. Foryś już raz zawładnęła moją wyobraźnią i tym razem nie było inaczej. Lekkie pióro oraz wyczuwalna miłość do pisania emanują od środka książki, a zaklęte na jej stronach emocje uderzają niczym bokserzy w worki treningowe. Ale to nie wszystko. Pomiędzy wersami daje się usłyszeć ważną lekcję, jaką jest nawoływanie do zwolnienia tempa. Możemy chcieć być w centrum wydarzeń. Możemy próbować robić paręnaście rzeczy równocześnie, starając się nie dopuścić do tego, że ktoś pokrzyżuje nasze plany, ale poprzez to zdarza nam się zatracać własne „ja”. Zagłuszamy bolesne myśli, zamykamy je i ukrywamy na dnie umysłu, ale wtedy przestajemy być sobą. Nie wyrażamy tego, co tak naprawdę czujemy. Wypieramy coś, co dotąd pielęgnowaliśmy. Nie warto. Nie warto przeistaczać się w bezuczuciowy głaz. Łzy czy strach nie są czymś, czego powinniśmy się wstydzić. Niech sobie mówią, że to oznaka słabości. Niechaj rozgłaszają, iż tylko powściągliwi, trudni do odczytania ludzie są groźni. Najwięcej siły mają w sobie ci, którzy nie boją się uzewnętrzniać. Wydobywać na zewnątrz to, co wyniszcza od środka. Bo czy ważna jest opinia tych, którzy ślepo brną za stereotypami?
Podsumowując. Autorka wykreowała piekielnie dobry świat, w którym nigdy nie można być pewnym swojej przyszłości, kiedy przeszłość ingeruje w teraźniejszość, a świetny humor nadaje powieści zupełnie nowych barw. Napędzana pozbawiającymi tchu zwrotami historia, która w mgnieniu oka chwyci cię w szpony i nie wypuści, nim nie odkryjesz jej piękna. Dosłownie! Bo nic bardziej nie kusi, niż dowiedzenie się, jak dalej potoczą się losy tej zwariowanej, nietuzinkowej gromady!
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2019-10-23
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: Tylko Martwi Mogą Przetrwać
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio