Dominik Podhorski stracił naprawdę wiele – dom, matkę, ojca i brata. Musiał uciekać z rodzinnego dworu w jednej koszuli niczym włóczęga, udawać parobka i na każdym kroku obawiać się, że ktoś go rozpozna.
Wydaje się, że życie Dominika wreszcie się układa. W nowo wybudowanym domu z ukochaną żoną spodziewają się narodzin dziecka. Jednak z Podhorowa nadchodzą wieści, które skłaniają Dominika, by stawił czoła temu, czego najbardziej się boi. Przeszłości.
Bracki twardą ręką rządzi w majątku, który przejął podstępem i korzysta z dóbr zgromadzonych przez pokolenia Podhorskich. Wszyscy się go boją. On nie obawia się niczego prócz myśli o prawowitym dziedzicu Podhorowa.
Uzurpator nie zamierza poddać się bez walki, a pomysłów mu nie brakuje. Jeden z nich jest wyjątkowo podstępny.
Czy Dominik odzyska dom i majątek? Czy znowu straci je w nierównej walce?
Saga dworska to opowieść o życiu w dziewiętnastowiecznym szlacheckim dworku, o uczuciu rodzącym się wbrew losowi, a także o przeszłości, która powraca w najbardziej nieoczekiwanych chwilach.
Inne czasy, stroje, obyczaje i wyzwania. Jednak marzenia o prawdziwej miłości, domu i rodzinie wciąż takie same.
Do przeczytania powieści Krystyny Mirek Kwiatowy dwór zaprasza Wydawnictwo Zwierciadło. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Kwiatowy dwór. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 15
Józek przychodził do dworu pod najmniejszym pretekstem po kilka razy dziennie.
– Słyszałem, że stół się trochę kolebie. – Tym razem wymyślił to.
Julianna się uśmiechnęła.
– To raczej niemożliwe – powiedziała. – Zrobiliście go obaj z Dominikiem, więc jeśli znajdziesz w nim jakąś usterkę, to naprawdę będzie cud.
– Nie można tak mówić. – Józek wzruszył tylko ramionami, nie zwracając uwagi na jej ironiczny ton. – Po każdym fachowcu trzeba sprawdzić.
Zaczął obchodzić ze wszystkich stron wielki drewniany mebel. Ciężki tak bardzo, że nawet gdyby był krzywy, to i tak nie sposób byłoby to zauważyć. Coś tam niby liczył, mierzył i wreszcie podsunął pod jeden z nóg cieniuteńki, wystrugany kawałek drewna.
– No, teraz jest jak należy – powiedział, jednocześnie uważnie rozglądając się dookoła. Ze szczególnym uwzględnieniem pani domu. Jej twarzy i figury. Widząc jej spokój i zaokrąglony brzuszek wciąż na swoim miejscu, uspokoił się nieco.
– Dziękuję – odparła Julianna.
– Jak się panien… pani czuje? – zapytał wreszcie wprost.
Podobnie jak większość mieszkańców wioski, a nawet gospodyni w domu rodzinnym Julianny, ciągle miał problem z tym, by nie nazywać jej panienką. Wyglądała tak młodziutko, wciąż miała swój jasny warkocz, który chętnie splatała i przerzucała na prawą stronę. Nawet wyraźnie rysująca się pod sukienką ciąża nie pomagała. Julianna wyglądała jak dziewczynka potrzebująca opieki i ochrony. I na nic się nie zdawały rozsądne argumenty, że udowodniła wielokrotnie, iż potrafi u siebie zadbać.
– Dobrze – odparła ze spokojem, choć zauważył, że splotła mocniej dłonie i spojrzała w okno. Czekała, podobnie jak on. I pewnie jej też każda godzina wydawała się wiecznością. – Prababcia mnie pilnuje – dodała. – Poi naparami i krzyczy, żebym niczego nie dźwigała.
– I słusznie, słusznie.
Józek kolejny raz obszedł wielki stół pod pretekstem sprawdzenia, czy wszystko w nim w porządku, ale tak naprawdę strzelał oczami na prawo i na lewo.
– Gdyby czegoś było potrzeba… – zaczął.
– Tak, wiem – odparła szybko.– Doceniam, że się troszczysz.
– Nie, nie – zaczął się szybko mitygować. – Ja tylko względem tego stołu.
Oczywiście nie chciał się przyznać, że te rozwijające się pod sercami matek dzieci zlewały mu się w jedną całość. Julianna i Hania. Obie wymagały troski.
Ale jego ukochana miała trudniej. Musiała się ukrywać. Nie miała męża. Znajdowała się w ciągłym niebezpieczeństwie. Cierpiał z tęsknoty, martwił się o nią. Czy z ciążą wszystko w porządku? Jak Hania się czuje?
Było mu ciężko z tym, że o nic nie może zapytać. Musi czekać, aż Dominik wróci. Był teraz wdzięczny przyjacielowi, że podjął się tej misji. Rzeczywiście był jedynym, któremu mogło się to udać.
Codziennie obliczał, gdzie oni teraz mogą być. Trzy dni w jedną stronę, trzy w drugą, jeden dzień na załatwienie wszystkiego. Jakiś zapas na niespodziewane zdarzenia. Powinni niedługo już wrócić.
Opiekował się Julianną z całą starannością. Nawet większą, niż pozwalała jego pozycja. Czuł się odpowiedzialny.
– Nie możesz się doczekać, prawda? – Julianna spojrzała do niego z życzliwością. Wiedziała, że się przyjaźnią. Dominik też wypatrywał przez okna, kiedy Józef ostatnim razem zniknął. Ale wydawało jej się, że teraz niepokój chłopaka jest o wiele większy. – Usiądź – zaprosiła go. – Skoro naprawiłeś mi stół, należy ci się poczęstunek.
Józek się wystraszył. No tak, stracił czujność. Dwa słowa starczyły. I nagle znalazł się w niebezpieczeństwie. Rozmowa mogła zahaczyć o trudne tematy. Ale odmówić nie mógł. Odsunął więc powoli krzesło i usiadł.
Julianna przyniosła talerzyk z ciastkami, a potem herbatę w imbryku. Miała jedną dziewczynę do pomocy w kuchni, przy praniu i ciężkich robotach, ale wiele rzeczy robiła sama. Zupełnie inaczej, niż gdy mieszkała u rodziców. Dobrze sobie radziła i Józek to szanował.
– Długo byłeś ostatnio w swojej wiosce. Wszystko w porządku z twoją rodziną? – zapytała.
– Mniej więcej – odpowiedział ostrożnie. Dominik wyjechał tak pospiesznie, że nie zdążył nawet go zapytać, ile powiedział swojej żonie.
– Możesz mówić śmiało – zachęciła go Julianna. – Ja przecież wszystko wiem – powiedziała, całkiem szczerze przekonana, że naprawdę tak jest. – A człowiek potrzebuje wsparcia, kiedy coś go gryzie.
– O tak. – Józek nagle pochylił głowę. – Wie panienka? Wie pani? – poprawił się szybko.
Julianna chętnie by go poprosiła, żeby jej mówił po imieniu, ale wiedziała, że się nie zgodzi. Był bardzo zasadniczy, jeśli chodzi o relacje i zależności.
– Pani to świetnie zrozumie – odezwał się z ulgą, że może się z kimś podzielić myślami. – Moja Hania też jest w ciąży, a nie ma męża, który by ją wsparł. Jest sama. Na dodatek jej ojciec to strasznie surowy człowiek. Tak się martwię. Nie mogę spać, ciągle chodzę od okna do okna. Zachodzę w głowę, czy on jej czegoś nie zrobi, czy jej nie uderzy. Może nawet nie pozwoli, żeby się spotkała z Dominikiem i porozmawiała. Ostatnio kiedy się widzieliśmy, była taka przestraszona.
Julianna pobladła. Józek na nią nie patrzył, więc nie zauważył, jakie emocje wywołały jego słowa.
Milczała. Patrzyła, jak Józek nieśmiało je i popija herbatę z eleganckiego naczynia.
Myśli szybko przelatywały jej przez głowę. Ta wyprawa mogła być bardziej skomplikowana, niż początkowo sądziła. I niebezpieczna. Nic nie mogła na to poradzić, że z każdym mijającym dniem coraz więcej złych przeczuć ją męczyło.
Denerwowała się. Ale szybko zrobiło jej się żal Józka. Widać było, że bardzo cierpi, tęskni. Nie chciała go bardziej obciążać. Cóż, prawda taka, że jeśli faktycznie jakaś dziewczyna zaszła w nim w ciążę, to przecież nie mieli innego wyjścia. Musieli ją tutaj sprowadzić. Dominik nie mógł inaczej postąpić, jak ruszyć w drogę.
Tylko ten strach tak bardzo bolał. Aż rozsadzał czaszkę. Nawet Antonina, która bez problemu leczyła skomplikowane migreny czy globusy, nie mogła na to poradzić.
Julianna wstała.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.
Odetchnął z ulgą. Traktował ją trochę jak wszyscy tutaj w wiosce Antoninę, czyli osobę wszystko wiedzącą. Skoro mówiła, że będzie dobrze, to na pewno tak się stanie.
A ona została po chwili sama ze swoimi obawami. Musiała dać sobie radę. Oby tylko nie trwało to jeszcze zbyt długo.
Książkę Kwiatowy dwór kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,