Najpiękniejszy dzień w życiu czy koszmar, który wydaje się nie mieć końca? A co, jeśli jedno nagle przeradza się w drugie?
Monika oraz Lukas planują kameralny ślub w Toskanii. Niczego nie pragną bardziej niż ucieczki od toksycznych krewnych i zawarcia małżeństwa podczas romantycznej ceremonii w gronie najbliższych przyjaciół. Jednak po dotarciu na miejsce staje się jasne, że nic nie pójdzie tak, jak to sobie wymarzyli.
Organizator ślubu znika bez śladu wraz z zainkasowanym wynagrodzeniem, za to niespodziewanie pojawiają się matka i siostra Moniki – osoby, z którymi łączą ją dość chłodne relacje. Komuś ewidentnie zależy na tym, by zaprzepaścić plany zakochanych. Pytanie tylko, jak daleko się posunie, aby osiągnąć swój cel?

Do przeczytania powieści Marty Jednachowskiej Toskański ślub zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Toskański ślub:
PIERWSZY DZIEŃ W TOSKANII
EWA
– Nie rozumiem tego całego pomysłu. – Głos Michała wyrwał mnie z drzemki.
Otworzyłam oczy zdezorientowana. Nadal byliśmy na autostradzie. Zegarek pokazywał 3.30. Potrzebowałam paru sekund, żeby sobie przypomnieć, dlaczego jestem o tak dziwnej porze w samochodzie.
– Chyba przysnęłam. Co mówiłeś?
Michał spojrzał na mnie z dezaprobatą znad kierownicy.
– To ja powinienem spać. Idę dzisiaj do pracy, a ty jedziesz na tydzień odpoczynku.
– Oj, czepiasz się. Przecież mówiłam, że mogę jechać na lotnisko pociągiem. To miały być tylko dwie przesiadki. Ale chciałeś mnie odwieźć.
– Nie będziesz się pałętać po nocy po jakichś dworcach. Szczególnie że na lotnisko nie możesz zabrać ze sobą gazu pieprzowego. Nie ma mowy.
– Mówiłam, że mogę prowadzić.
– To jest mój samochód, nie lubisz go. Zresztą… Zawiesił głos. – Zupełnie nie o to chodzi. Po prostu nie rozumiem tego wszystkiego. Dlaczego nie mogę lecieć z tobą?
– Już parę razy o tym rozmawialiśmy. Para młoda tak sobie to wymyśliła. Tylko oni, świadkowie bez partnerów i dwoje ich najbliższych przyjaciół, również w pojedynkę. Mały, sześcioosobowy wyjazd na ślub do Toskanii.
– To jest jakiś nonsens. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Zawsze zaprasza się pary.
– Ale oni chcieli inaczej. Wyjątkowo, niesamowicie, niepowtarzalnie, a przede wszystkim według ich pomysłu. Trzeba to uszanować. Takie bardzo wyjątkowe wesele. Nie ma o co się obrażać.
– Tak, wyjątkowo, niesamowicie, niepowtarzalnie, ale przede wszystkim nieakceptowalnie dla nikogo. A jeszcze musisz sobie zapłacić za cały wyjazd, prawie o tym zapomniałem. Rzeczywiście wspaniały pomysł.
– Oj, przestań, jesteś okropny – powiedziałam, chociaż myślałam trochę jak on.
Mnie też nie podobał się pomysł wyjazdu na drugi koniec Europy z nieznajomymi. Wolałabym wydać te pieniądze, zresztą niemałe, bo wynajęty apartament tani nie był, na jakąś wspólną podróż z Michałem. Nie oszukujmy się, byłam świadkową, ale poza parą młodą nie znałam nikogo. Nawet ze świadkiem rozmawiałam tylko raz i tylko przez telefon. Nie lubiłam otaczać się obcymi ludzi. Szczególnie że parę dni wcześniej pani młoda poinformowała mnie, że muszę spać w jednym pokoju z jej przyjaciółką ze studiów Sarą, której nigdy w życiu nie widziałam, bo dziewczyna nie pofatygowała się nawet na wieczór panieński. Już wtedy mnie to zdziwiło. Kiedy Monika podała mi jej numer telefonu i napisałam wszystko o wieczorze panieńskim, Sara odpisała jedynie krótko, że nie przyjdzie. Nie wysiliła się na żadne wyjaśnienia.
Przez to dziwne zachowanie tym bardziej nie podobał mi się pomysł dzielenia z nią pokoju. Podobno tak musiało być, bo nie dało się inaczej zarezerwować noclegów, a parze młodej bardzo zależało, żebyśmy wszyscy spali w jednym apartamencie. Wspaniale, szkoda tylko, że nie zadbali, żebyśmy się wcześniej poznali. Byłoby zdecydowanie łatwiej i lepiej.
Nie powiedziałam o wszystkich moich wątpliwościach Michałowi. Wtedy tym bardziej by nie chciał, żebym poleciała. Wystarczyło, że od ponad dwóch miesięcy, od kiedy dowiedział się, że nie może lecieć z nami, ciągle marudził i nie dawał mi spokoju.
– Nie będziesz za mną tęsknić? – Spojrzał znacząco. Ślub to takie romantyczne wydarzenie, powinniśmy być razem w takiej chwili.
– Spróbuję jakoś dać radę.
Ledwo powstrzymałam się przed wypomnieniem mu, że jeśli tak bardzo ceni sobie romantyczność, to mógł mi się oświadczyć. W końcu byliśmy razem sześć lat. Wiele razy mówił mi, jak bardzo marzy o romantycznym ślubie i typowo polskim, tradycyjnym weselu. Na razie na mówieniu się skończyło.
Kiedy usiadłam przy oknie w samolocie, powoli zaczynało świtać. Nie mogłam doczekać się tego lotu. Uwielbiałam tę formę transportu, a wizja wschodu słońca nad Alpami przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Trzymałam telefon kurczowo w ręce, żeby móc robić zdjęcia. Tuż przed włączeniem trybu samolotowego dostałam jeszcze SMS od Michała.
„Baw się dobrze, Kochanie. Tylko proszę się nie oglądać za żadnymi Włochami! Ja się o wszystkim dowiem, mam umowę z panną młodą! Kocham Cię i czekam na Ciebie."
Uśmiechnęłam się do ekranu. Jeśli miałam takiego Michała, na pewno nie obchodzili mnie żadni Włosi.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Toskański ślub. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,