Wesele po włosku, czyli miłość, sekrety i… intrygi. „Toskański ślub" Marty Jednachowskiej

Data: 2025-02-11 12:12:01 | aktualizacja: 2025-02-20 14:23:58 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 5 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Najpiękniejszy dzień w życiu czy koszmar, który wydaje się nie mieć końca? A co, jeśli jedno nagle przeradza się w drugie?

Monika oraz Lukas planują kameralny ślub w Toskanii. Niczego nie pragną bardziej niż ucieczki od toksycznych krewnych i zawarcia małżeństwa podczas romantycznej ceremonii w gronie najbliższych przyjaciół. Jednak po dotarciu na miejsce staje się jasne, że nic nie pójdzie tak, jak to sobie wymarzyli.

Organizator ślubu znika bez śladu wraz z zainkasowanym wynagrodzeniem, za to niespodziewanie pojawiają się matka i siostra Moniki – osoby, z którymi łączą ją dość chłodne relacje. Komuś ewidentnie zależy na tym, by zaprzepaścić plany zakochanych. Pytanie tylko, jak daleko się posunie, aby osiągnąć swój cel?

Toskański ślub Marta Jednachowska - grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Marty Jednachowskiej Toskański ślub zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Toskański ślub:

PIERWSZY DZIEŃ W TOSKANII

EWA

– Nie rozumiem tego całego pomysłu. – Głos Michała wyrwał mnie z drzemki.

Otworzyłam oczy zdezorientowana. Nadal byliśmy na autostradzie. Zegarek pokazywał 3.30. Potrzebowałam paru sekund, żeby sobie przypomnieć, dlaczego jestem o tak dziwnej porze w samochodzie.

– Chyba przysnęłam. Co mówiłeś?

Michał spojrzał na mnie z dezaprobatą znad kierownicy.

– To ja powinienem spać. Idę dzisiaj do pracy, a ty jedziesz na tydzień odpoczynku.

– Oj, czepiasz się. Przecież mówiłam, że mogę jechać na lotnisko pociągiem. To miały być tylko dwie przesiadki. Ale chciałeś mnie odwieźć.

– Nie będziesz się pałętać po nocy po jakichś dworcach. Szczególnie że na lotnisko nie możesz zabrać ze sobą gazu pieprzowego. Nie ma mowy.

– Mówiłam, że mogę prowadzić.

– To jest mój samochód, nie lubisz go. Zresztą… Zawiesił głos. – Zupełnie nie o to chodzi. Po prostu nie rozumiem tego wszystkiego. Dlaczego nie mogę lecieć z tobą?

– Już parę razy o tym rozmawialiśmy. Para młoda tak sobie to wymyśliła. Tylko oni, świadkowie bez partnerów i dwoje ich najbliższych przyjaciół, również w pojedynkę. Mały, sześcioosobowy wyjazd na ślub do Toskanii.

– To jest jakiś nonsens. Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Zawsze zaprasza się pary.

– Ale oni chcieli inaczej. Wyjątkowo, niesamowicie, niepowtarzalnie, a przede wszystkim według ich pomysłu. Trzeba to uszanować. Takie bardzo wyjątkowe wesele. Nie ma o co się obrażać.

– Tak, wyjątkowo, niesamowicie, niepowtarzalnie, ale przede wszystkim nieakceptowalnie dla nikogo. A jeszcze musisz sobie zapłacić za cały wyjazd, prawie o tym zapomniałem. Rzeczywiście wspaniały pomysł.

– Oj, przestań, jesteś okropny – powiedziałam, chociaż myślałam trochę jak on.

Mnie też nie podobał się pomysł wyjazdu na drugi koniec Europy z nieznajomymi. Wolałabym wydać te pieniądze, zresztą niemałe, bo wynajęty apartament tani nie był, na jakąś wspólną podróż z Michałem. Nie oszukujmy się, byłam świadkową, ale poza parą młodą nie znałam nikogo. Nawet ze świadkiem rozmawiałam tylko raz i tylko przez telefon. Nie lubiłam otaczać się obcymi ludzi. Szczególnie że parę dni wcześniej pani młoda poinformowała mnie, że muszę spać w jednym pokoju z jej przyjaciółką ze studiów Sarą, której nigdy w życiu nie widziałam, bo dziewczyna nie pofatygowała się nawet na wieczór panieński. Już wtedy mnie to zdziwiło. Kiedy Monika podała mi jej numer telefonu i napisałam wszystko o wieczorze panieńskim, Sara odpisała jedynie krótko, że nie przyjdzie. Nie wysiliła się na żadne wyjaśnienia.

Przez to dziwne zachowanie tym bardziej nie podobał mi się pomysł dzielenia z nią pokoju. Podobno tak musiało być, bo nie dało się inaczej zarezerwować noclegów, a parze młodej bardzo zależało, żebyśmy wszyscy spali w jednym apartamencie. Wspaniale, szkoda tylko, że nie zadbali, żebyśmy się wcześniej poznali. Byłoby zdecydowanie łatwiej i lepiej.

Nie powiedziałam o wszystkich moich wątpliwościach Michałowi. Wtedy tym bardziej by nie chciał, żebym poleciała. Wystarczyło, że od ponad dwóch miesięcy, od kiedy dowiedział się, że nie może lecieć z nami, ciągle marudził i nie dawał mi spokoju.

– Nie będziesz za mną tęsknić? – Spojrzał znacząco. Ślub to takie romantyczne wydarzenie, powinniśmy być razem w takiej chwili.

– Spróbuję jakoś dać radę.

Ledwo powstrzymałam się przed wypomnieniem mu, że jeśli tak bardzo ceni sobie romantyczność, to mógł mi się oświadczyć. W końcu byliśmy razem sześć lat. Wiele razy mówił mi, jak bardzo marzy o romantycznym ślubie i typowo polskim, tradycyjnym weselu. Na razie na mówieniu się skończyło.

Kiedy usiadłam przy oknie w samolocie, powoli zaczynało świtać. Nie mogłam doczekać się tego lotu. Uwielbiałam tę formę transportu, a wizja wschodu słońca nad Alpami przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Trzymałam telefon kurczowo w ręce, żeby móc robić zdjęcia. Tuż przed włączeniem trybu samolotowego dostałam jeszcze SMS od Michała.

„Baw się dobrze, Kochanie. Tylko proszę się nie oglądać za żadnymi Włochami! Ja się o wszystkim dowiem, mam umowę z panną młodą! Kocham Cię i czekam na Ciebie."

Uśmiechnęłam się do ekranu. Jeśli miałam takiego Michała, na pewno nie obchodzili mnie żadni Włosi.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Toskański ślub. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Toskański ślub
Marta Jednachowska 1
Okładka książki -  Toskański ślub

Wesele po włosku, czyli miłość, sekrety i… intrygi Najpiękniejszy dzień w życiu czy koszmar, który wydaje się nie mieć końca? A co, jeśli jedno...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo