Podczas prac budowlanych na krakowskiej Krowodrzy robotnicy znajdują ludzki szkielet. Niedługo później dziennikarz śledczy Kornel Rączy natrafia w pobliskim parku na ciało zamordowanego mężczyzny. Co może łączyć te dwa wydarzenia?
– Kryminalne zagadki Krowodrzy? Czemu nie! Janusz Mika snuje balladę o zbrodniach popełnianych w jednej z dzielnic Krakowa, czasami smutną, czasami śmieszną, ale zawsze mocno osadzoną w lokalnych realiach. Idealna powieść dla wszystkich, którzy cenią kryminały miejskie, z czułością ukazujące >>małe ojczyzny<< – Robert Ostaszewski
„Szkielet" to przejmujący kryminał między innymi o tym, że przeszłość nigdy nie daje o sobie zapomnieć. Zaś Janusz Mika, autor kryminalnej sagi Krowodrzy, nie da nam zasnąć, dopóki nie poznamy rozwiązania zagadki – Mariusz Czubaj
Do przeczytania książki Janusza Miki Szkielet zaprasza Oficynka. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Szkielet. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
1
Kozetka była twarda i Kornel od razu zaczął się wiercić. I bez tego czuł pewien dyskomfort, choć niski, kojący ton głosu Ingrid był przyjemnym doznaniem słuchowym. Umiejętnie zadawane pytania otwierały go w nowy, nieznany sposób. Ostatecznie, przez ponad pięćdziesiąt lat nigdy nie zdecydował się na wizytę u psychoanalityka. Dlaczego tym razem? Nie potrafił znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Może dlatego, że czuł potrzebę zmian, a może dlatego, że te zmiany zachodziły bez jego udziału?
Nikt nie pytał, czy może odejść z Kornelowego życia, aby wybrać – jak Natalia – studia i pracę w Berlinie lub – jak kilku kolegów – świat, o którym nic nie wiemy i niczego się nie dowiemy, dopóki…
Wspomniał ponury żart, którego współautorką była jego własna córka. Dokładnie rok temu (zapamięta ten dzień do końca życia) ktoś (do dziś nie wie, kim był rozmówca) powiadomił go telefonicznie, że Natalia zniknęła. Niemieckie, wypowiadane szybko zdania; zawierające nieuchronną semantykę słowo Entführung (porwanie); ton głosu znamionujący strach i napięcie…
Rzucił wszystko i już sprawdzał najbliższe połączenia do Berlina, kiedy tknięta miłosierdziem (?), litością (?), obawą przed konsekwencjami (?) Natalia zadzwoniła i wyjaśniła ze śmiechem, kryjącym zapewne spore napięcie, że to był kawał, może głupi, ale tylko kawał, i że bardzo przeprasza, ale trzeci dzień imprezują i nagle taki pomysł…
W pewnym momencie przestał jej słuchać. Serce nadal waliło jak młotem, skronie pulsowały i Kornel pomyślał wtedy, że jest to najlepszy sposób, aby go zabić. W oczach stanęły łzy, a kciuk prawej dłoni bezwiednie przesunął się po ekranie, przerywając monolog jedynaczki.
Dzwoniła potem kilka razy, ale nie odbierał. Cierpiąc podwójnie, zostawił telefon w domu w dniu swoich urodzin (przypuszczał, że Natka będzie chciała przy okazji życzeń zakopać topór wojenny) i poszedł do znajomych, aby porządnie się upić i zapomnieć.
Mógł – jak uczyniłaby zapewne w podobnej sytuacji jego eksżona Renata – zaatakować gówniarę i zapytać, czy matce wycięłaby podobny numer. Odczytywał to jednak jako wyraz słabości, wolał więc uparcie milczeć i cierpieć. Do tego się przyzwyczaił i, mimo dyskomfortu, czuł się w tym stanie stabilnie i bezpiecznie.
Dwanaście nieodebranych połączeń było ostatnim widomym znakiem obecności córki w jego życiu. Potem nie odezwała się już, a sytuacja stała się patowa. Obie strony chowały w sobie uraz, ambicjonalną zadrę, ale czas działał na korzyść Natalii. Rączy czuł, że któregoś dnia wreszcie się złamie, by przerwać to absurdalne milczenie i usłyszeć jej głos.
W gabinecie unosił się przyjemny aromat, ale Rączy nie potrafił skojarzyć zapachu. Czyżby aromaterapia była elementem spotkań?
– Możemy zaczynać? – Ingrid zsunęła okulary na koniec nosa, co sprawiło, że wyglądała jeszcze bardziej seksownie. Rączy potwierdził gotowość zdecydowanym ruchem głowy.
– Czy korzystał pan kiedyś z pomocy psychologa?
– Dotychczas nie było takiej potrzeby.
– Czy przyjmuje pan jakieś leki?
– Staram się ich unikać. Sporadycznie zażywam środki przeciwbólowe.
Wstała z krzesła. Teraz prezentowała się w całej krasie. Kornel zwrócił uwagę na wydatny, kształtny biust i miękki, koci sposób poruszania się. „Kwintesencja kobiecości” – przemknęło mu przez głowę, ale szybko przywołał się do porządku, gotowy na dalsze pytania.
– Jak wspomina pan czasy szkolne?
– To był ciekawy okres. Poznałem wielu ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Wiele się wtedy nauczyłem. Niekoniecznie w murach szkoły – uśmiechnął się pod nosem. – Poza tym komuna, stan wojenny, a z drugiej strony koncerty, muzyka. To było dla mnie ważne. No i sporo książek czytałem, także tych zakazanych.
– Czy miał pan dużo przyjaciół?
– Można by tak powiedzieć, ale nie każdego można nazwać przyjacielem. Ten, którego w pierwszej kolejności uważałem za przyjaciela, niestety już nie żyje.
– Jaki przedmiot najbardziej pana interesował?
– Polski, niemiecki, geografia i historia, ale tu był pewien problem. Na początku lat osiemdziesiątych poważnie nas okłamywano, więc szukaliśmy alternatywnych źródeł wiedzy. Sporo rzeczy wychodziło w podziemiu, ale trzeba było mieć dojście. Ja miałem.
– Czym się pan obecnie zajmuje?
– Jestem dziennikarzem, piszę też książki.
– Czy obecna praca spełnia pana oczekiwania?
– I tu dochodzimy do meritum. Otóż od pewnego czasu przechodzę chyba zawodowy kryzys. Osłabły mi cechy wolicjonalne. Między innymi dlatego tu teraz jestem.
– Czy ma pan jakieś marzenia?
– Chyba już nie. Chciałbym godnie umrzeć. Godnie i możliwie szybko. Szybko i bezboleśnie. No i niekoniecznie w tym roku – Rączy próbował wywnioskować, jak ta odpowiedź podziałała na Ingrid, ale jej twarz pozostawała nieprzenikniona.
– Co daje panu szczęście?
– Wie pani, to są ulotne chwile. Ostatnio jakoś ich mało w moim życiu. Rekompensuję sobie brak szczęścia satysfakcją zawodową. Cieszy mnie na przykład, jak zły człowiek dostaje to, na co zasłużył.
– A co pana smuci albo denerwuje?
– Czasami miewam Weltschmerz… Ogólnie to najbardziej wkurzają mnie głupota i niesprawiedliwość, zresztą często idące w parze. Ale tu chyba nie jestem zbyt oryginalny.
– Jaką rzecz z dzieciństwa pan najczęściej wspomina?
– Święta Bożego Narodzenia: śnieżna, mroźna zima, porządki w całym domu, zapach pasty do podłogi, ubieranie choinki, jedzenie lepsze niż na co dzień… No i piłka nożna: ta oglądana w telewizji i mecze na podwórku, na boisku szkolnym.
Ingrid stała teraz przed nim oparta o krawędź stolika, bawiąc się okularami.
– Jaka jest pierwsza zachcianka, która przychodzi panu teraz do głowy?
– Wolałbym o tym nie mówić dla dobra naszych przyszłych relacji – uśmiechnęli się niemal jednocześnie, co zdziwiło i ucieszyło Kornela.
– Jakie były pana relacje z ojcem? – Ingrid poruszyła się niespokojnie. Rączy zauważył dziwny błysk w jej niebieskich oczach.
– Trudno mi to jednoznacznie określić. Sytuacje z dzieciństwa pamiętam jak przez mgłę, potem były tylko sporadyczne wizyty, czasami wyjścia na mecze, nigdy wspólnych wakacji. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek ojciec mnie uderzył. Zdecydowanie nie był człowiekiem agresywnym.
– Dziękuję. Na dzisiaj wystarczy. Panie Kornelu, rozumiem, że widzimy się za tydzień – zawiesiła głos.
Stuknęło odsuwane krzesło. Rączy potwierdził następną wizytę i uiścił należność.
Książkę Szkielet kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,