Łódź lat 70. Betonowe ulice, czerwone tramwaje, lody Bambino, szara codzienność... Lucyna chce żyć inaczej niż matka, która pracuje w przędzalni na trzy zmiany, by utrzymać dzieci i męża hulakę. Wierzy, że z Julkiem, kolorowym ptakiem, stworzą szczęśliwą rodzinę. Kiedy ukochany trafia do więzienia w Berlinie Zachodnim, z pomocą zauroczonego nią fałszerza dokumentów przekracza wraz z córeczką nielegalnie granicę. To jednak dopiero początek jej niewiarygodnych przygód i podróży...
Anna Stryjewska w powieści Lucyna. Zerwana nić opowiada o ludziach, którzy w latach 70. i 80. próbowali się odnaleźć w siermiężnej Polsce lub w poszukiwaniu lepszego życia wyjeżdżali do zachodniej Europy i za ocean, wierząc w american dream. Historia bohaterki, choć chwilami przypomina film sensacyjny, zdarzyła się naprawdę.
Do przeczytania książki Lucyna. Zerwana nić zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy premierowy fragment książki Lucyna. Zerwana nić:
Łódź, sierpień 1987 rok
Brzęczący głośno dzwonek oderwał Lucynę od prasowania dziecięcych ubranek, których starannie złożony kopczyk zajmował część stołu. Dochodziło południe, nikogo nie spodziewała się o tej porze, natomiast każdy z domowników posiadał własny komplet kluczy.
– Kogo znów niesie? – warknęła ze złością i niechętnie podreptała w kierunku długiego korytarza wyłożonego zniszczonym chodnikiem.
– Ach, to pan! – powitała, nie kryjąc zaskoczenia, niskiego, z wylewającym się zza paska spodni brzuszkiem mężczyznę w firmowym uniformie. Ten na widok młodej, ładnej kobiety uchylił daszek swojej czapki listonosza.
– Paczuszka z Niemiec! – obwieścił z triumfem. – Pokwitować trzeba!
– Jak trzeba, to trzeba, panie Mareczku! – zaszczebiotała, odzyskując dobry nastrój. – To gdzie mam podpisać?
Listonosz uśmiechnął się rubasznie, wskazał grubym palcem miejsce w opasłym zeszycie, mlasnął, kiedy się pochyliła, aby złożyć w rubryce czytelny podpis. Nie zauważyła oderwanego guzika bluzki, ta teraz rozchyliła się, ukazując głęboki rowek między jędrnymi piersiami.
Podekscytowana pochwyciła pakunek, podziękowała w przelocie pracownikowi poczty, wcisnęła mu do ręki bilon, jednocześnie zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Chwilę później, zapominając o prasowaniu, dobierała się już do paczki. Raz za razem wyjmowała z niej dobrodziejstwa stanowiące w siermiężnej Polsce niemal znamiona luksusu. Próżniowo zapakowany kilogram mielonej kawy, chałwa, herbata, czekolady, paczka fajek dla ojca, kolorowa sukienka dla Kingi, a także dżinsowa kurtka, o jakiej od dawna marzyła.
– Kochany Julek! – szepnęła czule, zakładając katanę.
Chwilę paradowała przed lustrem w przedpokoju. Wyglądała szałowo. Kurtka idealnie pasowała do jej wysokiej, zgrabnej sylwetki, blond włosów do ramion i ładnej twarzy z wielkimi piwnymi oczami.
Wykonała kilka obrotów w jedną stronę, potem w drugą. Te złote guziki, te dżety w pagonach i patkach kieszeni, po prostu cudo!, myślała, zachwycona, wdzięcząc się w obitej boazerią ciasnej przestrzeni korytarza.
Następnie zgasiła światło i przeszła do pokoju. Rozejrzała się po nim mimochodem. W jednym rogu stało łóżeczko, w drugim wersalka, szafa, stół, ława i dwa fotele z wełnianymi nakryciami. Wszystko mieściło się na szesnastu metrach kwadratowych. Całe mieszkanie miało osiemdziesiąt metrów, składało się z czterech pokoi, kuchni, łazienki, ubikacji i przedpokoju. Znajdowało się na parterze wieżowca bezpośrednio przy ulicy Lutomierskiej. Jej rodzicielka wiele przeszła, zanim je zdobyła, wydeptała wiele ścieżek, złożyła tysiące podań, zniosła wiele upokorzeń i ciężkich chwil. Aż wreszcie się udało. Dzień, w którym z czwórką nieletnich dzieci przeniosła się tam, gdzie miała tak komfortowe warunki, do dziś uważa za jeden z najszczęśliwszych w jej życiu.
W tym momencie w zamku zazgrzytał klucz i do mieszkania wsunęła się cicho, niemal bezszelestnie, starsza o rok siostra. Była sporo niższa od Lucyny, miała krótsze blond włosy, drobną budowę ciała, zielone magnetyczne oczy i niespotykaną urodę.
– Już wróciłaś? – spytała Lucyna zaskoczona, rumieniąc się nieznacznie. Poczuła, jakby ktoś złapał ją na gorącym uczynku.
– Ojej, a co to? – Wiolka zmierzyła ją od stóp do głów. – Ale bomba! Skąd masz?
– A jak myślisz?
– Minęłam się z listonoszem, pewnie z Niemiec… – Dziewczyna cmoknęła z uznaniem i odrobiną zazdrości. – Co jak co, ale gust skubany ma. Nawet w Centralu takich nie sprzedają. Pracuję tam już tyle czasu i nigdy nic takiego nie przywieźli!
– Nie martw się! – Lucyna podeszła do niej i objęła ją czule ramieniem.
– Pożyczę ci, nie będę taka.
– Mam nadzieję. Kinia jeszcze śpi?
– Od godziny – odparła młoda matka, spoglądając z czułością na córeczkę. – Jak suseł.
Wiola weszła do łazienki. Po chwili pojawiła się z wypłowiałym ręcznikiem w dłoniach.
– Co jeszcze przysłał? – spytała, podchodząc do kartonowego pudła. – Jakiś list? Kiedy wraca?
Lucyna żachnęła się. Pochyliła się nad opróżnioną paczką, chcąc się upewnić, czy wszystko z niej wyjęła.
– Nie ma – stwierdziła z żalem. – Pewnie list przyjdzie osobno. Może bał się, że paczka gdzieś się zawieruszy…
– Pewnie tak – skwitowała siostra, robiąc obrót i kierując się do kuchni. – Muszę coś zjeść, jestem głodna jak wilk.
– Ja też! Zajęłam się prasowaniem i zapomniałam o jedzeniu!
– A co jest?
– Pomidorowa!
– Może być!
– To chodź! Zjemy razem. Przy okazji sobie pogadamy.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Lucyna. Zerwana nić. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,