W garniturze ślubnym w taki upał! Fragment książki „Tu nie ma nic" Krystiana Janika

Data: 2022-01-31 08:47:54 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… A może jednak niedawno? Może wczoraj, dziś, może jutro? Tuż za rogiem, w twoim bloku, u sąsiada za płotem. Wciąż rozgrywa się ta sama historia. On kocha, ale pije i bije. Ona kocha i wybacza. Bo co jej pozostało? Rodzina musi trzymać się razem – dla dzieci chociażby. O miłości nikt nie mówi, bo po co? Życie kręci się wokół telewizora, meczów polskiej reprezentacji, papierosów i żołądkowej gorzkiej. Czy istnieje cień szansy, że ten odwieczny krąg zostanie w końcu przerwany? On przestanie pić, ona od niego odejdzie. Co się wtedy stanie z tym światem, który zdawał się nie do ruszenia?

Ci, którym uda się wyrwać, będą wspominać swój pobyt w Odchylicach jak przez mgłę. I wciąż będą tu wracać. Bo takie miejsca działają jak magnes – wiecznie uśpione miasteczka, w których nie ma nic.

Obrazek w treści W garniturze ślubnym w taki upał! Fragment książki „Tu nie ma nic" Krystiana Janika [jpg]

O ile Reymonta nazywa się piewcą wsi polskiej, o tyle Janik zasługuje na miano piewcy Polski B. Zakochacie się w tej powieści, choć jak w przypadku każdej prawdziwej miłości – czasami będzie bolało.  

Kazimierz Kyrcz Jr

Do lektury powieści Krystiana Janika Tu nie ma nic zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment książki, a dziś na naszych łamach znajdziecie kolejną odsłonę tej historii: 

A wracając do tego Wieśkowego auta, to on po nie aż do Rzeszowa pojechał, jakby gdzieś bliżej nie było.

Przecież w Tarnowie to pełno tych komisów, a i prywatnie też handlują. On jednak postawił na swoim i musiał pociągiem do innego województwa się tłuc. Jeszcze go na Podkarpaciu nie widzieli. Podróżnik wielki, biznesmen od siedmiu boleści. I to z taką kupą pieniędzy, bo za tego citroëna zapłacił siedem tysięcy dwieście. Początkowo handlarz wołał siedem i pół, ale Wiesiek nie w ciemię bity i utargował trzy stówki.

— Zawsze, kurwa, podają zawyżoną cenę, bo liczą, że trafi się burak, co bez negocjacji weźmie — mówił Wiesiek dzień przed zakupem, jak już był telefonicznie umówiony z tym facetem z Rzeszowa.

Bałam się strasznie, że go w tym pociągu okradną i może jeszcze jakimś nożem zadźgają. Ja bym do pociągu w życiu nie wsiadła, bo słyszałam z piętnaście lat temu w telewizorze, że jednego chłopa oblali w przedziale kwasem. Jak się kiedyś takie rzeczy działy, to ja nawet myśleć nie chcę, co teraz w tych pociągach wyprawiają. Ale przestrzegać to ja sobie mogłam. Wiesiek i tak nigdy mnie nie słucha i robi po swojemu, bo wydaje mu się, że pozjadał wszystkie rozumy i jest od każdego mądrzejszy.

Podjechał autobusem na dworzec i miał jeszcze pół godziny do odjazdu pociągu. Postanowił przeczekać w parku na plantach kolejowych. Też niebezpiecznie, bo niejednemu tam nóż do gardła przykładali i przeszukiwali kieszenie. Ciepło było, początek sierpnia, i Wiesiek poczuł pragnienie okrutne. Niestety, w pobliżu dworca Żabkę zrobili i tam mojego mężulka licho poniosło. Nabył dwa butelkowe, bo akurat pod apteką dwie puste butelki leżały, to chłop skorzystał i nie musiał płacić za kaucję. Do zestawu dobrał setkę cytrynówki, bo taką lubi najbardziej. Nic go nie obchodziło, że do Odchylic będzie wracał samochodem. Po prostu, jak ostatni alkoholik, kupił alkohol i wyduldał. Taki z niego niby odpowiedzialny człowiek, a jak poczuje okazję do wypicia, to nigdy nie przepuści. W ogóle go nie zastanowiło, że przecież ten handlarz, co mu citroëna przyobiecał, może mu nie sprzedać, jak poczuje od niego wódkę. Piwo to jeszcze, mógłby powiedzieć, że bezalkoholowe wypił albo cytrynowe, co też je Wiesiek lubi i chętnie do wódki na popitkę bierze.

Ja to się wiele nie odzywam, bo Wiesiek nerwowy i w każdym momencie może mi w gębę odwinąć. Jednak jedną rzecz mu powiedziałam, jak jeszcze był w chałupie i szykował się do wyjścia na autobus.

— Wiesiek, coś ty na siebie założył? — dziwiłam się. — W garniturze ślubnym w taki upał! Na termometrze już trzydzieści dwa, a dopiero piętnaście po dziewiątej. Założyłbyś se koszulę z krótkim rękawem i sandały, bo ci się nogi zapocą w tych mokasynach. — Tak mu doradzałam, ale on ma zawsze swoje widzimisię i odpowiedź na wszystko.

— Jadźka, nie zawracaj mi dupy, ja lepiej wiem, jak się mam ubierać. Jadę zrobić biznes, a nie na grilla do sąsiada — wyskoczył do mnie z ryjem, bo to nie można kulturalnie, po ludzku powiedzieć, tylko trza od razu huczeć.

No i polazł w tym garniturze, czarnym, żałobnym, a ja przed ślubem mu mówiłam, żeby jakiś weselszy kolor wybrał, to on na to, że taki jest najlepszy, uniwersalny, będzie na każdą okazję i do grobu też. Nawet marynarkę wdział, zamiast przez ramię przewiesić. Przynajmniej tej krawatki pod szyję nie założył, tylko do kieszeni upchał, żeby dopiero przed transakcją wyjąć. Oczywiście rano musiałam mu zawiązać, bo on do tego talentu nie ma wcale. I jeszcze te okulary czarne założył i już w ogóle jak jakiś grabarz wyglądał, a jemu się wydawało, że jak biznesmen albo mafioso. Wodą kolońską szyję skropił, kołnierz tak samo i mankiety. Na włosy żelu nawalił, co to mu Dominik dał, że jak tylko z chałupy wyszedł, to mu od tego gorąca zaczęło z głowy kapać i musiał wycierać. Ja wszystko z okna widziałam. I nagle mnie taki atak śmiechu dopadł, że musiałam nogi zaciskać, bo myślałam, że się posikam. Jak ten mój Wiesio chusteczką uszy i kark wycierał, a pod nosem taką wiązankę puścił, że przez zamknięte okno było słychać. Piekarz też usłyszał i na ogród wyleciał, żeby posłuchać i mieć o czym przez cały dzień pod sklepem dyskutować.

Na początku chichotałam cichutko, ale potem to już na cały głos zaczęłam brechtać w najlepsze. Na szczęście w porę się opamiętałam i odeszłam od okna. Przecież jakby się akurat Wiesiek odwrócił i zobaczył, że się z niego naśmiewam, to nie zważając, że na kupno auta nie zdąży, wpadłby do domu i wymierzyłby mi sprawiedliwość. Jemu to się lepiej nie narażać, bo agresja w nim taka drzemie, że nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Najniebezpieczniej, jak coś wypije. Tego ranka jeszcze nie miał okazji, więc może by odpuścił, co w jego języku znaczy, że przełożyłby na później.

Na szczęście diabeł go nie podkusił. Wiesiek poszedł na ten autobus, nawet kroku przyspieszył, bo się bał, że nie zdąży, bo dwieście dwadzieścia cztery miał dwadzieścia siedem minut po dziewiątej spod salonu Volkswagena. Biletu, oczywiście, zapomniał kupić, a kierowca woła cztery złote. W autobusie tylko czasowe można kupić. Jak taki bilet skasuje się w jednym, to potem można się do drugiego przesiąść w ciągu godziny. Tylko trzeba uważać, żeby czasu nie przekroczyć.

Dawniej by się Wiesiek nie przejmował brakiem biletu, bo trzymał sztamę z kanarami. Jeździł wtedy na gapę w najlepsze. A jak go złapali, kupował połówkę i razem pili na pętli autobusowej w Mościcach. Najbardziej się lubił z takim łysym z ciemnym wąsem, co to zawsze w jednej kurtce jeździł — czarnej z czerwoną głową byka na plecach. A teraz to w autobusach same młode siksy jeżdżą, kanarki znaczy się. Z nimi to Wiesiek się nie zaznajamiał, bo ma taką zasadę, że z babami w pojazdach nie gada. Twierdzi, że to przynosi pecha. U kierowcy nie było mu halo zostawiać cztery złote i na godzinnym bilecie piętnaście minut przejechać, bo tyle od nas autobus jedzie na planty. Chociaż od kiedy ten wiadukt na Krakowskiej remontują, to czasami ze czterdzieści minut trzeba było w korku postać. I to przed samym wjazdem do centrum miasta. Szósty rok to chyba robią i nie mogą skończyć. Rachubę czasu straciłam w tym temacie, ale jak tam jadę, to z okna autobusu zawsze spoglądam, czy coś ruszyło, a tam tylko te chłopy z cygarami w mordach łopaty podpierają.

Książkę Tu nie ma nic kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Tu nie ma nic
Krystian Janik 1
Okładka książki - Tu nie ma nic

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… A może jednak niedawno? Może wczoraj, dziś, może jutro? Tuż za rogiem, w twoim bloku, u sąsiada za płotem...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje