Ktoś obserwował Amber z daleka. Ktoś, kto jej nienawidzi i zazdrości.
Amber i George to świeżo upieczeni rodzice w kryzysie. Ona bardzo pragnęła dziecka, ale macierzyństwo ją przytłacza. Kiedy oboje postanawiają na jedną noc zostawić siedmiomiesięczną córkę pod opieką siostry Amber, dziewczynka znika z łóżeczka...
Teraz już nic nie będzie takie jak przedtem. Nakręca się spirala tajemniczych, niepokojących wydarzeń.
Jeśli dziecko się nie znajdzie, Amber nie wybaczy siostrze i mężowi, który namówił ją na weekendowy wypad. Tylko czy ona sama jest bez winy...? Młoda matka ma pewien sekret, dotychczas dobrze skrywany - czy to możliwe, że ktoś jeszcze zna prawdę i chce ją zmusić do zapłaty za kłamstwo?
Jess Ryder, autorka porywających Wszystkich moich kłamstw, powraca z kolejnym elektryzującym thrillerem – Tylko jedna noc. Do lektury powieści zaprasza wydawnictwo Słowne Mroczne, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Kilka tygodni przed
Codziennie przychodzę do Lilac Park, żeby popatrzeć na dzieci.
Są wszędzie, jest ich tu pełno jak wiewiórek. Dwie kobiety gawędzą przy bramie, leniwie manewrując głębokimi wózkami w przód i w tył. Kilka metrów dalej jakiś maluch biega wokół drzewa. Młoda matka zmierza w moją stronę, popychając przed sobą jaskrawoczerwoną spacerówkę i uśmiechając się w późnopopołudniowym słońcu. Wyczekiwanie sprawia, że czuję motylki w brzuchu. Kręci mi się w głowie. Odwracam się i udaję, że obserwuję kaczki pływające po stawie, ale serce bije mi jak oszalałe, gdy kobieta przechodzi obok. Koła wózka skrzypią radośnie.
Park obfituje w rozrywki; są tu korty tenisowe, plac zabaw, ogród różany, staw z ozdobnymi rybkami, murawa do gry w kule oraz dwa boiska piłkarskie, na których w niedzielne poranki są rozgrywane mecze. Oczywiście nie brakuje też parkowej kawiarni. W tygodniu matki ciągną do niej niczym stada gołębi, blokują przestrzeń drogimi modelami wózków i walczą o kilka dostępnych wysokich krzesełek dla dzieci.
Gromadzą się wokół wspólnych stołów, karmią piersią, gawędzą i popijają organiczną chai latte. Przesiaduję przy barze i słucham, jak dyskutują o problemach ze snem i obolałych sutkach albo jak debatują o tym, co jest ważniejsze: komfort związany z używaniem jednorazowych pieluch czy potrzeba ratowania planety. Ich maleństwa często płaczą wniebogłosy, domagając się uwagi. Mam wtedy ochotę wziąć któreś na ręce i przytulić, ale oczywiście tego nie robię. Nie śmiałabym.
Nikt tutaj mnie nie zauważa. Bo niby dlaczego ktokolwiek miałby zwracać na mnie uwagę? Jestem sama. Niezamężna. Nie targam ze sobą dziecięcych akcesoriów. Nie mam pojęcia, jak to jest być matką. Nie rozumiem, przez co przeszły te kobiety i jak teraz wygląda ich życie. Zakładają, że nie mogłabym się z nimi podzielić żadnymi okropnymi historiami o porodzie, żadnymi zabawnymi anegdotkami. Nie mam pod opieką małego geniusza, którego osiągnięciami mogłabym się przechwalać. Byłam w tej kawiarni niezliczoną ilość razy, ale one mnie nie dostrzegają. Jestem dla nich niewidzialna.
Zresztą nie tylko matki mnie ignorują, tatusiowie również, chociaż oni rzadko pojawiają się w parku przed weekendem. Zazwyczaj używają nosidełek. Pewnie myślą, że wyglądają bardziej męsko i troskliwie, gdy przytulają dzieci do piersi, zamiast paradować z wózkiem po okolicy. Lubią, gdy zakatarzone maluchy obśliniają im kurtki. Z dumą obnoszą się z tymi plamami ojcostwa.
W weekendy park aż pęka w szwach od młodych rodzin – rodzice przychodzą tu z niemowlętami, kilkuletnimi maluchami i dziećmi w wieku szkolnym, a często i z dziadkami na doczepkę. Dorośli sterczą w grupkach na skraju placu zabaw i rozmawiają ze sobą, z roztargnieniem zerkając na podopiecznych. Zdarza się, że przesiaduję na murku przy piaskownicy i obserwuję dzieci kopiące dziury i lepiące zamki z piasku. Kłócą się o plastikowe łopatki i próbują podkradać porzucone hulajnogi. Często mam ochotę wejść w rolę mediatora i wyjaśnić maluchom, że zabawkami trzeba się dzielić.
Chcę im pomagać we wspinaczce na zjeżdżalnię i łapać je na dole albo bawić się z nimi na wahadłowej huśtawce, ale dorosłym nie wolno wchodzić w interakcje z dziećmi innych ludzi, o ile nie mają własnych.
Spędzanie czasu w tym miejscu jest dla mnie torturą, jednak muszę tu przychodzić, żeby mieć na oku Mabel. Mieszka z mamusią i tatusiem w domu naprzeciwko głównej bramy parku. Pod numerem siedemdziesiątym czwartym. To specjalnie zaprojektowany piętrowy apartament w stylu edwardiańskim, z osobnym wejściem od frontu i mnóstwem oryginalnych akcentów – tego rodzaju nieruchomości stały się bardzo popularne wśród hipsterów, którzy zaczęli się tu przenosić z Hackney. W tej okolicy powietrze jest mniej zanieczyszczone, a szkoły podstawowe cieszą się lepszą renomą. Poza tym ceny domów są niższe ze względu na oddalenie od centrum miasta.
Mieszkanie Amber i George’a mieści się na pierwszym i drugim piętrze. Mają zaadaptowane poddasze, o czym świadczą okna dachowe. Na parterze znajduje się tylko wąski hol, gdzie jest akurat tyle miejsca, by trzymać wózek. Nieraz widziałam, jak Amber wciska się do środka z zakupami i biega po schodach tam i z powrotem, próbując zanieść wszystkie torby do kuchni, zanim Mabel się obudzi. Nie ma pojęcia, że czatuję w parku naprzeciwko, ukrywam się na widoku, pośród biegaczy, spacerowiczów z psami, matek z wózkami i dzieci karmiących kaczki. Obserwuję ją.
Można wyraźnie zauważyć, że Amber nie czerpie radości z macierzyństwa. Nie promieniuje blaskiem samozadowolenia jak inne matki w parkowej kawiarni. Minę ma obojętną, zabarwioną smutkiem, jakby kogoś lub coś opłakiwała. Domyślam się, że tęskni za dawnym stylem życia, chociaż musiała przecież wiedzieć, w co się pakuje. Amber sobie nie radzi – dla każdego jest to chyba oczywiste. Nie szczotkuje włosów, nie nakłada makijażu i codziennie wychodzi w tych samych szarych luźnych spodniach i fioletowym polarze. Zapuściła się, jakby to ujęła moja babcia. Zastanawia mnie, co na to George…
Książkę Tylko jedna noc kupić można w popularnych księgarniach internetowych: