Tydzień miodowy w Nowogrodzie. Fragment książki „Na tropie trupa"

Data: 2023-06-02 08:59:30 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać... na Kurpiowszczyznę?

Małgorzata Starosta, autorka komedii kryminalnych, postanawia odwiedzić ukochany skansen kurpiowski w Nowogrodzie, aby złapać oddech i znaleźć wenę do napisania romansu historycznego. Jednak cały plan bierze w łeb, gdy przypadkiem staje się świadkiem podejrzanych zakopków, dyrektorka skansenu znika bez śladu, a Barbs wysyła Małgonię na komisariat w celu zgłoszenia zaginięcia szemranego typa.

Sensacyjne zwroty akcji, intryga zaplątana jak sznur bursztynowych korali, kurpiowskie klimaty i opowieści pani Jolinki to tylko wierzchołek tego, co kryje się w tej przezabawnej, znakomitej komedii kryminalnej, w której trop trupa to jedynie początek dobrej zabawy.

Na tropie trupa. Grafika promująca książkę

Do lektury książki Na tropie trupa zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Na tropie trupa. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Było już bardzo późno, kiedy mój zmęczony ciężkim dniem małżonek, miłość mego życia, słodki garb, towarzysz doli i niedoli, wszedł do mieszkania, powłócząc nogami, jakby dopiero skończył biec w ultramaratonie.

— Heeeej — wysapał niczym męczennik.

— No hej. A cóż to za przyroda nieożywiona przekroczyła próg naszego rodzinnego gniazda? Na piechotę szedłeś?

Marek machnął ręką i opadł ciężko na kanapę w salonie.

— Chyba wolałbym wziąć udział w pieszej pielgrzymce do Jerozolimy, niż przeżyć jeszcze jeden taki dzień jak dzisiaj — wymruczał. — Potrzebuję urlopu…

O mało nie podskoczyłam pod sufit, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Tak łatwo poszło!

— Biedactwo moje — szepnęłam z czułością i usiadłam obok. Przykrótka sukienka trochę się podwinęła, odsłaniając koronkę pończochy. Wszystkie siły mi sprzyjały! — To chyba jest bardzo dobry pomysł. Harujesz jak wół, śpisz jak położnica, nie dojadasz, katujesz się. Biedny Mareczek.

Nawet ja, usłyszawszy siebie, musiałam stwierdzić, że trochę przesadziłam, a co dopiero mój małżonek.

Zerknęłam na niego z ukosa i zobaczyłam, jak jego brwi niepokojąco zbliżają się do siebie. Musiałam szybko coś zrobić albo cały misterny plan pójdzie w ciemny las.

— Twoja mama dzwoniła i wyraziła daleko idące zaniepokojenie tempem twojego życia — wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

— A już się bałem, że coś ci się stało i zaczęłaś bredzić.

Uff, jakoś się udało. Panuj nad sobą, Gośka, panuj!

— A nie, u mnie wszystko w porządku, właściwie to wręcz nudno. Ale wiesz co? — Pogłaskałam go po zarośniętym policzku. — Może ten urlop to wcale nie jest taki głupi pomysł? Nie mówię, że jakiś długi, ale takie dwa dni, góra tydzień.

Spodziewałam się natychmiastowego ataku, tymczasem Marek, wcielenie buddyjskiego zen, kwiat lotosu na gładkiej tafli jeziora, stwierdził:

— Tak, masz rację.

— Naprawdę? — wyrwało mi się.

— Naprawdę, jutro złożę wniosek i biorę tydzień wolnego. Z dwoma weekendami będzie dziewięć dni.

Usłyszałam cichy podszept diabła, który kazał mi iść za ciosem i grać va banque. Niemal od razu odezwał się także anioł, mówiący: nie przeciągaj struny. Niestety, dusza hazardzisty słuchała tylko jednego z nich.

— Ależ to się znakomicie składa, mój kochany, bo mam dla ciebie niespodziankę! — wykrzyknęłam z taką radością, jakbym ogłaszała, że jadę odebrać Nagrodę Nobla.

— O mój borze jesienny! — jęknął mąż. — To nie brzmi dobrze.

— No wiesz co? To tak się cieszysz z tego, że ukochana żona postanowiła zadbać o urozmaicenie małżeńskiej rutyny? Z ciebie naprawdę jest psuj atmosfery. I emocjonalny beton! — Chlipnęłam dość głośno dla podkreślenia krzywdy. A co! Niech widzi, jak się staram.

Marek dopiero teraz spojrzał na mnie przytomnie i z uwagą. Jakby kusa mini i kabaretki były oczywistym domowym strojem pisarki. Nie wspominając o butach, które miały dziesięciocentymetrowy obcas.

— A coś ty się tak odstawiła? — zapytał podejrzliwie. — Zapomniałem o naszej rocznicy?! — Zdjął z palca obrączkę i przyjrzał się grawerowi znajdującemu się po wewnętrznej stronie. — Nie, jeszcze ponad miesiąc.

Miałam ochotę zdzielić go czymś twardym, ale jedynym twardym przedmiotem w zasięgu moich rąk był jego zakuty czerep. Nawet daty ślubu nie pamięta, osioł jeden!

Nie zaszczyciłam go odpowiedzią. Zamiast tego zerwałam się z kanapy i pomaszerowałam do kuchni (o ile w szpilkach w ogóle da się maszerować), gdzie w piekarniku dochodziła ulubiona potrawa mojego małżonka-niewdzięcznika — zapiekanka pasterska. Ile ja się naszukałam jagnięciny dla jaśnie pana!

Bez słowa otworzyłam butelkę czerwonego wina, wyjęłam danie z pieca i — również bez słowa — zaniosłam obie rzeczy na stół. Pan małżonek może daty własnego ślubu nie pamiętał, ale węch miał jak pies myśliwski, więc od razu wiedział, co się święci.

— Zaproszenie mam jeszcze wysłać? A może rozwinąć czerwony dywan? — zapytałam ze złością, kiedy nawet nie podniósł się z kanapy.

— To dla mnie? Tak bez okazji? — wydukał. Pewnie opanowywał ślinotok, niewdzięczny gad.

— W zamierzeniu bez okazji, ale prawdopodobnie będzie rozwodowa — wycedziłam.

— No co ty, Gosiu! — zachłysnął się. — Co ty mówisz, kochana moja? Nawet tak nie żartuj.

— Daleko mi do żartobliwego nastroju. Siadasz czy mam jeść sama?

Wiedziałam doskonale, że nic tak nie przeraża mojego męża jak lodowaty ton i maska nieczułej kobiety. Rzadko sięgałam po te narzędzia, ale czasami nie mam innego wyjścia. Zwłaszcza kiedy bardzo chcę coś osiągnąć, jest to jedyna działająca strategia. A teraz chciałam wyjątkowo.

— Mmm, pyszota! — zachwycał się Marek.

Kłamał, skoro wszystko było tak gorące, że nie miał prawa czuć smaku. Ale to dobrze, strategia zimnego głazu zaczynała działać.

Zignorowałam go i upiłam łyk wina.

— To może wzniesiemy toast? — zaproponował przesadnie grzecznym tonem.

— Proszę bardzo. Za co?

— Yyy, może… za nas?

— Wolałabym nie, jakoś przestałam widzieć naszą wspólną przyszłość.

— Kochanie, nie mów tak! Łamiesz mi serce!

— Najpierw musiałbyś je mieć, a betony raczej znane są z ich braku.

— Przepraszam cię, no zobacz, jak się kajam! — Machnął głową tak mocno, że niemal wyrżnął czołem o talerz. Udało mu się jednak wyhamować i jedynie ozdobił czuprynę ziemniakami.

Znów go zignorowałam. Czułam, że do celu już blisko.

— Gosiu! Gosieńko moja najpiękniejsza, najukochańsza, światło mego życia! Jak mogę się zrehabilitować? Na wszystko się zgadzam!

Bingo. Gwarantuję — ta strategia działa za każdym razem.

— No już dobrze, dobrze — odezwałam się głosem zarezerwowanym tylko na kolacje przy świecach. Wypijmy ten toast za nasz tydzień miodowy w Nowogrodzie.

Książkę Na tropie trupa kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Na tropie trupa
Małgorzata Starosta7
Okładka książki - Na tropie trupa

A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać... na Kurpiowszczyznę? Małgorzata Starosta, autorka komedii kryminalnych, postanawia odwiedzić ukochany skansen...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Z pamiętnika jeża Emeryka
Marta Wiktoria Trojanowska ;
Z pamiętnika jeża Emeryka
Obca kobieta
Katarzyna Kielecka
Obca kobieta
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Rok szarańczy
Terry Hayes
Rok szarańczy
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
A kiedy nadejdzie dzień
Ewelina Maria Mantycka
A kiedy nadejdzie dzień
Pokaż wszystkie recenzje