Na czas wyjazdu mamy Nata miała zostać pod opieką trzech sympatycznych staruszek... Szkoda tylko, że mama zapomniała wspomnieć, że staruszki to emerytowane czarownice, a domem rodzinnym Naty zainteresują się potężni czarodzieje. To trochę komplikuje sytuację!
Nowe obowiązki związane z opieką nad Natą burzą też spokój Trzykrotek, trzech czarownic, dzielących dom ze złośliwym gadającym kotem Lukrecjuszem i lamą Łucją. Oczywiście nie mogą zdradzić, że nie są zwykłymi staruszkami. Tylko jak bez ujawniania czarodziejskich mocy mają poradzić sobie z przebojową ośmiolatką? Prawdziwe kłopoty zaczną się jednak dopiero wraz z pojawieniem się wrogiego czarodzieja, łasego na spadek ukryty w ogrodzie, i innych tajemniczych person...
Nata poradzi sobie z pierwszymi przygodami. Ale w końcu nadejdzie chyba czas na interwencję kogoś potężniejszego... Wygląda na to, że Nata musi się jeszcze wiele dowiedzieć o sobie i o swojej rodzinie.
Nata i czarownice to świetna propozycja dla wszystkich czytelników, którzy lubią smak zagadek, szaleństwo przygód i sporą dawkę humoru! Nawet nie wyobrażacie sobie, jak zwariowane może być życie u boku trzech sympatycznych czarownic, nawet tych emerytowanych.
„Nata i czarownice" to kierowana do młodszych uczniów szkoły podstawowej książka, która wciąga od pierwszej strony. Błyskawiczna akcja i liczne tajemnice mocno angażują uwagę czytelnika
- recenzja powieści „Nata i czarownice"
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie mogliście przeczytać premierowy fragment książki Nata i czarownice. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Jeszcze tego samego wieczoru trzy siostry spotkały się w kuchni Pelagii. Na pierwszy rzut oka wszystko w po mieszczeniu wyglądało zupełnie zwyczajnie: szeroki zlew, lodówka i drewniane szafki kuchenne. Na półkach piętrzyły się stosy kubków w tak różnych kolorach i wzorach, jakby każdy pochodził z innego kompletu. Ale nie tylko to czyniło je niepowtarzalnymi – wystarczyło sięgnąć po którykolwiek z nich, żeby natychmiast znalazł się w nim napój, który siostry sobie zażyczyły. Bo właśnie tak powinno być w kuchni prawdziwej, choć emerytowanej czarownicy. Naczelnik poczty byłby bardzo zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego podejrzenia co do sióstr nie były bezpodstawne. Na szczęście nigdy nie miał się o tym przekonać.
Lukrecjusz, czarny kot Pauliny, wskoczył na lodówkę, która była jego ulubionym punktem obserwacyjnym. Z tego miejsca nie tylko komentował wszystko, o czym rozmawiały Trzykrotki, lecz przede wszystkim zachowywał bezpieczny dystans od lamy. Częste podkradanie jej smakołyków zdecydowało o ich relacjach na zawsze. Lama korzystała z każdej okazji, żeby – jak to mają w zwyczaju lamy – w odwecie napluć na kota. Z tego powodu Lukrecjusz nazywał ją Plucją, choć tak naprawdę miała na imię Łucja.
Na stole leżał placek z kruszonką, który dopiero został wyjęty z imponujących rozmiarów piekarnika. Oczywiście nie byłoby w tym nic dziwnego, bo ciasta zazwyczaj wyjmuje się z piekarnika, gdyby nie to, że Pelagia absolutnie wszystko wyjmowała z piekarnika, również desery lodowe, koktajle owocowe czy zwyczajne kanapki. Prawda była taka, że o gotowaniu czy pieczeniu nie miała bladego pojęcia, za to była szczęśliwą posiadaczką samopieca, czyli czarodziejskiego piekarnika, który w rodzinie Trzykrotek przechodził z pokolenia na pokolenie. Dostawała go zawsze ta czarownica, która udowodniła, że jest absolutnym kulinarnym beztalenciem. A w tej kategorii Pelagia nie miała sobie równych. Każde zrobione przez nią danie było katastrofą, zatem samopiec jej się po prostu należał.
Patrycja odruchowo sięgnęła po jabłko i z przyjemnością zatopiła w nim zęby. Nie mogła się doczekać, aż Paulina wyjawi, po co zwołała wieczorną naradę. Ta jednak kręciła się bez sensu po kuchni, najwyraźniej nie mogąc skupić się na żadnej konkretnej czynności. Była podenerwowana. Wyjmowała z szafek to kubek, to łyżeczkę, odkładała je na miejsce i znowu wyjmowała. Pelagia przyglądała się temu przez dłuższą chwilę, po czym zabrała jej wszystko z rąk i zdecydowanym gestem posadziła przy stole. Paulina odetchnęła. Wyjęła z kieszeni pomiętą błękitną kopertę, wyciągnęła z niej list i rozłożyła go przed sobą. Zerknęła niepewnie na siostry i głośno odczytała: „Zoztałam zópełnie sama, mam dórze kłopoty, fryzjer zamkłam, pomusz mi szypko. Natalia”.
– Kim, u licha, jest ta Natalia? – zapytała zaskoczona Patrycja, sięgając po kolejne jabłko.
– Natalia Koczek była moją uczennicą, najzdolniejszą, jaką kiedykolwiek miałam – wyjaśniła Paulina.
– Najzdolniejszą? No nie żartuj, kto ją uczył ortografii? – prychnęła Pelagia, zerkając Paulinie przez ramię. – W tym liście aż roi się od błędów!
– To dziecko musi mieć straszną dysleksję – zgodziła się z nią Patrycja.
– To właśnie jest pierwsza dziwna rzecz w tym liście… – powiedziała Paulina. – Natalia nigdy nie miała problemów z ortografią…
– Co jeszcze jest w tym dziwnego? – Pelagia nie straciła czujności.
– Natalia Koczek była ostatnią dziewczynką, która pobierała lekcje w mojej Korespondencyjnej Szkole Czarów. Kiedy wyruszyłyście w podróż dookoła świata, umierałam z nudów…
– Och, nie zaczynaj znowu, mogłaś jechać z nami. Po prostu nie chciałaś rozstawać się ze swoim kotem – przerwała Patrycja, a Lukrecjusz natychmiast pojawił się przy jej nogach.
– Przypominam, że mam chorobę morską, a wy chciałyście zatargać mnie na statek! – fuknął. – Potem planowałyście lot balonem, zupełnie lekceważąc mój wrodzony lęk wysokości, a na końcu zwiedzanie jakiejś dziwnej kopalni, w której na pewno dostałbym ataku klaustrofobii!
– A moim zdaniem prawdziwym powodem, dla którego nie chciałeś jechać, była utrata stałego dostępu do lodówki – rzuciła złośliwie Patrycja.
– Trzymajcie mnie, zaraz dostanę apopleksji! – obraził się kot i wrócił na swoje miejsce.
Książkę Nata i czarownice kupicie w popularnych księgarniach internetowych: