Teraz mam twoją duszę. Fragment książki „Noc, kiedy umarła"

Data: 2019-09-16 10:46:45 | Ten artykuł przeczytasz w 16 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

To był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Co więc sprawiło, że skoczyła?

Tej nocy stała na klifie i patrzyła w dół, na fale, tak jak dziesiątki razy wcześniej. Ale tym razem było inaczej – miała na sobie suknię ślubną, na rozwianych blond włosach welon i… tym razem skoczyła.

Świadkowie stali na tyle blisko, że wszystko widzieli, nie zdążyli jednak jej zatrzymać. Policja prowadziła poszukiwania – bez skutku. Evie Bradley przepadła, a jej ciało zmyły fale morza.

I tylko jedna osoba wie, dlaczego. Jej najlepsza przyjaciółka, Rebecca. Miesiąc po tej tragedii zdruzgotana Rebecca dostaje wiadomość: Mogłaś mnie uratować. Ale umarli nie mówią ani nie piszą… Kto więc wciąga Rebeccę i męża Evie, Richarda, w chorą grę oskarżeń i iluzji? I, na litość boską, dlaczego?

Do lektury powieści Jenny Blackhurst Noc, kiedy umarła, zaprasza Wydawnictwo Albatros. Dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowe fragmenty książki:

Prolog

Stoi na skraju klifu, długie jasne włosy powiewają za nią na lekkim wietrze. Ma sukienkę do ziemi i brudne bose stopy. Trawa pod nimi jest wilgotna, ona jednak nie czuje chłodu. Ze spokojem wpatruje się w ciemne, nieruchome wody. Evelyn nie musi patrzeć w dół, by wiedzieć, że u podnóża klifu fale roztrzaskują się o poszarpane skały. Nie boi się ich. Wiele razy stała w tym miejscu, przed tym morzem. Fale znają jej imię i jej historię.

Podnosi rękę, żeby zdjąć z twarzy welon. Wysadzana brylantami tiara, która kiedyś należała do jej matki, a przed nią do jej matki, bezgłośnie spada na ziemię. Tu, w górze, nie słychać niczego poza szeptem morza i jej oddechem, wolnym i spokojnym.

W zapadającym zmierzchu obserwują ją z drugiego końca klifów dwie postacie. Są dalej, niżby tego chciała, ale jest jeszcze na tyle widno, by bez trudu rozpoznały jej smukłą sylwetkę i obcisłą suknię ślubną. Dość blisko, by w jednej z nich rozpo- znała męża, i zbyt daleko, żeby mogły zareagować, kiedy odkryją jej zamiary. Teraz, przez kilka sekund, jest panną młodą uciekającą od ślubnego zgiełku, muzyki, wina i nieustających dowcipów na temat życia małżeńskiego. Oni są kochankami, którzy rozkoszując się wieczornym spacerem, wyobrażają sobie, że pewnego dnia przyjaciele zgromadzą się, żeby usłyszeć ich przysięgę, pogratulować pannie młodej i okazać współczucie panu młodemu. Wypuszcza welon, patrzy, jak niesiony wiatrem frunie w stronę krawędzi klifu, robi kilka stanowczych kroków i rzuca się w ciemność. Jeszcze przed chwilą byli tylko kochankami. Teraz są świadkami.

1

Rebecca

Dzień ślubu

Pozostali goście gromadzą się na trawniku, otrzeźwieni szokiem i milczący w swoim smutku. Beth, stryjeczna babka Evelyn, szlocha cicho w chusteczkę wręczoną jej przez męża, chudzielca o słabym charakterze. Niespełna trzy godziny temu marszczył czoło i zgodnie kiwał głową, podczas gdy Beth narzekała na wszystko – od „ekscentrycznej” ceremonii, muzyki i wystroju po „hippisowskich” przyjaciół Evelyn; twierdziła, że jej nieżyjąca siostrzenica, matka Evelyn, przewróciłaby się w grobie, gdyby zobaczyła, jak jej rodzina i przyjaciele zadają się z takim plebsem. Teraz, na myśl o tym, że Evelyn dołączyła do swej matki, Beth również milczy.

Serce wali mi jak szalone, gdy stojąc przed drzwiami hotelu, słucham stłumionych głosów, wśród których od czasu do czasu rozlega się wściekły krzyk. To Richard. Zbieram się, żeby wejść do środka, ale truchleję, gdy Richard znów zaczyna krzyczeć, że powinien tam być i jej szukać, że jego żona nigdy by mu tego nie zrobiła. To sygnał dla mnie – wiem, że jako najlepsza przyjaciółka Evie i jej druhna mam do odegrania swoją rolę – ale nagle nie chcę otwierać tych drzwi. Nie chcę oglądać twarzy Richarda ani patrzeć, jak pęka mu serce.

Dźwięk kroków za drzwiami wyrywa mnie z zamyślenia i kolejny raz walę w nie pięścią.

– Richard!

Otwierają się niemal natychmiast i staje w nich jeden z policjantów, którzy dwadzieścia minut temu zabrali Richarda. To było najdłuższe dwadzieścia minut mojego życia.

– Muszę porozmawiać z Richardem – mówię.

– Przykro mi… – zaczyna gliniarz, ale przerywa mu głos z wewnątrz.

– Wpuśćcie ją – odzywa się Richard. Jego westchnienie mówi wszystko. – To najlepsza przyjaciółka Evie, zasługuje na to, żeby to usłyszeć.

Policjant odsuwa się na bok i minąwszy go, wchodzę do małego pokoju hotelowego z pobielonymi ścianami i niemal idealnym widokiem na klify. Te same, z których chwilę temu rzuciła się żona Richarda Bradleya.

– Richard! – Przypadam do niego i chwytam go za przedramiona. – Gdzie jest Evie? Na dole mówią, że rzuciła się z klifu, ale to przecież jakaś bzdura. Gdzie ona jest?

Nie odzywa się, więc potrząsam nim, ale on wciąż milczy. Obecna w pokoju policjantka wygląda, jakby miała się rozpłakać. Podchodzi do mnie, kładzie mi rękę na ramieniu i delikatnie, lecz stanowczo odciąga mnie od niego.

– Jestem detektyw Michelle Green, a to detektyw Thomas. Mówi powoli, miłym ciepłym głosem; jej kolega, detektyw Thomas, milczy zamyślony. Jest wysokim, barczystym mężczyzną o oliwkowej cerze i ciemnych włosach. Wygląda jak gliniarz z serialu telewizyjnego, który do tej pory nie wypowiedział żadnej kwestii. Od czasu do czasu zerka na mnie tak, że czuję się winna, jakbym samą swoją obecnością robiła coś złego. Tylko patrzy i czeka. Na co?

– Dostaliśmy zgłoszenie o kobiecie pasującej do opisu Evelyn, która mniej więcej czterdzieści minut temu rzuciła się do wody. Czy w ciągu ostatniej godziny widziała pani panią Bradley?

Przed oczami staje mi obraz mojej najlepszej przyjaciółki, kiedy widziałam ją po raz ostatni czterdzieści pięć minut temu. Wychodzi z namiotu weselnego, zatrzymuje się i odwraca. Szuka mnie wzrokiem, a gdy nasze spojrzenia się spotykają, uśmiecha się. W przeciwieństwie do mnie nie wygląda na przestraszoną, jest odważna i zdecydowana. Chwilę później znika w ciemnościach i przez ułamek sekundy mam ochotę wybiec za nią, złapać ją i nie puszczać. Ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa i zaraz potem już jej nie ma. Nie ma jej.

– Nie – mówię. – Nie widziałam jej. Szlochałam tak długo, że oczy mam czerwone i zapuchnięte, prawdziwymi łzami, które kompletnie mnie zaskoczyły. A więc to koniec, mówi głos w mojej głowie. Odeszła. Zostałaś sama. Ta myśl jest nie do zniesienia.

Richard nadal rozmawia z policjantami i mam wrażenie, że trzymają go tam, żeby nie wszedł na szczyt klifu i nie zrobił czegoś głupiego. Wyglądam przez okno, gdzie światła latarek tną mrok, a białe reflektory helikoptera rozświetlają niebo.

– Mają helikopter – mówię. Mój głos brzmi, jakby należał do obcej mi osoby. Żałuję, że tak nie jest, bo wtedy te światła szukałyby w ciemnościach przyjaciółki kogoś innego.

– Który dopiero przyleciał. Minęła pieprzona godzina! wybucha Richard. Podchodzi do okna i natychmiast się cofa, przygryzając górną wargę; robi tak zawsze, kiedy się denerwuje. – Będzie wyziębiona. I dlaczego skupiają się tylko na klifach? Mogła przepłynąć już połowę drogi do Londynu.

Bo nie szukają kobiety, która płynie. Nie chcę powiedzieć tego głośno, policja zresztą też. Richard sam musi dojść do tego wniosku. Że dziś wieczorem jego żona, moja najlepsza przyjaciółka, rzuciła się do morza. I tylko ja jedna wiem, dlaczego to zrobiła.

2

Rebecca

Pamiętam, jak pierwszy raz spotkałam Evie White, choć wówczas nie miałam pojęcia o mroku, który sprowadzi do mojego życia. Miałam osiemnaście lat i byłam zakochana po uszy w basiście o imieniu Steve, który – oczywiście – był kompletnym idiotą i w którym widziałam swoją przepustkę do towarzyskiego świata Uniwersytetu Londyńskiego. Byłam tam prawie od roku i zgromadziłam zawrotną liczbę trojga przyjaciół: Sandrę, otyłą studentkę historii, dla której pójść w tango oznaczało wypad do Nando’s po spotkaniu klubu dyskusyjnego; Christophera – nie Chrisa, nigdy, pod żadnym pozorem nie Chrisa – który gdy tylko ktoś do niego zagadał, oblewał się rumieńcem i zaprzyjaźnił się ze mną tylko dlatego, że razem pracowaliśmy w kawiarni; i Sunny, Chinkę z wymiany studenckiej, z którą łączyło mnie zamiłowanie do sagi Zmierzch. Nie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy rok na studiach rok, w którym miałam przestać być kujonką i chodzić wśród swoich z podniesioną głową. Steve i ja spotkaliśmy się na kursie biznesowym. Chodziłam na te zajęcia, bo wierzyłam, że będę kolejną Karren Brady*; a on, bo usłyszał od ojca, że jeśli nadal chce być u niego na garnuszku, musi skończyć cholerne studia. Steve chyba szybko doszedł do wniosku, że sam sobie nie poradzi (czyli jednak nie był aż takim idiotą), i upatrzył swoją szansę w przeciętnej, nieśmiałej, ale nie takiej znowu złej dziewczynie, siedzącej na samym końcu sali. We mnie. Nie miałam pojęcia, co z sobą zrobić, kiedy przysiadł się do mnie i szepnął:

– Cześć.

– Cześć… Mówisz do mnie?

Nawet uśmiech miał leniwy i nieodpowiedzialny. Ledwie widziałam jego oczy pod gęstą czupryną jasnobrązowych włosów, które od czasu do czasu odgarniał z twarzy.

– Tak, cześć. Zrobimy razem ten projekt? Jęknęłam.

– Pytasz, czy zrobię ten projekt za nas oboje?

Na szczęście wyraz jego twarzy się nie zmienił. Dopiero później odkryłam, że w ten sposób po prostu udawał niewiniątko.

– Czuję się urażony.

– Daj spokój. Co ja będę z tego miała?

– Dobra. – Odgarnął włosy. – Przypadkiem zauważyłem, że do tej pory każdy projekt robiłaś sama. Nie spotykasz się z nikim z grupy, a jedyną osobą, z którą widziałem cię w klubie studenckim, jest ta gruba laska.

Otworzyłam usta, żeby stanąć w obronie Sandry, ale nie dał mi szansy.

– I pomyślałem, że chociaż raz dostanę z projektu jakąś przyzwoitą ocenę, a ty będziesz mogła pokazać się z kimś, kto nie śmierdzi, jakby właśnie przebiegł maraton, chociaż poszedł tylko po colę.

– To było podłe.

Wtedy posłał mi ten zabójczy, rozbrajający uśmiech i wiedziałam już, że nie ma szans, żebym mu odmówiła.

– Umowa stoi?

– Stoi.

Tydzień później poszliśmy do łóżka. A dwa tygodnie później na imprezie przedstawił mnie przyjaciołom jako swoją „dziewczynę”. No dobra, był pijany i ujarany, ale moim zdaniem, to i tak się liczyło. W ciągu dwóch tygodni przeszłam od czytania o życiu innych ludzi do życia własnym życiem. Mieszkanie Steve’a nigdy nie było puste, zawsze był tam ktoś, kto akurat wpadł na drinka, goście z zespołu, którzy mieli próby do późnej nocy, albo ludzie, którzy przyszli się przekimać po nocy na mieście. Było fajnie, ale w pewnym momencie cała sytuacja zaczęła przerastać zasadniczą piątkową studentkę biznesu, czyli mnie.

– Wracam na noc do siebie, skarbie – powiedziałam. Leżący obok mnie Steve wsparł się na łokciu.

– Co jest? Już się mną znudziłaś? Uśmiechnęłam się. Nic podobnego. – Nie bądź głupi. Po prostu muszę się przespać. Trzy dni z rzędu nie byłam na porannych zajęciach. Wpadnę po ekonomii.

– Dobra, piękności. Tylko zrób dla mnie notatki, okej?

– Przecież zawsze robię.

Nazajutrz rano po prysznicu, przespanej nocy i prawdziwym śniadaniu czułam się jak nowo narodzona, pierwszy raz od dwóch tygodni byłam skupiona i robiłam szczegółowe notatki, którymi zamierzałam podzielić się ze swoim nowym chłopakiem. W drodze do mieszkania Steve’a kupiłam kawę i kanapki z bekonem. Wiedziałam, że doceni ten gest po całonocnym melanżu. Boże, ależ miał szczęście, że trafił na taką dziewczynę jak ja.

Nasz związek nie był jeszcze na etapie wymieniania się kluczami, więc zapukałam do drzwi, gotowa czekać dwadzieścia minut, bo tyle zwykle potrzebował, żeby zwlec się z łóżka. Tym większe było moje zaskoczenie, kiedy kilka minut później usłyszałam szczęk zamka i drzwi otworzyła mi półnaga dziewczyna.

Była wysoka jak Amazonka i miała opalone, niebotycznie długie nogi. Stopy miała bose i była praktycznie naga, nie licząc szarych stringów, które kiedyś – zanim studenckim zwyczajem trafiły do pralki razem z kolorowymi rzeczami – z całą pewnością były białe. Na górę włożyła krótką, luźną szarą koszulkę. Jej twarz była równie opalona jak nogi i upstrzona piegami, co świadczyło o tym, że nie jest to sztuczna opalenizna. Ciemnoblond włosy miała w nieładzie i emanowała aurą zmęczonego, ale odprężonego człowieka, który zarwał noc, bo uprawiał seks. Z moim chłopakiem.

– Szukam Steve’a – bąknęłam jak idiotka.

– Bierze prysznic. – Otworzyła drzwi szerzej, żeby mnie wpuścić, a sama zniknęła w głębi mieszkania, nie zapytawszy, kim jestem.

Kiedy zebrałam się na odwagę, żeby wejść do pokoju, siedziała na kanapie i zwijała skręta. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej i z zażenowaniem przycisnęłam do piersi torbę z kanapkami.

– Kim jesteś? – rzuciłam.

Spojrzała na mnie z uwagą. Była niewyobrażalnie piękna, a jednak przyglądała mi się, jakbym była rzadkim okazem motyla oglądanym pod mikroskopem. Jej oczy miały kolor lodów miętowych. Zapaliła skręta i zaciągnęła się mocno.

– Evie. – Głos miała spokojny, melodyjny. – Chcesz? Podała mi skręta, wypuszczając dym przez leniwie rozchylone wargi.

– Nie, dzięki.

Odchyliła się na kanapie i wzruszyła ramionami. Przez chwilę wierciłam się na krześle.

– Albo tak – powiedziałam.

Mina Steve’a, kiedy wyszedł z łazienki, była bezcenna. Najwyraźniej stracił rachubę czasu po tym, jak przez całą noc pieprzył boginię, która teraz leżała rozwalona na jego kanapie. Zmieszany, wybełkotał jakieś przeprosiny, których żadna z nas nie słuchała. Evie mówiła o stereotypach kulturowych w reklamie i robiła to z taką pasją, że mój związek ze Steve’em wypa- lił się szybciej niż joint, którego spaliliśmy we trójkę. Wtedy myślał, że mu się upiekło, bo nie zrobiłam awantury i z gracją ustąpiłam miejsca pięknej Evie White.

– Co studiujesz? – spytałam, czując na sobie speszone spojrzenie Steve’a.

– Fotografię. Z twarzy człowieka można wyczytać, jak pracuje jego umysł. – Przechyliła się przez oparcie kanapy i sięgnęła po zabawnie wyglądający aparat z obiektywem długoogniskowym. Przecierając go rąbkiem koszulki, odsłoniła nieco więcej opalonego ciała. Oparła łokcie na kolanach i spojrzała w wizjer. – Mówi się, że za każdym razem, gdy ktoś robi ci zdjęcie, zabiera kawałek twojej duszy.

Wcisnęła spust migawki i aparat zaterkotał.

– No, proszę, teraz mam twoją duszę.

W naszym serwisie możecie przeczytać kolejny fragment książki Noc, kiedy umarła. Powieść Jenny Blackhurst kupicie zaś w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Noc, kiedy umarła
Jenny Blackhurst6
Okładka książki - Noc, kiedy umarła

To był najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Co więc sprawiło, że skoczyła? Tej nocy stała na klifie i patrzyła w dół, na fale, tak jak dziesiątki...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje