Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? "Szukając nadziei"

Data: 2021-09-06 12:49:46 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Basia pracuje w biurze projektowym i zawsze może liczyć na najbliższych, jednak jej codzienność wcale nie jest idealna. Podobnie jak Konrada, który z pasją prowadzi wieczorną audycję radiową, a w ciągu dnia swoje myśli przelewa na papier i płótno.

Los sprowadza ich latem z Poznania na urokliwą wieś. Ona zaczyna wyczekiwany urlop, a on dowiaduje się o niespodziewanym spadku. Wspólnie spędzone wakacje przynoszą nie tylko rodzące się uczucia, ale również wiele życiowych zawirowań i rodzinnych sekretów.

Oboje skrywają w sobie niełatwe historie i oboje... potrzebują siebie, by odnaleźć zagubioną nadzieję na lepsze jutro. Czy wykorzystają szansę na prawdziwą miłość? Czy uda im się pokonać przeszkody?

Obrazek w treści Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? "Szukając nadziei" [jpg]

Adrianna Klara Kłosińska powraca z ciepłą i wzruszającą opowieścią, która pozostaje w sercach na dłużej! Do lektury Szukając nadziei zaprasza Wydawnictwo Szósty Zmysł, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania prologu oraz fragmentu 1 rozdziału powieści:

Prolog

Chwycił jego chudziutką dłoń, która wyglądała jak usychający liść. Przecież jeszcze nie tak dawno biegał po podwórku, goniąc fruwające wysoko motyle. Ze strachem opuszkami palców sunął po bladej skórze, czując w sercu kolejne ukłucia. Na twarzy pojawiały się mimowolne grymasy bólu, łamiącego jego serce na miliardy fragmentów, które zdawały się nie do odratowania. Rozpadał się.

To wszystko było jak najgorszy sen, który nie powinien się w ogóle przydarzyć. Nadal nie mógł pojąć, dlaczego to spotkało właśnie jego. Całą rodzinę, która nie zasługiwała na tyle cierpienia.

Nabrał głębiej powietrza, przesiąkniętego zapachem pomarańczowej świecy. Jej płomień był już ledwie widoczny w tym ogromnym, osmolonym słoiku. Drobna łza wydrążyła w policzku słony korytarz, docierając po chwili do drżącego nienaturalnie podbródka. 

Za oknem rozpościerała się zupełna ciemność, której nie rozpraszały nawet latarniane przebłyski. Wpatrywał się w szybę, widząc w niej swoje wymizerowane odbicie. Wspomnienia.

Tak trudno było mu od nich uciec. Uważał, że nigdy nie zdoła się uwolnić od myśli, które nocami przybierały na sile. Jak wzburzone morze, mogące w każdej chwili zalać połowę brzegu.

Urywane i tak dotychczas oddechy stawały się coraz płytsze. Coraz mniej słyszalne. Coraz wolniejsze. Znikał powoli, a on razem z nim.

Rozdział 1 – Basia

– I teraz codziennie rano staję przed lustrem i uśmiecham się do siebie najszerzej, jak się da. – Iga z buzującym wręcz entuzjazmem obracała w palcach widelec. – A potem mówię głośno, że poradzę sobie ze wszystkim. Taka ze mnie zdolna bestia!

Po tych słowach wzdrygnęła się wystraszona, próbując złapać w porę sztuciec, który o mało nie upadł jej na ziemię.

Basia w tym czasie przyglądała się wyraźnie ożywionej przyjaciółce, słuchając jej ze szczerym zainteresowaniem, ale też i z lekkim rozbawieniem. Zakręcała kosmyk rozwianych włosów, bawiąc się nim jak dziewczynka zauroczona czyjąś opowieścią. Poniekąd tak właśnie było.

Wokół nie ustawał gwar rozmów i donośny śmiech. Poznański rynek, jak zwykle o tej porze, tętnił życiem. Turyści ochoczo przechadzali się po urokliwych uliczkach, obowiązkowo zatrzymując się przy ratuszu. Musieli jednak obejść się smakiem, bo na trykające koziołki zdecydowanie się spóźnili. Nie brakowało i chętnych na przesiadywanie w coraz szybciej zapełniających się restauracyjnych ogródkach. Zwłaszcza że pogoda dopisywała. Mimo wczesnowieczornej godziny słońce nadal przyjemnie przygrzewało, otulając kolorowe kamienice swoimi żółtawymi promieniami.

– To naprawdę pomaga? – Basia podchwyciła temat i uniosła pytająco brwi.– Oczywiście! – wykrzyknęła Iga z pełnym przekonaniem. – Chcesz poćwiczyć ze mną?

Basia otworzyła szerzej oczy, ledwie unikając zakrztuszenia się.

– Tutaj? Chyba oszalałaś.

Obróciła się ostentacyjnie, jakby chciała pokazać, że obok siedzi zdecydowanie za dużo ludzi. Pokręciła głową, lustrując błysk w oku Igi. Ta poprawiała zsuwającą się z ramienia bluzkę, którą Basia podarowała jej w prezencie na ostatnią Gwiazdkę.

Przygotowywała się do odparcia ataku.

– Dlaczego? Każde miejsce jest dobre do motywowania się nawzajem.

– Jakoś nie jestem przekonana… – bąknęła Basia, dojadając sałatkę.

Iga spiorunowała ją wzrokiem, a potem westchnęła tylko ciężko z wyczuwalną na kilometry dezaprobatą. Podparła coraz to okrąglejszą twarz na zaciśniętych mocno pięściach.

– Czy ty do czegokolwiek byłaś przekonana? – zapytała z ironią, na co Basia jedynie zaprzeczyła z równie cierpkim uśmieszkiem. – Urodzona optymistka, no cóż.

Przytaknęła jej zgodnie, nie mając nawet ochoty spierać się o to z przyjaciółką. Jednak pod względem pozytywnego nastawienia do świata to Basia zawsze wygrywała. Ale odkąd Iga poważnie zachorowała, przechyliła tę szalę na swoją stronę. Kobiece przypadłości. Tak zazwyczaj nazywała problemy, z którymi się borykała. Przez pewien czas niemalże codziennie koczowała w szpitalnych poradniach. Nie lubiła o tym za wiele mówić, za to chętnie wspominała, że dopiero po wielu przejściach zaczęła dostrzegać w prostych rzeczach coś wielkiego. Że rano może wstać i zrobić kawę w ulubionym kubku, że może poczytać dobrą książkę w wygodnym fotelu.

Basia była jedną z nielicznych powierniczek Igi, nad czym ani trochę nie ubolewała. Próbowała wspierać uśmiechającą się nieustannie szatynkę, aby mimo wszystkich trosk radość nie schodziła jej z twarzy.

– A ty dlaczego nie jesz? – zapytała, zerkając na talerz przyjaciółki.

Iga od piętnastu minut nie tknęła swojego jedzenia. Nie było to do końca spowodowane trwającą już dłuższy czas płomienną przemową. Basia widziała, że coś ją trapiło.

– Chyba straciłam dzisiaj apetyt. – Na jej bladych ustach pojawiło się rozgoryczenie.

– To może szarlotka na gorąco byłaby lepszym wyborem? – zasugerowała.

– Innym razem.

Iga wmusiła w siebie kilka grzanek, krzywiąc się przy tym. Nagle cała jej radość gdzieś uleciała. Zresztą takie wahania nastrojów zdarzały się jej dosyć często, do czego Basia się już przyzwyczaiła.

Teraz nabierała coraz większych podejrzeń, bo jej dwudziestodziewięcioletnia przyjaciółka zachowywała się naprawdę dziwnie. Tym bardziej że rano, kiedy zadzwoniła do Basi z propozycją późniejszego spotkania, tryskała energią i sypała żartami jak z rękawa.

– Kto nadepnął ci na odcisk? – dociekała uparcie. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć… Coś się stało? – Ściszyła głos, gdy obok przechodziła jedna z kelnerek.

Przymrużyła oczy, obserwując nieustannie markotną Igę.

Wypiła duszkiem resztkę chłodnej lemoniady i zastukała paznokciami w wysoką szklankę.

– Wiem… – Iga uśmiechnęła się z zawstydzeniem. – Po prostu nie chcę po raz kolejny opowiadać ci o właścicielce, która przesadza pod każdym względem.

Po tych słowach przewróciła demonstracyjnie oczyma, czym wyraźnie dała do zrozumienia, że to był powód jej raptownego obniżenia humoru. Basia odetchnęła poniekąd z ulgą, że nie chodziło o żadne sprawy zdrowotne, bo była już przygotowana na najgorszą z wiadomości. Od jakiegoś czasu Iga niewiele napominała o kolejnych badaniach.

– Znowu coś jej nie pasuje? – odparła, wzdychając ironicznie.

Doskonale pamiętała nie tak dawną rozmowę przez telefon, podczas której Iga nerwowo przedstawiała całą sytuację z właścicielką kawiarni w roli głównej. Nie dość, że kobieta wpadała do nich sporadycznie, to jeszcze nie wiązało się to z niczym miłym.

– Dobre pytanie – parsknęła Iga odruchowo, rozchmurzając się przy tym choć na moment. – Czasami się zachowuje, jakby prowadziła jakiś ekskluzywny lokal w Paryżu, a nie małą knajpkę na Jeżycach. Szkoda gadać. – Machnęła ręką. Zrobiła to z takim rozmachem, że bransoletka ze srebrnymi zawieszkami na nadgarstku zdążyła zadzwonić niczym świąteczne dzwoneczki.

Basia przytaknęła z dezaprobatą, odstawiając na blat drewnianego stolika swoją szklankę.

– No szkoda…

– Niedługo będzie nam kazała trzymać klientom filiżanki pod brodą, żeby przypadkiem ani kropelka z nich nie uleciała – mówiła z ironią Iga, ewidentnie klnąc przy tym w duchu. – Chętnie bym się odezwała, ale jeszcze tylko kłótni z nią mi brakuje do szczęścia.

– Czasami jednak lepiej odpuścić – dodała Basia z przekonaniem.

„Czasami lepiej odpuścić”, to zdanie powtarzała sobie tak często, że nieuchronnie stawało się jej osobistą mantrą. Idealnie odzwierciedlało walkę, jaką toczyła ze sobą od kilkunastu miesięcy. Czyli od rozstania, które wstrząsnęło jej dotychczas różowym światem.

Światem, który wydawał się nie do zburzenia. A jednak legł w gruzach szybciej, niż przypuszczała. 

Odgarnęła z czoła niesforne włosy, jakby jaśniejące od słońca. Żałowała, że nie schowała do kieszeni żadnej gumki, którą mogłaby je ujarzmić.

– Podać paniom coś jeszcze?

Słysząc urokliwy głos młodej dziewczyny w czarnym fartuszku, Basia podniosła gwałtownie wzrok znad paznokci z kruszejącym już nieco lakierem. Kelnerka stała przy stoliku, ściskając w ręku plik z karteczkami, przyszykowany już do zapisywania kolejnego rachunku.

– Nie, na razie…

– Poprosimy dwie szarlotki – wtrąciła rozbudzona Iga, podnosząc palce jak podczas szkolnych odpowiedzi. – Z dużą porcją lodów waniliowych. Odprowadziła dziewczynę wzrokiem, potem zerknęła na zaskoczoną Basię. – Ja stawiam, nie przejmuj się – stwierdziła.

– Jeszcze przed chwilą mówiłaś coś zupełnie innego – rzuciła zdezorientowana dziewczyna, drapiąc się po opalonym dekolcie.

Iga zacisnęła pokryte perłową szminką wargi i głęboko westchnęła. Na kilka sekund wbiła wzrok w pomarańczowe łuny światła odbijające się od murów kamienic i uśmiechnęła się pod nosem.

– Mogę zjeść obie porcje, nie ma problemu, skoro gardzisz moją dobrodusznością.

– Dzięki za szczerość. – Basia zmroziła ją wzrokiem, po czym obie wybuchnęły gromkim śmiechem.

Przyzwyczaiły się do swojego specyficznego poczucia humoru, więc delikatne dogryzanie sobie nawzajem było normalnością. Znały się przecież od liceum, całe trzy lata spędziły w jednej ławce. Z czasem stały się dla siebie niemal jak siostry, których już nic nie mogło zaskoczyć. I choć każda z nich poszła w swoją stronę, to nadal były sobie niezwykle bliskie.

Po dziesięciu minutach nad stolikiem zaczął się roznosić smakowity zapach pieczonych jabłek i dużej ilości cynamonu. Basia jednak nie zwróciła na to uwagi, ponieważ była zaaferowana młodym mężczyzną siedzącym nieopodal w towarzystwie kolegi.

Bezwiednie zwracała na niego uwagę, nie mogąc się przed tym powstrzymać. To było silniejsze od niej. Spoglądała ukradkiem na jego wycieńczoną twarz, na której widoczny był grymas bezapelacyjnego rozdarcia lub bardziej rozpaczy. Sama nie była pewna, co takiego w niej zobaczyła, ale było to coś ujmującego, chwytającego za serce. Pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej.

Mężczyzna podpierał głowę na zaciśniętej mocno pięści i potakiwał w rytm wypowiadanych przez kompana słów. Jakby zupełnie się wyłączył, nie wsłuchując się za bardzo w ich treść. Co kilka sekund przygryzał wargi i przysuwał do nich szklankę z sokiem, który najwyraźniej odrzucał go swoim intensywnym zapachem.

Basia w jego wyrazie twarzy odnajdywała siebie samą. Własne odbicie z ubiegłorocznej jesieni, równie szare i smutne.

– Tak w ogóle… – zaczęła raptem Iga, oblizując łapczywie łyżeczkę z przylepioną do niej kruszonką. – Chociaż w sumie nie wiem, czy ci o tym wspominać. – Odchrząknęła, wpatrując się w nieobecną przyjaciółkę.

Basia gwałtownie oderwała wzrok od nieznajomego.

– Skoro zaczęłaś temat, to raczej powinnaś go dokończyć.

Obserwowała zmieszanie widoczne na obliczu szatynki, która teraz nerwowo strzelała zbielałymi knykciami. Iga weszła na grząski teren, z którego nie potrafiła już uciec.

– Widziałam wczoraj na Półwiejskiej Kamila z tą jego pięknością. – Spuściła ze wstydem wzrok i zaczęła się bawić frędzlami przy fioletowym bolerku.

Basia poczuła ukłucie w klatce piersiowej, która teraz unosiła się i opadała ze zwiększoną częstotliwością.

– I wyglądali na cholernie szczęśliwych, tak? – odburknęła machinalnie, czując narastającą niemoc.

Zabolało ją to tak samo jak zazwyczaj. Nadal nie pogodziła się z rozstaniem, które siedziało w jej sercu niemalże jak zadra. Mimo mijających miesięcy nie do końca poradziła sobie ze wszystkim, co się wówczas wydarzyło.

– Na pewno nie byli skłóceni – dodała Iga, uderzając się teatralnie w przypudrowane czoło. – Zresztą po co ci… Basia się uśmiechnęła, pociągając wilgotniejącym nosem.

– Nie ma sprawy – rzuciła od razu, chwytając widelczyk. – Zaraz nam się te lody roztopią, jeśli będziemy się rozwodzić nad naszymi niedolami.

– Ja swoje już skończyłam, to ty się obijasz. – Przyjaciółka wskazała na talerzyk, na którym pozostał jedynie kawałek rozpadającej się szarlotki.

– Twój doping jest nieoceniony. – Basia wzruszyła ramionami, unosząc sarkastycznie kącik wąskich ust.

Odruchowo ponownie zerknęła na sąsiedni stolik, ale żadnego z mężczyzn już przy nim nie było. Pozostały po nich jedynie naczynia z podłożonymi pod spodem kwadratowymi serwetkami. I myśli, które krążyły w jej głowie jeszcze przez kolejną godzinę.

Książkę Szukając nadziei kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Szukając nadziei
Adrianna Klara Kłosińska2
Okładka książki - Szukając nadziei

Adrianna Klara Kłosińska powraca z ciepłą i wzruszającą opowieścią, która pozostaje w sercach na dłużej! Basia pracuje w biurze projektowym i zawsze...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Siemowit Zagubiony
Robert F. Barkowski ;
Siemowit Zagubiony
Pokaż wszystkie recenzje