Ratunku! Wymyśliłam męża to zadziorna i pełna humoru opowieść o tym, że kto się czubi, ten się lubi.
Flora i Bartek, małżonkowie. On do bólu praktyczny, nieskory do zmian, mało romantyczny osobnik o ironicznym poczuciu humoru. Ona – niezdarna marzycielka pragnąca w związku odrobiny czułości. Lecz nie z nim takie numery. Musiałby się stać kimś innym. A co, jeśli ona, przy użyciu skrywanych przed nim umiejętności, może wyczarować nową, lepszą wersję męża? I przy okazji spełnić inne wielkie marzenie. Flora ma szansę się przekonać, jaki wpływ na małżeństwo mają domysły i pragnienia. A wszystko to w asyście przyjaciół, których śmiało można nazwać galerią osobliwości... To znaczy osobowości.
Ratunku! Wymyśliłam męża to idealna propozycja dla wszystkich wielbicielek Miss agent, Bridget Jones i wszelkich perypetii z gatunku komedii romantycznych.
„Ratunku! Wymyśliłam męża" to połączenie prozy obyczajowej ze sporą dawką humoru.
- recenzja książki „Ratunku! Wymyśliłam męża"
Do lektury zaprasza Katarzyna Kowalewska – autorka docenionych przez czytelników powieści Pudełko z pamiątkami (2020) i Podmiejski na koniec świata (2021). Pisarka opowiedziała o swojej książce w wywiadzie, który opublikowaliśmy na łamach serwisu. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam fragment książki Ratunku! Wymyśliłam męża. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
- Jak się udało spotkanie z przyjaciółmi? – spytał Bartek, ledwie Flora zdjęła kurtkę.
Siedział przed telewizorem kineskopowym, który powinien zostać objęty nadzorem konserwatorskim. Wolnymi łykami pociągał wodę prosto z butelki. Nogi trzymał na ławie z lat osiemdziesiątych, obuty był w swoje ulubione skórzane klapki z odkrytymi palcami. Siedział już w tak zwanej piżamie, czyli dziurawych slipach i spranej koszulce z napisem Nirvana. Mój przystojniak z coraz wyższym czołem, pomyślała Flo z nutą nostalgii i smutku.
- Bardzo dobrze – odparła. – Sympatycznie. Nastrojowo.
- Aha, aha. Czyli Dżastina was za coś ochrzaniła, Lucynka się popłakała na myśl o ostatnim spotkaniu, a Tom polecił wam podręcznik, jak nie wpaść w depresję, kiedy mąż ci powie, że to nie najlepszy pomysł rzucić pracę i zająć się pisaniem. Zgadłem?
- Blisko. – Flora uśmiechnęła się krzywo. – Powinieneś pisać teksty satyryczne. Ludzie pokochaliby twoje kąśliwe uwagi.
Bartek nigdy nie poznał jej pisarskich przyjaciół, ale często o nich pytał. Opowiadała mu o nich z dziecięcą naiwnością, a potem on celnie punktował ich wady.
Flora poszła zrobić sobie herbatę i wsłuchana w strzelanie oblepionego kamieniem czajnika zastanawiała się, czy powiedzieć Bartkowi, że rozstali się w minorowych nastrojach. Tygodnie kursu dodawały czwórce przyjaciół energii, pozwalały poczuć, że pisanie nie jest jedynie głupim kaprysem. Teraz wszyscy mieli wrócić do prawdziwego, zwykłego życia, do rodzin i codziennych problemów. Zdawali sobie sprawę, że bez regularnych spotkań pisanie, ich ekscytująca pasja, odejdzie w zapomnienie pod natłokiem priorytetów i deadline’ów.
Flora miała pracować na etacie, ukrywając przed Bartkiem kolejne strony powieści. Tom miał zaszyć się w wielkim, pustym domu, w którym nikt mu nie powie, że jego twórczość ma sens, i poświęcić się pracy w firmie stawiającej ekologiczne budynki. Dżastina miała wrócić do mieszkania na Saskiej Kępie, w którym wiecznie czekała, aż jej dziewczyna wróci z delegacji. A Lucynka miała… Właściwie nikt nie wiedział zbyt wiele o Lucynce. Nie była osobą skłonną do zwierzeń. Mówiła jedynie, że kurs jest dla niej odskocznią od jakiegoś problemu w domu i że wykrojenie czasu na piątkowe lekcje wymaga dużego wysiłku. Flora obawiała się, że koleżanka ma kłopoty z mężem. Że facet jest tyranem. Pozwala jej wychodzić z domu tylko pod ważnym pretekstem. Nigdy jednak nie odważyła się o to zapytać. Byli przyjaciółmi, ale po piórze. Nie mieszali się w swoje osobiste sprawy, chyba że dostali na to przyzwolenie. Jak na przykład od Dżastiny, która pewnego dnia poprosiła, by Flora wyjaśniła przez telefon jej dziewczynie, że nie szlaja się po klubach, tylko grzecznie siedzi na lekcjach pisania.
Florka zalała herbatę i dołączyła do Bartka.
- Chodź. – Zdjął z wersalki gruby segregator, wypił resztę wody z butelki i poklepał zwolnione miejsce.
Znów zabrał pracę do domu i siedział nad nią do późna. W okresie zamknięcia zdarzało mu się ślęczeć nad tabelami finansowymi do drugiej nad ranem. Flora cieszyła się, że choć pracowali w jednej firmie przy warszawskim Polu Mokotowskim, jej zadania nie były tak nudne i przyziemne. Zajmowała się częścią kreatywną, która w pewnym sensie pozwalała jej się realizować literacko. Pisała notki na stronę internetową, prowadziła firmowego bloga i konta w mediach społecznościowych oraz opracowywała oferty dla potencjalnych klientów. Jednym słowem robiła wszystko, by namówić sprzedawców i klientów do zamawiania kaw, które sprowadzali między innymi z Ameryki Południowej.
Uśmiechnęła się do Bartka z sympatią, usiadła obok w miejscu, gdzie dawno zapadła się sprężyna, i wtuliła głowę w jego ramię. Nawet nie zauważyła, kiedy zamknęły jej się oczy. Nietknięta herbata wystygła. Bartek wytrzymał kwadrans, po czym lekko szturchnął żonę w ramię.
- Wiem, że jutro nie musisz wstawać, ale przenieś się na łóżko. Będzie ci wygodniej – powiedział i pocałował Florkę w czoło.
W takich momentach go kochała, lecz okazywanie czu-łości zdarzało mu się niezwykle rzadko.
Flora wstała z ociąganiem. Kątem oka dostrzegła, jak Bartek zerka na segregator, co oznaczało, że zamierzał kontynuować pracę, zamiast dołączyć do żony. Pocałowała go delikatnie w policzek.
- Nie siedź za długo. Jutro ci pomogę.
Uśmiechnął się słabo, wiedząc, że Flora nie ma pojęcia o księgowości. Była matematycznym i analitycznym Kubusiem Puchatkiem.
Bartek uniósł jej kubek w geście „na zdrowie” i na raz wypił połowę herbaty.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Ratunku! Wymyśliłam męża. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: