Martynka Hemerska obchodzi swoje dwunaste urodziny. W prezencie dostaje króliczka, o którym od lat marzyła. Zachwycona wychodzi narwać mu trawy. Z tego spaceru nigdy już nie wraca. Jej okaleczone i zbezczeszczone ciało zostaje znalezione niedaleko cmentarza na Naramowicach w Poznaniu.
Porucznik Dagmara Madej, zwana Zbójem, oraz jej koledzy z komendy Freddy i Harry rozpoczynają śledztwo, które odsłania wstrząsającą prawdę.
Nowa seria inspirowanych realnymi wydarzeniami thrillerów Michała Larka to zaproszenie w najbardziej mroczne zakamarki umysłu mordercy! Do lektury powieści Chirurg zaprasza Wydawnictwo Oficynka. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać jej premierowe fragmenty. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Pędził jak szalony. Narastające podniecenie wywoływało w nim złość, którą próbował rozładowywać, pedałując coraz szybciej i szybciej. Najchętniej rozjechałby kogoś na miazgę. W głowie kotłowały mu się obrazy, które ujrzał we śnie. Ciemność, rozkopywanie grobu, martwe kobiece ciało, gwałtowny atak na niego.
Przymrużył oczy, wysunął brodę do przodu i wyobraził sobie, że dotyka nagich, dużych zimnych piersi. Zadrżał.
Zatrzymał się przy bramie i oparł rower o drzewo. Wyjął z siatki kwiaty i położył ją na bagażniku. Spojrzał na zegarek, dobiegała siedemnasta. Uprzytomnił sobie wtedy, że robi się powoli coraz ciemniej. Rozejrzał się wokoło.
Z cmentarza wychodziła jakaś grupka staruszek, które rozmawiały ze sobą o czymś z przejęciem. Do jego uszu dochodziły strzępki zdań: „Pani to rozumie? Wczoraj byliśmy razem z nią w kościele, a dzisiaj ja się dowiaduję, że…”, „Z kolei ona dostała jakiegoś….”, „Pani kochana, ja mam przeszło osiemdziesiąt lat…”.
Podszedł do tablicy z ogłoszeniami i przebiegł po niej wzrokiem. Gdy zobaczył klepsydrę młodej dziewczyny, której grób mu się przyśnił, poczuł, że coś mu piknęło w sercu. Zacisnął szczęki.
Wioletta, Wiola, Wiolunia…
Przepełniało go narastające pożądanie, które musiał jak najszybciej zaspokoić. Poprawił beret na głowie, wbił ręce w kieszenie jesionki. Przymknął oczy, przypominając sobie dziewczynę, którą udało mu się wykraść w lutym. Młodą, cudownie zimną, nieruchomą, posłuszną wszystkim jego zachciankom. Owszem, najadł się przy tym dużo strachu, ale warto było.
Po jego ciele rozlało się przyjemne ciepło. Szkoda, że to takie stresujące – westchnął w myślach. – Świat jest niesprawiedliwy.
– Ma pan ognia, szefie? – nagle jakiś zachrypnięty głos wytrącił go z rozkosznego odrętwienia. Wzdrygnął się i spojrzał na intruza. Był to niski zaniedbany mężczyzna w kufajce i kaloszach. Śmierdziało od niego alkoholem, chyba denaturatem.
– Nie mam.
– Pitolisz pan – oburzył się nieznajomy.
– Sam pan pitolisz – burknął i ruszył w stronę głównej bramy wejściowej.
– Jednego, panie, co panu szkodzi? – usłyszał za plecami.
W odpowiedzi machnął zirytowany ręką. Kiedy przekraczał bramę, poczuł, że serce zaczyna mu szybciej bić. Ruszył energicznie w stronę kapliczki. Doszedłszy do niej, przeżegnał się. Spojrzał na zegarek. Było parę minut po siedemnastej. Poszedł na grób siostry, włożył kwiaty do wazonu, uklęknął na jedno kolano i pomodlił się. Postał jeszcze parę minut i potem zaczął krążyć po cmentarzu w poszukiwaniu grobu Wioletty. W końcu go odnalazł.
Okazało się, że był usytuowany w zupełnie innym miejscu niż to sugerował jego sen. Przymknął oczy i przez chwilę oddawał się rozkosznym fantazjom z młodym martwym ciałem. Przerwała je nagle zimna kropla, która spadła z gałęzi poruszonej przez powiew wiatru. Dokładnie wtedy, gdy włożył penisa między zimne piersi.
Otworzył oczy i westchnął. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wrócić tu w nocy i nie rozkopać grobu, ale ostatecznie stwierdził, że jest dzisiaj na to zbyt zmęczony. Opuściwszy teren cmentarza, usiadł na ławce, sprawdził, czy nigdzie nie ma penera w kufajce, wyciągnął paczkę klubowych i zapalił. Zaciągnął się mocno. Wypuszczając dym, zerknął w prawą stronę, gdzie majaczyła linia niewielkiego lasku, który stanowił obrzeże rezerwatu przyrody.
Jak on się nazywa? – zastanowił się. Żurawiniec chyba. Zamyślił się. Migawka z przeszłości znowu go pobudziła. Nerwowo dopalił papierosa, a niedopałek rzucił na ziemię. Wstał i przydeptał go. Czuł, że serce wali mu jak młotem. Spojrzał na swoje ręce – drżały. Zerknął na lasek. Oczyma wyobraźni widział, jak podniecony, dyszący, z ogniem w oczach targa martwe ciało kobiety w jego stronę. Co robić? Co robić?
Nagle odniósł wrażenie, że lasek przywołuje go do siebie i jednocześnie obiecuje ponowne spełnienie jego sekretnych marzeń, których nikt nie rozumiał. Wiedział, że nie może się wezwaniu oprzeć. Po prostu musi się tam znaleźć.
Ciężko oddychając, wsiadł na rower i po chwili znalazł się na ścieżce. Zerknął na zegarek, zbliżało się wpół do szóstej. Gdy wystartował energicznie, minął wysokiego rosłego mężczyznę w czarnym płaszczu, a chwilę potem młodą dziewczynę spacerującą z psem. Spojrzał na nią łakomie, ale jechał dalej. Żywe kobiety mają w sobie jakiś feler. Są zbyt swobodne, nie można się z nimi dogadać, robią co, chcą. Mają gdzieś człowieka. Wymagają, żeby za nimi biegać, spełniać ich dziwaczne zachcianki. Zamiast się położyć i leżeć nieruchomo, ciągle gdzieś łażą, gadają bzdurne rzeczy, nie można za nimi nadążyć.
Przyspieszył. Pedałujące stopy same niosły go w stronę lasku. Gdy znalazł się na łące i poczuł powiew wiatru, coś zgrzytnęło. Zwolnił, spojrzał w dół. Boże święty – zasępił się, widząc, że spadł łańcuch. Dlaczego ja mam zawsze pecha? – jęknął w duchu. Dlaczego zawsze coś mi się głupiego przytrafia? Co ja takiego i komu zrobiłem?
Zatrzymał się niepocieszony, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Wyciągnął klubowe, wsunął papierosa w kącik ust i zabrał się za naprawę.
– Może pomóc? – usłyszał, gdy po krótkiej szamotaninie udało mu się wreszcie założyć łańcuch.
Drgnął i spojrzał ponuro na intruza, którym był wysoki, szczupły, długowłosy nastolatek. Twarz miał pokrytą paskudnymi krostami, na które żal było patrzeć.
– Już sobie poradziłem, dzięki – burknął.
Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Mnie też ciągle spada łańcuch – rzucił. Najwyraźniej miał ochotę na pogawędkę.
– Muszę lecieć, przepraszam.
– Do lasku? – zdziwił się nastolatek. – O tej porze?
Zignorował to pytanie, wsiadł na rower i wymamrotał, że musi jechać. Z wielkim impetem ruszył w stronę lasku, który coraz mocniej przyciągał go do siebie obietnicą rozkoszy. Wielkiej, choć grzesznej i zakazanej rozkoszy.
Książkę Chirurg kupicie w popularnych księgarniach internetowych: