Znana lekarka specjalizująca się w medycynie tropikalnej, zaangażowana w projekt badawczy nad jadem węży, umiera w swoim mieszkaniu. Wszystkich zaskakuje informacja, że powodem jej śmierci wcale nie był rak, na którego chorowała. Podejrzenia o zabójstwo padają na jej córkę. Sprawę rozpracowuje komisarz Michał Orski.
W obliczu oskarżeń, Magdalena prosi o pomoc koleżankę – mecenas Anitę Herbst. Obie wpadają na zaskakujący trop. Okazuje się, że przed śmiercią doktor Elżbieta Budzanowska interesowała się okolicznościami tragicznego wypadku, w którym przed trzydziestu laty zginął jej mąż. Niebawem wypływają nowe, sensacyjne fakty…
Czy śmierć lekarki ma coś wspólnego z jej wyjazdami do Afryki?
Afrykański klucz jest drugim tomem serii kryminalnej Pensjonat Biały Dwór. Pierwszy – Zapach prawdy – zdobył uznanie recenzentów i znalazł się na liście kandydatów do Nagrody Wielkiego Kalibru.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowe fragmenty Afrykańskiego klucza:
Magda nie zamierzała mu w tej chwili opowiadać skomplikowanej historii swojego dorastania bez ojca i z matką, którą zawsze bardziej interesowały sieroty z afrykańskich przytułków niż jej własna córka. Nie chciała myśleć źle o mamie, ale prawda była taka, że matka zmarła, bo zapracowała się na śmierć. Kiedy dowiedziała się o swojej chorobie, zamiast poddać się intensywnemu leczeniu, poleciała do Afryki ratować chore dzieci. U większości ludzi budziło to podziw i szacunek. Magda nie potrafiła tak na to patrzeć. Ale też nie chciała się zadręczać. To już się stało. I nie były to jej decyzje. Teraz liczyła się tylko przyszłość.
Pudła z hukiem wylądowały na podłodze. Jedno nie wytrzymało upadku i się rozdarło.
Magda nagle się rozpłakała.
Krystian ją przytulił, ale nie pocieszał. Pozwolił jej wyrzucić wszystkie emocje, które gromadziły się w niej, od kiedy dowiedziała się o odejściu Elżbiety.
Magdalena była twardą kobietą, ale nie przeszkadzało jej to w okazywaniu uczuć. Mimo tego po śmierci matki zamknęła się w sobie. Ani na pogrzebie, ani przez kilka następnych tygodni nie uroniła ani jednej łzy. Zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Dopiero teraz skłębione emocje eksplodowały ze zdwojoną siłą.
Gdy Magda się uspokoiła, zajęli się opróżnianiem szafy z dokumentami.
– Przeglądamy to teraz? – zapytał Krystian, drapiąc się po głowie. – Chcesz to od razu segregować?
– Nie, zajmę się tym w domu. Teraz tylko zapakujmy to do pudeł.
Krystian przyjrzał się rzędom skrupulatnie opisanych segregatorów i białych teczek równo poukładanych w szafie. Wśród nich zauważył jedną niepasującą do reszty, szarą. Okazało się, że jest to obwoluta staromodnego albumu na zdjęcia. Miała kształt pudełka pozbawionego jednej ze ścianek.
Krystian zajrzał do środka.
Pusto.
Po co komu przedpotopowe, zniszczone i puste opakowanie? Dlaczego było na tyle ważne, żeby trzymać je razem z idealnie uporządkowaną dokumentacją?
Łukowski zlustrował wzrokiem półki i szybko odnalazł pasujący do obwoluty album w skóropodobnej okładce.
Zerknął na Budzanowską. Upychała teczki w torbie podróżnej, bo w przywiezionych kartonach zabrakło już miejsca.
Sięgnął po album i zaczął go powoli kartkować. Szybko się domyślił, że czarno-białe zdjęcia bawiącego się w wanience dziecka przedstawiają Magdę. Na kolejnych stronach widać było niemowlę, bobasa z rozkosznymi dołeczkami w policzkach, ściskającego w rękach pluszowego psa, rozrabiającego przedszkolaka w koszulce poplamionej lodem, uczennicę w białej bluzce i granatowej spódniczce, spod której wystawały kolana wysmarowane fioletowym płynem odkażającym, a potem dorastającą nastolatkę z wyzywającymi pasemkami we włosach. Historia przedstawiona na zdjęciach kończyła się pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, czyli prawdopodobnie w chwili, kiedy do użytku wszedł aparat cyfrowy i już mało kto wywoływał fotografie na papierze.
W szafie pomiędzy teczkami Krystian znalazł jeszcze jeden, podobny album. Kiedy zaczął go kartkować, na podłogę posypały się luźne zdjęcia. Najwidoczniej nie były przyklejone do stron.
Magda nie zwróciła na to uwagi.
Mężczyzna schylił się i sięgnął po jedną z fotografii.
Kolorowe, ale mocno wyblakłe zdjęcie z połowy lat osiemdziesiątych przedstawiało młodą kobietę. Jej wysoko upięte bardzo długie rude włosy układały się w delikatne fale. Eteryczna uroda kobiety sprawiała, że od fotografii trudno było oderwać wzrok. Rysy twarzy były niezwykle regularne, a spojrzenie – ujmujące. Dzięki jasnoniebieskim tęczówkom oczy wydawały się łagodne i niewinne, a przy tym pełne seksapilu charakterystycznego dla osoby pewnej siebie i świadomej swego uroku.
Była to Elżbieta Budzanowska, matka Magdy.
Pierwszy raz widział jej zdjęcie z młodości. Miał okazję ją spotkać, ale było to już niedługo przed jej śmiercią. Wówczas ta zniewalająca uroda była tylko odległym wspomnieniem.
Ocknął się, kiedy spostrzegł, że Magda stoi nad nim z rękami opartymi na biodrach.
– Przepraszam, same wypadły – powiedział. Zaczęła zbierać zdjęcia.
– Nic się nie stało – odparła.
Zauważył, że w ogóle na nie nie patrzyła. Przykucnął, żeby jej pomóc.
– U mnie w domu zawsze było pełno ramek ze zdjęciami – zagadnął. – Mama wieszała je na ścianach, ustawiała na meblach. Na fortepianie zawsze stawiała te, które lubiła najbardziej. Było tam… W sumie do dziś jest jedno takie, którego się bałem.
– Bałeś się zdjęcia?
Krystian się zaśmiał.
– Nawiedzało mnie we snach. To była duża fotografia w brązowym kolorze.
– W sepii.
– Tak się to chyba nazywa – zgodził się. – Przedstawiała mojego dziadka pułkownika na koniu. Dziadek miał wywinięty wąs i dziwne spojrzenie.
– Dziwne, czyli jakie?
– Przenikliwe. Jakby zaraz miał ożyć i wyleźć z ramki. Może kiedyś na własne oczy zobaczysz, jakie jest straszne. – Podał Magdzie fotografię, która wypadłszy z albumu, wsunęła się pod komodę. – Jest jeszcze jedna – powiedział. – To twój ojciec?
Spojrzała na zdjęcie, ale zrobiła to z wyraźną niechęcią. Dopiero po chwili się rozluźniła i stwierdziła:
– Nie, to wujek z Kanady.
– Z Kanady?
– No… A co?
– Nic.
Chciał odłożyć fotografię na bok, ale Magda nagle wzięła ją do ręki.
– Chyba z Kanady – dumała na głos. – Tak mi się przynajmniej wydaje... Nigdy w życiu nie widziałam go na żywo. W rodzinie za bardzo się o nim nie mówiło, więc widocznie kontakt się im urwał. Chociaż czekaj… – Zamyśliła się, a potem pstryknęła palcami. – Gdy byłam mała, jeszcze przed osiemdziesiątym dziewiątym, matka dostawała jakieś paczki z ładnymi ubrankami dla mnie, kawą i ze słodyczami. Wiesz, takie standardowe paczki „z zagranicy” dla ubogich i zniewolonych krewnych zza żelaznej kurtyny. Możliwe, że przychodziły właśnie od niego. W każdym razie nie przypominam sobie, żebyśmy mieli inną rodzinę za granicą. A skądś te paczki musiały przychodzić.
Krystian wziął zdjęcie z rąk Magdy i wsunął je do albumu między pozostałe fotografie. Wcześniej jednak ukradkiem je sfotografował. Dopiero potem całość upchał w torbie z archiwalnymi zeznaniami podatkowymi.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Afrykański klucz. Powieść Igi Karst kupicie w popularnych księgarniach internetowych: