Eliza Konstancja Adelajda de Gironde, córka bogatego armatora, wywołuje skandal, upokarzając publicznie niewiernego narzeczonego. Mieszczański Gdańsk nie wybacza kobietom, które sprzeciwiają się woli pana i władcy - mężczyźnie. Wkrótce okazuje się, że nie tylko w sercu panny de Gironde tli się ogień buntu. Eliza, Lizystrata, Katinka, Christina, Adela... Różni je status i pochodzenie, łączy przyjaźń. Wszystkie płacą wysoką cenę za poddanie się konwenansom, presji rodziny i społecznym rolom. Czy zdobędą się na życie na własnych zasadach, podążając za marzeniami? Czy znajdą prawdziwą miłość i szacunek?
Buntowniczki to ekscytująca, pełna podstępnych intryg, zakazanych namiętności i nagłych zwrotów akcji podróż do Gdańska drugiej połowy XIX wieku. Miasta wielkich kupieckich interesów, w których cieniu toczy się zwykłe życie służących, dziewcząt upadłych, marynarzy, pospolitych rzezimieszków i kobiet walczących o niezależność wbrew wszystkiemu i wszystkim. Do lektury najnowszej powieści Agnieszki Gładzik zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina.
– Moim zdaniem XIX wiek był niesamowicie ciekawym stuleciem. Patrząc na przykładzie Gdańska, zaczął się od katastrofalnych dla miasta wojen napoleońskich, a skończył na burzeniu fortyfikacji. To jest też pierwsze stulecie, w którym zmiany zachodzą tak dynamicznie (po to, żeby w XX wieku jeszcze mocniej przyspieszyć). Rodzą się również ruchy emancypacyjne, socjalne. Nie było potrzeby niczego ubarwiać, sama historia pokazuje, jak ciekawe i barwne były życiorysy ludzi tamtej epoki – mówi w naszym wywiadzie Agnieszka Gładzik, autorka książki.
„Buntowniczki" kipią od intryg, pragnień, niesprawiedliwości, wzlotów i upadków.
- recenzja książki „Buntowniczki"
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Buntowniczki. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Służąca poczekała, aż głosy w sieni umilkną, po czym sama przemknęła na tyły domu. Przebrała się w swoją najgorszą sukienkę i naciągnęła inny czepek na głowę. Skontrolowała wygląd w pękniętym lustrze. Powinna wmieszać się w tłum. Na koniec schwyciła kosz, w którym zazwyczaj nosiła węgiel, i wymknęła się z kamienicy. Bez problemów trafiła pod odpowiedni budynek. Nikt nie zwracał na nią szczególnej uwagi, ot, zwykła dziewka służebna, nieco umorusana, pewnie załatwia sprawunki dla jaśniepaństwa. A to, że zatrzymuje się w niezbyt szanowanej okolicy… Cóż, służące i tak nie miały zbyt dobrej reputacji, więc tylko potwierdzała znaną wszystkim prawdę. Pociągnęła za dzwonek i odczekała. Po chwili otworzyła jej młoda dziewczyna z policzkami upstrzonymi jasnobrązowymi cętkami. Miała piękne miedziane włosy i lekko zadarty nos.
– Nie zatrudniamy – oznajmiła sucho i już miała zamknąć drzwi, lecz Katinka postawiła stopę na progu, skutecznie je blokując.
– Ja do madame. Jesteśmy spokrewnione – powiedziała i pokazała dziewczynie małą broszkę w kształcie splecionych lilii.
W oczach dziewczyny błysnęła ciekawość. Podniosła wzrok na Katinkę i po raz pierwszy prawdziwie na nią spojrzała. Służąca poczuła zalewające jej klatkę piersiową ciepło. Nie umiała tego wytłumaczyć, lecz w tamtym momencie między nią a miedzianowłosą dziewczyną zadzierzgnęła się niewidzialna nić porozumienia.
– Wchodź. – Uchyliła jej drzwi.
W środku niewiele się zmieniło od czasów, gdy Katinka była małą dziewczynką. W sieni stała olbrzymia szafa z ceramiką z Delft, a na ścianach wisiały obrazy z nagimi boginkami i nimfami podczas miłosnych zapasów. Tuż przy schodach ustawiono stolik, a na nim paterę z przekrojonymi brzoskwiniami i winogronami. Całość była gustownie urządzona, sprzęty i tkaniny pochodziły od czołowych miejskich wytwórców. Odwiedzający już od pierwszych kroków nie mieli złudzeń co do przeznaczenia tego miejsca, jednak ów cel po-dano w sposób daleki od wulgarności.
Dziewczyna poprowadziła ją na piętro, do małego saloniku, i zapukała.
– Wejść – nakazał stanowczy głos.
Katinka pociągnęła za klamkę i weszła do środka.
– Dziecko, jak ty wyglądasz? – oburzyła się jej babka, odziana w bogato zdobioną aksamitną suknię, odsłaniającą wciąż ponętny dekolt. Wstała z sofy i podeszła do dziewczyny. Ściągnęła jej z głowy czepek i rzuciła go ze wstrętem na podłogę.
– Myślałam, że mnie nie poznasz – burknęła dziewczyna. Babka uniosła jej podbródek, oglądając twarz. – Jesteś zbyt podobna do swojej matki, bym cię miała nie poznać – odparła. – Poza tym moi zaufani ludzie mają cię na oku – dodała, kończąc swoją inspekcję. – I czuję się nieco urażona faktem, iż na wizytę ubrałaś się w łachmany. Z tego, co wiem, rodzina de Gironde’ów traktuje cię przyzwoicie. Chyba że coś się zmieniło?
– Odsunęła się o krok i zmierzyła wnuczkę badawczym spojrzeniem.
– Nie. Jestem tu niejako w imieniu swojej pani.
– Och. – Usta babki zacisnęły się w cienką linię. – Nie zdradzam informacji o naszych klientach, a już zwłaszcza ich żonom.
Dziewczyna wywróciła oczami. Zapomniała już, jak bardzo babka lubiła podkreślać, że jej przybytek nie jest pierwszym lepszym burdelem, a świątynią przyjemności, w której panują określone zasady.
To i fakt, że pracownice były pod opieką lekarską i na nic nie chorowały. W to ostatnie Katinka akurat wierzyła, sama nie raz widziała, jak babka dokładnie sprawdza kandydatki. Nie zatrudniała u siebie byle kogo, ale jeśli już ktoś pozytywnie przeszedł jej weryfikację, traktowała go jak członka rodziny. Jak swoją kolejną córkę. Tak jak niegdyś jej matkę, przez co ona sama z automatu stała się „wnuczką”.
Co nie oznaczało, że ten „salon towarzyski” był jakimś rajem, w którym nikomu nie działa się krzywda.
Powieść Buntowniczki kupić można w popularnych księgarniach internetowych poniżej:
Tagi: fragment,