Co zrobić z najbardziej irytującym chłopakiem na świecie?
Marissa nigdy przenigdy:
- nie zawiodła swoich rodziców
- nie buntowała się
- nie dostała gorszej oceny od piątki
- nie wiedziała, co chce robić w życiu
- nie paliła
- nie poznała większego małpiszona od Maksa
- nie wsiadła do auta nieznajomego
- nie wtykała nosa w nie swoje sprawy
- nie była na podwójnej randce
- nie czuła motyli w brzuchu.
A co jeśli w życiu Marissy pojawi się ktoś, kto wykreśli z jej słownika zdania z „nigdy przenigdy"?
No, może poza punktem szóstym...
Nigdy przenigdy... to debiutancka powieść Emilii Jachimczyk znanej jako @mrukbooki, jednej z najpopularniejszych booktokerek i bookstagramerek.
Niemal 270 tys. obserwatorów i 7 milionów polubień profilu na Tiktoku!
Grzeczna dziewczynka, która nigdy przenigdy… i zadziorny chłopak, zdeterminowany, by wywrócić jej poukładany świat do góry nogami!
Czy Marissa pozwoli sobie na chwilę zapomnienia? A może na tym właśnie polega dorosłość?
Ciepła i autentyczna historia o dojrzewaniu, odkrywaniu siebie i pierwszej miłości, która nigdy przenigdy się nie poddaje i potrafi przełamać niejedną barierę.
Do przeczytania powieści zaprasza Wydawnictwo Jaguar. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Nigdy przenigdy... Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
ROZDZIAŁ 2
…nie wsiądę do auta na ślepo
Do podwójnej randki pozostał jeden dzień. Siedziałam właśnie na matematyce i starałam się ignorować zaczepki Maksa. Nie powiedziałam mu jeszcze, jak przebiegła moja rozmowa z Theą. Od wczorajszego wieczora non stop się uczyłam. To chore, ale nauka mnie relaksowała – kiedy wgryzałam się w jakiś trudniejszy temat, zapominałam o problemach. Dzięki temu nie musiałam się zastanawiać, skąd ja nagle wytrzasnę chłopaka o imieniu Anthony. Nie, no jasne, zwykle nie dlatego się uczyłam. Miałam najwyższą średnią w szkole, co zwiększało moje szanse na dostanie się na jedną z wybranych przeze mnie uczelni. Jeśli jeszcze tylko uda mi się wygrać w międzystanowych zawodach pływackich, do których przygotowywałam się od trzech lat, i zdobyć stypendium, to zrobię pierwszy krok w kierunku wymarzonej kariery.
– Marissa – szepnął mi do ucha Maks, a ja, nie mogąc dłużej wytrzymać, z całej siły pchnęłam go łokciem w żebra.
– Aua! – wydarł się na całą klasę.
Pan Harrison, jeden z najstarszych nauczycieli w naszej szkole, odwrócił się od tablicy i spojrzał na Maksa znad okularów.
– Panie Lewis, potrzebuje pan pomocy?
Chłopak pocierał ręką żebra i cichutko pojękiwał z bólu.
– N-nie – odpowiedział przepełnionym cierpieniem głosem.
– Mam taką nadzieję – mruknął pan Harrison i wrócił do pisania na tablicy.
Uśmiechnęłam się złośliwie, a gdy Maks zobaczył mój wyszczerz, napisał mi na marginesie w zeszycie: „jesteś sadystką”. Tylko mnie to jeszcze bardziej rozśmieszyło.
Dzień minął szybko. Matematyka, literatura angielska, biologia i WF. Dostałam piątkę za aktywność na zajęciach z literatury angielskiej i pochwałę do dziennika za pomoc w sprawdzaniu kartkówek. Swoją drogą sprawdzanie prac innych uczniów sprawiało mi wielką radość. Czasem, gdy napotykałam nazwiska plotkujących na mój temat dziewczyn, obcinałam im specjalnie punkty, a gdy natrafiłam na Maksa, czułam braterskie zobowiązanie, żeby mu podwyższyć ocenę. Ten kretyn wychwalał się potem wszystkim dookoła, podkreślając swoją „ponadprzeciętną inteligencję”. Gdyby nie ja, to debil wiele razy nie zaliczyłby sprawdzianu.
Po zajęciach ruszyłam na szkolny parking i tam, jak zwykle, wskoczyłam do czerwonego mercedesa. Maks zawsze odwoził mnie do domu po lekcjach.
– Hej! – zawołałam, zamykając drzwi.
Powinnam natychmiast wysiąść, bo od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. W środku pachniało papierosami i mocną wodą kolońską, chociaż Maks nie palił i na pewno nie używał tak mocnych perfum. Gwałtownie się odwróciłam, by spojrzeć na siedzenie kierowcy. Za kierownicą siedział nieznajomy chłopak z brązowymi włosami, lekko zawijającymi się przy ramionach, i równie brązowymi oczami. Jego twarz pokrywały piegi, miał surowe rysy, zadarty nos i pełne, malinowe usta, w których trzymał papierosa. Dopiero później zwróciłam uwagę na podtrzymującą papierosa rękę całkowicie pokrytą tatuażami, kończącymi się dopiero na szyi.
– Hej? – Podniósł pytająco brew, a po moim ciele przeszły ciarki. Zupełnie jakby po skórze przebiegło mi stado mrówek. Jego głos był głęboki. – Mogę wiedzieć, co robisz w moim aucie?
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie siedzę w samochodzie Maksa. Wyskoczyłam na parking jak oparzona i zatrzaskując drzwi samochodu, rzuciłam:
– Sorki! Masz taki sam model jak mój przyjaciel, nie ogarnęłam, moja wina.
Rozpaczliwie zaczęłam szukać właściwego samochodu, aż natrafiłam wzrokiem na wychodzącego ze szkoły Maksa. Gadał o czymś ze swoim kumplem, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Czemu ten małpiszon tak późno wyszedł ze szkoły?! Przez niego pomyliłam auta i nieznajomy musiał wziąć mnie za kompletną idiotkę. Ruszyłam do przyjaciela biegiem, a gdy zobaczył moją minę, od razu przestał się śmiać i – śmiertelnie przerażony – zaczął uciekać w przeciwną stronę. Goniłam go z poważnym zamiarem popełnienia morderstwa. W końcu dobiegł do czerwonego mercedesa stojącego po drugiej stronie parkingu, wskoczył do środka i zablokował drzwi. Zaczęłam walić w bok auta jak wariatka.
– Otwieraj te cholerne drzwi!
– Nie mogę! Boję się ciebie! – Uruchomił silnik, a ja podskoczyłam, nie spodziewając się takiego warkotu.
– Jeśli nie wpuścisz mnie w ciągu pięciu sekund, wrócisz dziś do domu martwy!
– Jak będę martwy, to nigdzie nie wrócę! – odkrzyknął.
Spiorunowałam go wzrokiem i dopiero wtedy odblokował drzwi. Wskoczyłam do środka, warcząc z wściekłości i rzuciłam torbę na tylne siedzenie. Jechaliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu Maks zapytał:
– To powiesz mi, czemu prawie mnie zabiłaś…?
Najeżyłam się jeszcze bardziej. Jeśli mu opowiem o tym, że pomyliłam samochody, będzie się ze mnie naśmiewał do końca życia. Skupiłam się więc na czymś innym.
– Przez twoje głupie pomysły, mamy problem. Thea myśli, że idziemy na podwójną randkę. Musisz mi teraz wykombinować jakiegoś chłopaka o imieniu Anthony.
Maks otworzył szeroko oczy i gwałtownie zahamował na czerwonym świetle. O mało co nie walnęłam głową w deskę rozdzielczą.
– I mówisz mi to dopiero teraz?!
– Pojebało cię?! Patrz na drogę! – odkrzyknęłam.
Od dwóch godzin siedzieliśmy z Maksem w salonie jego rodziców i przeglądaliśmy wszystkie możliwe social media. Szukaliśmy Anthony’ego, a w zasadzie to rozważaliśmy, który z kolegów Maksa zgodziłby się pomóc nam za kasę.
– To może ten? – Pokazał zdjęcie niejakiego Nialla.
– Oj, nie! – Odsunęłam telefon z odrazą.
– A ten?
Zerknęłam na zdjęcie chłopaka, który był wyraźnie niższy ode mnie.
– To się w życiu nie uda – jęknęłam.
– Nie łam się, Mari. Na pewno zaraz ktoś się znajdzie.
– Powtarzasz to od dwóch godzin – stwierdziłam.
– Po prostu jesteś wybredna.
– Słucham? – pisnęłam.
– Pokazuję ci facetów dziesięć na dziesięć, którzy mają pojawić się w twoim życiu zaledwie na godzinę, a ty nie i nie!
– Maks, co ty, za przeproszeniem, pierdolisz? – Zabrałam mu telefon i przybliżyłam mu go do twarzy tak, że aż zrobił zeza. – Przecież to są jeszcze dzieci!
– Nieprawda! – Założył ręce na piersiach.
– Nie dalej jak pół godziny temu zaproponowałeś mi swojego piętnastoletniego kuzyna. – Klepnęłam się dłonią w czoło. – Mam go niańczyć czy co?
– Bo mi się już pomysły skończyły! – Nagle zrobił taką minę, jakby go oświeciło. – Ej, a nie możesz poprosić tego swojego Brandona?
Spiorunowałam go wzrokiem.
– No co? – Uniósł ręce w obronnym geście. – Przecież był tobą zainteresowany!
– W drugiej klasie, debilu!
Westchnął, po czym wstał z naburmuszoną miną.
– Idę nam zrobić popcorn.
– Tylko nie spal kuchni – rzuciłam.
– Ha, ha, bardzo zabawne.
Leżałam na kanapie i zastanawiałam się, jak się z tego wszystkiego wyplątać. Sam pomysł, żebym poszła z nimi na randkę, był do bani, a już wkręcenie na to spotkanie jakiegoś chłopaka dla mnie przechodziło wszelkie granice. Normalnie, jeśli musiałam pójść gdzieś, gdzie męskie towarzystwo było wskazane, zabierałam Maksa. Ale teraz chodziło o to, że Maks był zajęty, a ja wpuściłam się w kanał, okłamując Theę. Gapiłam się na morelowe ściany pokoju, gładząc mięciutką kapę w tym samym kolorze, którą przykryta była kanapa. Aż w końcu wpadł mi do głowy genialny w swej prostocie plan. Zerwałam się i pognałam do kuchni, w której zastałam Maksa zastanawiającego się, który przycisk na mikrofali włączyć, by zadziałała. Roześmiałam się. Nie potrafił korzystać z podstawowych urządzeń we własnym domu.
– Jest nowa, okej? – zdenerwował się.
– Po prostu przekręć ten wihajster.
Tak też zrobił i zadowolony wpatrywał się w obracający się wewnątrz talerz z popcornem.
– No więc wymyśliłam! – oznajmiłam z triumfem. – Przyjdę sama i powiem, że Anthony do nas dołączy. A jak po piętnastu minutach go nie będzie, to się wkurzę, że mnie wystawił, i pójdę sobie w cholerę. Ty w tym czasie już trochę się wyluzujesz, przestaniesz się bać Thei, a ja będę mogła zostawić was samych! – Klasnęłam dłońmi, zadowolona ze swojego genialnego pomysłu.
Maks odszedł od mikrofali i ujął moją twarz w dłonie.
– Jesteś geniuszką, Marissa.
Odsunęłam go od siebie gwałtownie i roześmiałam się szczerze.
– Wiem, wiem. Beze mnie byś sobie nie poradził.
***
Wróciłam do siebie o dwudziestej. Rodziców jeszcze nie było, zazwyczaj pojawiali się w domu późno. Weszłam po schodach i zamknęłam się w swoim pokoju. Był średniej wielkości, rok temu pomalowałam ściany na beżowo, na podłodze leżała szara wykładzina. Meble były jasne, z drewna brzozowego. Podeszłam do biurka i rozpakowałam torbę. Wyjęłam z niej podręczniki i zeszyty, po czym zaczęłam się uczyć do najbliższego sprawdzianu. Panująca w całym domu cisza lekko mnie dołowała. Westchnęłam. Moje życie nie wyglądało zbyt ciekawie: chodziłam na treningi, później przesiadywałam w towarzystwie Maksa albo Thei, a następnie wracałam do domu się uczyć. Nie byłam rozrywkowa, od dawna nie dostawałam zaproszeń na imprezy, w ogóle miałam niewielkie pojęcie o tym, co się dzieje u moich rówieśników. Spędzałam w szkole dużo czasu, ale prawie z nikim nie rozmawiałam. Wolałam na przerwach odrabiać lekcje. W sumie nie wiem, kiedy postanowiłam się tak od wszystkich zdystansować. W gimnazjum starałam się przynajmniej utrzymywać kontakt z ludźmi z klasy, ale teraz, w liceum, niewiele mnie obchodzili. Czasem w szkole czuję się jak w autobusie: wszyscy ludzie stłoczeni w jednym miejscu muszą znosić obecność obcych, a następny przystanek jest dopiero za parę lat. Chyba dlatego też wybrałam pływanie. Niby jest nas kilkoro w sekcji, ale podczas treningów każdy w basenie ma swój tor do pływania i nie mamy jak ze sobą rozmawiać. Są tylko polecenia trenera i szum wody w uszach, który uspokaja.
Raz jeszcze spojrzałam na swój zeszyt i spróbowałam odczytać chaotyczne notatki. Zapisywałam prawie wszystko, co mówili nauczyciele, więc w pośpiechu potwornie bazgroliłam. Ale zawsze wszystko udawało mi się rozszyfrować. Nagle na marginesie dostrzegłam uśmiechniętą buźkę. Maksowi wyraźnie musiało się nudzić.
Na mojej twarzy również pojawił się uśmiech…
Książkę Nigdy, przenigdy... kupicie w popularnych księgarniach internetowyc:
Tagi: fragment,