Najlepsze świąteczne love story! „Zimowe zapomnienie" Agaty Suchockiej

Data: 2023-10-03 12:27:52 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Piotr Zetter, biznesmen o kamiennym sercu, partner aspirującej influencerki, z którą związał się z wygody i wyrachowania, w przedświątecznym okresie zaczyna kwestionować swoje życiowe wybory.

Wracając do domu nowo nabytym samochodem ulega wypadkowi, na skutek którego traci pamięć. Znika jego dotychczasowe życie, roszczeniowa partnerka, biznesowe układy. W ich miejscu pojawia się szpital w środku nicości i młoda lekarka z wielkimi niegdyś ambicjami. Życie obojga zmienia się w romantyczną komedię, jednak nie da się wymazać przeszłości i zacząć egzystować w bajce. Szczególnie, że Marita Monroe nie jest kobietą, która pozwoli wyrwać sobie tak dobrze sytuowanego i świetnie wyglądającego na ściankach partnera...

Zimowe zapomnienie Agata Suchocka grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Agaty Suchockiej Zimowe zapomnienie zaprasza Wydawnictwo Replika. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Zimowe zapomnienie:

PROLOG

Żałował, że nie poprosił o wymianę opon na zimowe. Komplet wiezie w bagażniku, bezużyteczny, a przecież bardzo by się teraz przydały. Samochód ślizgał się niebezpiecznie na pośniegowym błocie, bo zamieć, którą gonił jeszcze przed kwadransem, przeszła w śnieg z deszczem. Nic nie zapowiada białych mikołajków, więc dzieciaki będą niepocieszone. Nie żeby specjalnie przejmował się  dobrostanem dzieci, w końcu za nimi nie przepadał, ale gruba warstwa śniegu sprawiała, że znikały z pola widzenia i starsi mogli spokojnie porozmawiać o interesach. A bliźnięta jego biznesowego partnera zawsze zasuwały na wysokim biegu i wysokim wolumenie. Do tego jego dom działał jak wielkie pudło rezonansowe, więc nawet jeśli bawiły się na antresoli, to i tak hałas przebijał się do gabinetu.

Powinni byli umówić się w biurze, obojętnie czy jego, czy Damiana, ale jakoś tak wyszło. To tylko formalności, ostatnie podpisy i fuzja wejdzie w życie. Nawet nie zaprosili prawników, bo obaj mieli już dosyć tych wielogodzinnych posiadówek rozbrzmiewających niezrozumiałym dla maluczkich żargonem.
A Damian wraz z rodziną za kilka godzin mają samolot na Seszele, Malediwy czy tam do innego Honolulu. Dobrze naoliwiona biznesowa machina mogła działać bez jednego z szefów, który co roku wybywał do ciepłych krajów na cały grudzień i wracał po sylwestrze, z akumulatorami naładowanymi na kolejny rok.Piotr rzucił okiem na siedzenie pasażera, na którym leżały nabyte na stacji benzynowej maskotki dla córek Damiana. Nawet nie pamiętał, ile dziewczynki mają już lat. Trzy? Więcej, pięć. A może już siedem? 

Niezbyt wyszukany prezent, nie da się ukryć, ale Piotr pamiętał aż za dobrze, że im większe badziewie wręcza się dziecku, tym bardziej ono się cieszy.
Włączył wycieraczki na najszybsze zamiatanie szyby i pokręcił się w fotelu. Jeszcze nie przywykł  do nowego profilowania, mimo że jechał już trzecią godzinę. Powinien się zatrzymać, odpocząć, zjeść hot-doga czy chociaż wypić kawę, ale czas naglił. No i GPS wyprowadził go na jakieś bezdroża, bo wybrał najkrótszą trasę, zamiast wygodniejszej przez drogi szybkiego ruchu. Chciał zaoszczędzić kilkadziesiąt kilometrów i autostradowy bilet.

Zaśmiał się pod nosem. Stare nawyki jednak trudno wyplenić.

To przecież przez taką oszczędność się dorobił. Na początku kariery liczył każdy grosz, oglądał każdy  banknot pod światło. Nie dojadał, odkładając na rozkręcenie interesu. Jeździł rowerem.

Mógł przecież wejść do salonu i wskazać palcem nową furę, było go na to stać. Ale nie, znalazł ten sam model z przejechaną jakąś setką kilometrów i dzięki temu wartością mniejszą o kilkadziesiąt tysięcy.

Kilka tysięcy odłożone tu, kilka tam, i pyk, jesteś milionerem! Tak mu powtarzał ojciec, który w czasach ustrojowych przemian nie wzbogacił się ani na sprzedaży kożuchów, ani fajek, ani na cinkciarstwie. 

Piotrek obiecał sobie, że nie zostanie takim drobnym cwaniaczkiem, że dorobi się na czymś tak spektakularnym, iż „Forbes” wciągnie go na listę najbogatszych Polaków.

Rozmarzył się.

W jego wizje wdarł się sygnał przychodzącego połączenia. Właśnie w chwili, kiedy miał sobie zwizualizować na tle białej drogi własną twarz na okładce.
Marita.

Zaklął pod nosem. Kupując prezenty o niej nie pamiętał. Planował już jakiś czas temu wyskoczyć do jubilera, ale te niekończące się rozmowy biznesowe tak bardzo go wypompowywały, że za każdym razem, wracając do domu późną nocą, zapominał. O takich porach i tak wszystkie sklepy były zamknięte. No i czy Marita naprawdę potrzebuje kolejnych kolczyków albo pierścionka?

Oj tak, pierścionka potrzebowała, zaręczynowego, ale on nie był jeszcze gotowy na taką deklarację. Szczególnie, że oczekiwała od niego nie tylko zaobrączkowania, ale i założenia rodziny. A to na razie nie wchodziło w grę, przynajmniej do czasu znalezienia się na tej liście krezusów. A do tego jeszcze trochę brakowało.

Odebrał połączenie.

– No gdzie ty jesteś, do cholery?

Subtelna jak zwykle.

W dupie! – miał ochotę odpowiedzieć, bo tak wyglądała okolica za szybą. Jak czarna dupa. Czy może biała, bo znowu zaczęło sypać śniegiem.

– Jadę już – rzucił zamiast tego, siląc się na neutralny ton. – Zajadę do Damiana, podpiszę, co trzeba i wpadam do domu się przebrać.

– Jak nie zdążymy, to…

– Zdążymy! – wszedł jej w słowo. – Ja się uszykuję w kwadrans. To tobie zajmuje to kilka godzin, więc lepiej już się zabierz za makijaż!

– Makijaż przyjedzie do mnie! – oburzyła się, bo przecież od czasu, gdy wybuchła jej influencerska kariera, nie malowała się sama. No i połowę makijażu miała wydziaraną na stałe na twarzy.

– No to idź robić kawę makijażystce, pamiętasz, co mówią w branży? Nie bądź suką dla maluczkich! A ja zjadę do domu przed ósmą i akurat zdążymy na dywan i ściankę.

Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. Nie cierpiał tego celebryckiego pajacowiska, ale i tak znosił dzielnie pozowanie na ściankach i pokazywanie kamiennej twarzy reporterskim sępom. Ostatnimi czasy jednak miał na to coraz mniejszą ochotę.

Marita wybiła się niedawno, a była już sporo po trzydziestce. Zajęty swoimi sprawami nie bardzo śledził, jak buduje markę w internecie, jak wdzięczy się do telefonu, zachwalając kolejny kosmetyk czy nikomu tak naprawdę niepotrzebny gadżet. Ani się obejrzał, a już ciągała go po jakichś galach, pokazach mody, konwentach dobroczynnych i innych spędach ludzi znanych z tego, że są znani, choć tego nie cierpiał. Twierdziła, że są power couple i muszą pokazywać się razem. Piotr wzruszał tylko ramionami i z kamienną twarzą wpatrywał się w obiektywy paparazzich. Na zdjęciach robiło to osobliwie upiorne, ale i intrygujące wrażenie. No i dziś musieli zdążyć na jakąś galę dobroczynną, na której z pewnością stawi się całe stado modelek i influencerek, więc i Marity Monroe nie może zabraknąć.

Naprawdę liczył na to, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do ślubu, to ona przestanie się wydurniać i porzuci ten kretyński pseudonim. Marita Zetter, przecież to dobrze brzmi. Dobrze by wyglądało na eleganckiej wizytówce, takiej jak z American Psycho. Tylko że on wcale nie czuł potrzeby, by się oświadczyć. Musi odpocząć. Od interesów, zgiełku stolicy, od niej. Wyobraził sobie, że Marita siedzi obok i swoim zwyczajem wtrąca się w to, jak on prowadzi. Spojrzał raz jeszcze na fotel pasażera i poczuł, jak niewidzialne palce zaciskają się na jego krtani.

Wizytówki! Neseser!

KURWA!

Zostawił u tego Czecha wszystkie dokumenty! Aktówkę z papierami, portfelem, karty kredytowe, dowód, paszport!

Zawrócił gwałtownie na pustej, ciemnej szosie, usiłując użyć ręcznego, ale zapomniał, że to przecież automat. Auto wykręciło piruet i nawet napęd na cztery koła nie zapobiegł wpadnięciu w poślizg.

Gdy samochód w końcu się zatrzymał, o mało nie lądując w rowie, Piotr zaklął donośnie. Właściwie chyba klął i darł się cały czas, ale tego nie słyszał, bo przed oczyma ze strachu i wściekłości latały mu białe plamy. A może to śnieg, który znowu zaczął padać wielkimi płatami?

Oparł przedramiona na kierownicy i czoło na skrzyżowanych rękach. Serce waliło mu jak oszalałe. W tym wieku i przy tym poziomie stresu o zawał nietrudno. Musi wrócić po neseser. I zadzwonić do Marity z informacją, że pójdzie na galę sama. Oraz do Damiana, że dziś niczego już nie zdążą podpisać.
No chyba że depnie na gaz. Albo zadzwoni do faceta od samochodu i poprosi go, by wyjechał mu naprzeciwko. Spotkają się za godzinkę. Zdąży ze wszystkim, może przecież podjechać z tymi papierami na lotnisko.

Wziął głęboki oddech i wyjechał na szosę. Jak długo stał na poboczu, usiłując się uspokoić, skoro szybę zdążyła przykryć warstwa śniegu? W świetle reflektorów jazda przez taką zamieć wyglądała jak wchodzenie w prędkość nadświetlną. Musiał łokciem zahaczyć o wajchę wycieraczek, bo nie chodziły.
Wcisnął gaz do dechy i włączył wycieraczki. W snopach światła ukazał się wielki ciemny kształt na tyczkowatych nogach. Piotr skręcił gwałtownie, po czym nadepnął na hamulec. Tyle że to nie był hamulec, bo automaty mają dwa pedały.

Nie wiadomo, kto zdziwił się bardziej: Piotr tym, że auto wyrwało do przodu i uderzyło w drzewo, czy jeleń, że tuż przed jego nosem przemknęła jakaś warcząca bestia.

Zanim Piotr stracił przytomność, pomyślał jeszcze, że szkoda samochodu, w końcu był prawie nieśmigany.

Majestatyczne zwierzę spokojnie przekroczyło jezdnię, zostawiając za sobą wrak. Z głośników samochodowego radia dobiegły ostatnie dźwięki „Driving home for Christmas", po czym wszystko ucichło.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Zimowe zapomnienie. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Zimowe zapomnienie
Agata Suchocka2
Okładka książki - Zimowe zapomnienie

Najlepsze świąteczne Love Story! Piotr Zetter, biznesmen o kamiennym sercu, partner aspirującej influencerki, z którą związał się z wygody i wyrachowania...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo