Nad nami jest trup! "Podejrzany jak diabli" Jacka Getnera

Data: 2021-02-23 09:55:46 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Nie łam serc, bo zostaniesz seryjnym nieboszczykiem! Basia Kotula, dyrektor w międzynarodowej korporacji, wraz ze swoim ukochanym, podkomisarzem Rafałem Martusiem, przybywa do pensjonatu na Suwalszczyźnie. Podejrzewa, że umrze tam z nudów, bo policjant ma zamiar głównie łowić ryby. Zamiast niej umiera jednak inny gość pensjonatu…

Na miejscu pojawia się piękna pani prokurator Agata Całus w przeszłości związana z podkomisarzem. Wszczyna śledztwo, do którego wciąga swojego byłego partnera. Prowokuje to Basię Kotulę do działania. Rozpoczyna się rywalizacja obu pań o to, która pierwsza schwyta mordercę. A także o to, która na dobre zdobędzie serce podkomisarza… Czy efekt przyniosą tradycyjne działania w wykonaniu pani prokurator, czy raczej te niekonwencjonalne, prowadzone przez Basię Kotulę?

Obrazek w treści  Nad nami jest trup!  "Podejrzany jak diabli" Jacka Getnera [jpg]

Nie ma wątpliwości: każdy z mieszkańców pensjonatu ma coś na sumieniu i coś ukrywa. I wciąż nie wiadomo, ile razy można zabić jednego denata…

Niebezpieczny trójkąt, czyli ile razy można zabić jednego denata… Tak zapowiada się najnowsza powieść Jacka Getnera Podejrzany jak diabli, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Lira. Ostatnio na łamach naszego seriwsu mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania kolejnej jego części:

Basia i Rafał weszli na piętro razem z właścicielem pensjonatu i znaleźli się w pokoju numer cztery. Pan Statkiewicz nie kłamał, widok stąd był rzeczywiście piękny. Gdy tylko przestanie padać, Basia będzie mogła opalać się na balkonie i podziwiać Rafała łowiącego ryby z pomostu albo z łódki. No chyba że wcześniej jednak umrze z nudów. Zresztą nawet gdy zaświeci słońce, może też umrzeć, bo ileż można opalać się na balkonie?

— Do pomostu duża konkurencja? — Basię dobiegł głos Rafała.

— W samym pensjonacie jest dwóch wędkarzy pod ósemką — odpowiedział właściciel Lodowca. — Ale oni właściwie tylko na łódce siedzą, nawet jak mniejszy deszcz pada. A pod namiotem są tacy okazyjni, czasem pomoczą kija. A, no i pan Cieszeyko z żoną, ale ich pan zna, więc nie powinno być problemu. Zwłaszcza że i na pana podkomisarza czeka osobna łódka, do wyłącznej dyspozycji. — Statkiewicz zerknął na zegarek. — No, lecę zobaczyć, czego ten spod szóstki chce. Powiem panu podkomisarzowi, że mi się nie spodobał od razu po przyjeździe. Rudy taki, fałszywy znaczy się.

Właściciel Lodowca wyszedł, a Basia przykleiła nos do szyby i zapatrzyła się na jezioro Grywity, które w tej chwili było słabo widoczne, bo deszcz zaczął padać jeszcze mocniej. Tylko gdzieś spod wyspy przebijał się intensywnie żółty kolor płaszcza wodoodpornego jakiegoś samotnego wędkarza siedzącego na łódce.

— Szkoda, że tak pada — usłyszała zza pleców głos Martusia i pomyślała, że właściwie to może lepiej. Dopóki z nieba leją się takie strumienie wody, to przynajmniej przystojny podkomisarz spędzi z nią trochę czasu w pokoju. Dlatego powiedziała:

— Lubię taką deszczową pogodę. Wtedy przyjemniej siedzi się w domu.

— No to świetnie.

— Co świetnie? — Odwróciła się i zobaczyła, jak Rafał wzuwa wysokie gumowe buty, a na wierzchu jego otwartej już walizki leży długi gumowany płaszcz przeciwdeszczowy.

— Świetnie, bo miło spędzisz czas, jak wyskoczę na godzinkę na pomost.

— Dopiero przyjechaliśmy…

— No właśnie… Pewnie chcesz się rozpakować, poukładać wszystko w szafach po swojemu. Tylko bym ci przeszkadzał. A w taki deszcz to nawet na spacer nie możemy pójść. Za to ryby doskonale biorą.

Basia już chciała odpowiedzieć, że ona też wzięła na ten wyjazd superodporny płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze w kwiatki, ale w tym momencie drzwi ich pokoju otworzyły się i stanął w nich blady jak trup Statkiewicz. Kotula miała nawet wrażenie, że właściciel Lodowca padnie zaraz martwy u ich stóp, bo mimo tego, że wyraźnie poruszał ustami, nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.

W końcu jednak Statkiewicz wychrypiał coś, co dało się zrozumieć i brzmiało mniej więcej tak:

— On nie żyje. Ten spod szóstki jest trup. Ktoś mu wbił nóż pod serce...

Rozdział 2

Wróg u bram

Podkomisarz Martuś zdawał sobie sprawę ze swoich ewidentnych braków w znajomości kobiecej psychiki. Był przeciętnym mężczyzną, dla którego „tak” znaczyło „tak”, a nie „być może” albo też „nie ma mowy”, w zależności od ukrytych intencji osoby je wypowiadającej. Dlatego jedyny w miarę stały związek stworzył z koleżanką z pracy, prokurator Całus. Tylko ona była dla niego wyrozumiała i czasem łaskawie tłumaczyła mu, dlaczego jej „nie” wcale niekoniecznie oznacza „nie” i nie kazała tego faktu samodzielnie zrozumieć. A i tak na końcu się pokłócili i stracili kontakt, bo piękna pani prokurator wyprowadziła się z Warszawy.

Od czasu rozstania z nią podkomisarz Martuś nigdy nie dotrwał w swych związkach do trzeciej randki i koledzy z pracy kpili z niego, że wisi nad nim „klątwa Całus”. Dopiero pojawienie się w jego życiu Basi Kotuli zmieniło wszystko. Początkowo tylko irytowała policjanta jako narzeczona głównego podejrzanego o morderstwo w sprawie, którą prowadził. Chciała mu udowodnić niewinność ukochanego i powtarzała tę swoją głupią

maksymę, że „kryminał to taki romans, tyle że z trupem w tle”. I przyjęła to jako swoją metodę śledczą, wtrącając się i niepotrzebnie narażając!

Koniec końców szczęśliwie okazało się, że narzeczonym Kotuli zaopiekowała się jego była dziewczyna i Martuś rozpoczął związek, który doprowadził do tego oto wspólnego wyjazdu w piękne okoliczności Suwalszczyzny. Od początku czuł jednak, że Basia jest w jakiś sposób niezadowolona z wakacji. Gdy ją o to pytał, odpowiadała, że bardzo się cieszy, że wie, że będzie fantastycznie, a jednocześnie nie widział w niej nawet cienia entuzjazmu i nie mógł tego pojąć. Normalnie może by się nie przejął, lecz bardzo mu zależało na tym związku.

Kupił przecież nawet poradnik „Jak zrozumieć kobietę i jak z nią przeżyć” napisany przez niejakiego Getnera. Nie przeczytał jednak zbyt wielu stron i bardzo tego żałował w tej chwili. Nie mógł bowiem wyciągnąć książki z walizki przy Kotuli, żeby pojąć jej obecne zachowanie.

Zapytał więc tylko bezradnie:

— Ale kochanie, dlaczego chcesz stąd wyjechać?

— Nad nami jest trup! — wyjaśniła krótko Basia, wpatrzona cały czas w ekran swojego laptopa i zajęta poszukiwaniem najbliższego czterogwiazdkowego hotelu, co nie okazało się łatwym zajęciem, bo te lepsze były raczej położone dalej, na Mazurach.

— Za chwilę przyjedzie miejscowa policja i pewnie prokurator. I go zabiorą.

— A ja spędzę samotnie najbliższe dwa tygodnie w pokoju, nad którym padł trup.

— Ale jakie samotnie? — obruszył się podkomisarz, bo naprawdę nie mógł zrozumieć, o co chodzi pani dyrektor Subfooda. — Ze mną przecież spędzisz…

— Ty będziesz cały czas na rybach.

— No nie przesadzaj, nie cały czas…

— Z moich obliczeń, na podstawie twoich deklaracji, wychodzi, że będzie to między dwanaście a czternaście godzin dziennie.

— To jeszcze pół każdego dnia możemy spędzić razem — zauważył niezbyt rozsądnie Martuś.

— W pozostałym czasie pewnie będziesz ryby obierał, smażył i jadł. No i odsypiał te nocki, które spędzisz na ich łowieniu. Czyli czasem razem zjemy obiad, może kolację. No i ewentualnie czeka nas spacer. I co ja mam robić sama?

— Tu jest piękna okolica…

— Chętnie bym ją poznała.

— No widzisz — ucieszył się podkomisarz, lecz nie na długo.

— Ale razem z tobą, a nie na samotnych spacerach.

— Parę razy możemy się przejść — zadeklarował z poświęceniem Rafał.

— A co będę robić w pozostałym czasie?

— Przecież widziałem, jak pakowałaś chyba z sześć tych swoich romansideł do czytania — urwał, bo dopiero teraz sobie przypomniał, jak Kotula jest drażliwa na punkcie jego braku poważania dla literatury miłosnej. Dlatego w akcie rozpaczy postanowił zasłonić się innym argumentem: 

— Przecież wiedziałaś, że tak będzie i ci to nie przeszkadzało…

— Nie przeszkadzało mi?! — Kotula po raz pierwszy od dłuższego czasu oderwała wzrok od ekranu laptopa.

— No, nic nie mówiłaś na ten temat. Gdybyś choć słowem wspomniała, to pewnie bym się zastanowił…

— Rafał, czy ty naprawdę uważałeś, że mi to się mogło spodobać?

Martuś zamilkł, przypomniawszy sobie, że jedną z pierwszych rad z poradnika Getnera było nieodpowiadanie na równie podchwytliwe pytania. Dodatkowo skojarzył poniewczasie, że było tam również napisane, iż fakt niemówienia o tym, że coś kobiecie przeszkadza, jest pierwszym objawem tego, że tak naprawdę jej to przeszkadza. Chyba będzie musiał dokładnie, od deski do deski, przestudiować ten cholerny poradnik i nauczyć się go na pamięć! Zabierze go w nocy na ryby razem z latarką.

— Czemu nic nie mówisz? — zapytała Kotula.

— Bo nie wiem, co powiedzieć — wyznał z rozbrajającą szczerością Martuś i to go chyba uratowało. Miał bowiem przy tym tak żałosną minę, że Basi zrobiło się go żal i postanowiła przyjść mu z pomocą:

— Powiedz: „Dobrze, kochanie, jak znajdziesz odpowiedni hotel tuż nad jeziorem, gdzie będę mógł łowić ryby przez pięć, a nawet sześć godzin dziennie, to zaraz stąd wyjedziemy…”.

— A myślisz, że znajdziesz hotel, w którym pozwolą mi usmażyć ryby? — zapytał z nadzieją.

— Martuś, nie przeginaj, tylko powtórz, co powiedziałam…

— No ale co ja będę robił z rybami?

— Wypuszczał. Albo popłyniesz sobie na jakąś wyspę, rozpalisz ognisko i tam je upieczesz. Pod warunkiem, że zmieścisz się w limicie czasu przeznaczonym na ryby. To jak będzie?

— Tak od razu nie damy rady wyjechać — zauważył podkomisarz. — Prokurator nas pewnie przesłucha i poprosi, żebyśmy zostali chociaż do jutra.

— To użyjesz swojej cudownej legitymacji policyjnej i powiesz, że przyjechaliśmy tu już po zabójstwie, nikogo nie znamy i nie umiemy im w żaden sposób pomóc. Prawda?

— Powiem ci, że niekoniecznie. Mogli go zabić dokładnie wtedy, kiedy wjeżdżaliśmy na podwórko. Poza tym Statkiewicz mówił, że to mogli być wędkarze mieszkający w pokoju naprzeciwko niego, bo podobno wydawało mu się, że spojrzeli na siebie krzywo, jak się ten rudy wprowadzał pod szóstkę.

— A znasz ich?

— No… nie.

— Czyli nie możesz i tak pomóc w śledztwie. Zresztą wędkarze pewnie się bali, że przyjechał ktoś, kto im będzie zajmował ich ukochany pomost albo łódkę. Jeśli już ktoś mógł go zabić, to ojciec tej trójki piekielnych dzieciaczków, która nas dopadła zaraz przy wejściu. On jest podejrzany jak diabli.

Książkę Podejrzany jak diabli kupić można poniżej: 

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Podejrzany jak diabli
Jacek Getner1
Okładka książki - Podejrzany jak diabli

Niebezpieczny trójkąt, czyli ile razy można zabić jednego denata... On jeden, one dwie i potrójny trup! Nie łam serc, bo zostaniesz seryjnym nieboszczykiem...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje