Dwa złamane serca. Jedna umowa na udawane randki. Co może pójść nie tak?
Lucie sądziła, że ma wszystko, czego pragnie - kochającego mężczyznę, śliczne mieszkanie i pracę, w której jest naprawdę świetna. Ale piękna bańka prysła, kiedy Lucie nakryła swojego idealnego narzeczonego na tym, jak bzyka się ze swoją osobistą trenerką na ich wymarzonej nowiusieńkiej sofie. Teraz, trzy miesiące później, Lucie mieszka ze swoją najlepszą przyjaciółką i próbuje poukładać sobie życie bez zdradzieckiego niedoszłego męża.
Theo wybiera się na długi weekend do malowniczej Szkocji, gdzie ma być drużbą na ślubie brata. Perspektywa pięknych widoków, a także darmowej wyżerki właściwie powinna go napawać większym entuzjazmem. Gdyby tylko nie żywił uczuć do przyszłej panny młodej...
Kiedy los niespodziewanie krzyżuje drogi tych dwojga, Lucie i Theo zacieśniają więzi przy pączkach, opowiadając o swoich miłosnych katastrofach... i dochodzą do wniosku, że chyba mogą sobie nawzajem pomóc. Jeśli oboje będą przestrzegać zasad, nie ma mowy, żeby coś poszło nie tak.
Pisemny kontrakt? - Załatwiony. Zmysłowe randki na niby? - Załatwione. Seksualne iskrzenie, od którego wręcz może zająć się pościel? - A jakże, zała... Chwila, co?! Tego nie było w umowie...
Jak potoczy się historia Lucie oraz Theo? Tego dowiecie się z nowej książki Kirsty Moseley Chłopak, który oszalał na moim punkcie. Do lektury drugiej powieści z cyklu Love For Days zaprasza wydawca książki - Wydawnictwo Harper Collins. Tymczasem już teraz zachęcamy Was do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Jeden
Theo
Kojarzycie ten superniezręczny moment w filmie To właśnie miłość, kiedy wychodzi na jaw, że Rick Grimes kocha się w dziewczynie swojego najlepszego kumpla? Cóż, mam poniekąd tak samo, tylko że gorzej, bo nie chodzi o dziewczynę mojego najlepszego kumpla, a o narzeczoną mojego brata bliźniaka.
Amy Clarke – obiekt moich westchnień, dziewczyna moich marzeń i na moje nieszczęście narzeczona mojego brata – opada ciężko na sofę obok mnie, wyrywa mi z dłoni pilota do telewizora i natychmiast zaczyna skakać po programach w tak zwanym najlepszym sobotnim czasie antenowym.
– No więc, jaki serial ostatnio wciągnąłeś? Coś wartego obejrzenia? – pyta, przyglądając mi się zagadkowo.
Wzruszam ramionami i pociągam łyk piwa.
– Nie, nic. Przez ostatnie dwa dni miałem kupę roboty. Gonił mnie termin.
– Och, Theo, znowu? Naprawdę musisz zostawiać wszystko na ostatnią chwilę?
– Wtedy najlepiej mi się pracuje.
Czuję słodki zapach jej perfum, który się nade mną unosi, i ciepło jej ciała przyciśniętego do mojego. Przełykam ślinę i wbijam posępnie wzrok w telewizor, robiąc wszystko, aby nie przyznać przed samym sobą, że uwielbiam być tak blisko niej. Wiem, że pewnie przez to wychodzę na drania, ale nic na to nie poradzę. Bo ona tak naprawdę powinna być moja. Cholera, pierwszy ją zobaczyłem. Okej, mogłem ją sobie zaklepać… ale nie starczyło mi odwagi, żeby się z nią umówić. A teraz, dwa lata później, ona bierze ślub z moim bratem bliźniakiem, tymczasem ja siedzę na ich luksusowej sofie, w ich stylowym, eleganckim mieszkanku, żałując, że sprawy nie ułożyły się inaczej, i udając, że wcale mnie to nie przybija i że nie jestem zazdrosny jak diabli. Czyż to nie tragiczne?
Amy się przesuwa, siadając na podwiniętej nodze, a ja nieznacznie odwracam głowę, żeby dobrze ją widzieć. Włosy koloru różowej waty cukrowej spływają luźnymi falami wokół jej ślicznej twarzy, jej pełne usta są pociągnięte pastelowym błyszczykiem, a iście rajskie, błękitne oczy są idealnie podkreślone czarnym eyelinerem tworzącym efekt „kociego oka”. Amy to ten typ uroczej, ekscentrycznej dziewczyny, zupełnie nieświadomej tego, jaka jest cudowna. Nie ma także pojęcia o tym, że za nią szaleję.
Wzdycha teatralnie i ciska mi na kolana pilota, nie znalazłszy nic ciekawego do obejrzenia w oczekiwaniu na resztę towarzystwa i nasze wielkie wyjście.
– Zaczęliśmy z Jaredem oglądać Wiedźmina. Sęk w tym, że Jared stale pracuje do późna, więc wieczorami mamy czas tylko na jeden odcinek. Przeżywam istne katusze, nie mogąc obejrzeć reszty bez niego.
Po cichu się zastanawiam, czy jeszcze kiedyś poznam taką dziewczynę, dla której będę skłonny cierpliwie poczekać, aby we dwójkę obejrzeć wszystkie odcinki serialu na Netflixie. Pewnie nie.
Może gdybym miał więcej odwagi i zaprosił Amy na randkę na samym początku naszej znajomości…
Spoglądam gniewnie na swoje piwo, bezwiednie skubiąc paznokciem kciuka róg etykiety odchodzącej od butelki.
– Jak myślisz, co by było, gdybym zdobył się na odwagę i zaprosił cię na randkę pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy w tamtym pociągu? – wypalam bez namysłu. Pewnie dlatego, że to już moje trzecie piwo, a nawet nie ma jeszcze dziewiętnastej. Najwyraźniej mój wewnętrzny filtr nie działa, jak powinien, i pozwala mi na swobodniejsze wyrażanie myśli, zwłaszcza że to pytanie od dawna nie daje mi spokoju, sprawiając, że nie śpię po nocach.
Amy ściąga wargi i przekrzywia głowę. Odwracam się do niej i przyglądam, jak rozmyśla o tym, jak by to było, gdybyśmy byli parą. Podoba mi się to, że o tym myśli. Chyba naprawdę jestem chory.
Nagle spogląda mi w oczy i uśmiecha się filuternie.
– Pewnie byłoby nam wspaniale. Jesteśmy bardzo podobni; śmialibyśmy się całymi nocami i w ogóle świetnie byśmy się razem bawili. Układałoby nam się tak dobrze, że po jakimś czasie zabrałbyś mnie do domu i przedstawił rodzinie, i wtedy zobaczyłabym twojego brata, który ująłby mnie tą swoją melancholijną miną i dociekliwym spojrzeniem. Może upilibyśmy się na jakiejś imprezie i Jared opowiedziałby mi jakąś totalnie nerdowską matematyczną anegdotkę ze swojej pracy. I kiedy rozwodziłby się o równaniach i algorytmach, zakochałabym się w nim po uszy. Oczywiście czułabym się z tym okropnie, bo uświadomiłabym sobie, że powinnam być z Jaredem, nie z tobą, i musiałabym ci złamać serce. – Wyciąga rękę i poklepuje mnie po ramieniu, udając, że mnie pociesza po miłosnym zawodzie, który by mi sprawiła. – Obawiam się, że byłbyś tylko pośrednikiem, dzięki któremu poznałabym twojego brata. Przykro mi, Theo.
Auć. Zabolało.
Ale wiedziałem, że tak odpowie, jeszcze zanim to zrobiła. Od zawsze znałem odpowiedź. Amy i Jared są dla siebie stworzeni. Ja z kolei chyba jestem stworzony do samotności, bo na pewno nie ma dwóch tak samo cudownych dziewczyn jak Amy.
Kiwam ze smutkiem głową.
– Czyli dobrze, że jednak cię nie zaprosiłem. Wyobraź sobie, co by było, gdybyś bzyknęła się z nami oboma, a potem musiała żyć ze świadomością, że puściłaś kantem tego z braci, który jest lepszy w łóżku. Byłabyś zdruzgotana i przy każdej okazji próbowałabyś się do mnie dobrać. Ależ by było niezręcznie – żartuję, udając najlepiej, jak mogę, że to hipotetyczne odtrącenie wcale nie było jak cios pięścią w splot słoneczny.
Amy się śmieje i klepie mnie w ramię, przewracając oczami.
– Chciałbyś.
Jeszcze jak!
Na szczęście nie muszę nic odpowiadać, bo w tej samej chwili otwierają się wejściowe drzwi, w których stoją Heather i jej mąż Tim. To bliscy przyjaciele Amy. Podnoszę butelkę w geście powitania, kiedy wchodzą do jej mieszkania jak do siebie. Szczerze mówiąc, my wszyscy tak robimy. Bez przerwy się tu kręcimy, więc nikt nie przejmuje się takimi kurtuazyjnymi bzdurami, jak pukanie czy dzwonienie do drzwi.
Amy dźwiga się z sofy i gwiżdże z uznaniem, taksując wzrokiem Heather.
– Cholera. Ale ty rewelacyjnie wyglądasz!
Heather szczerzy się w uśmiechu i przesuwa dłońmi po opinającej figurę czarnej sukience, wygładzając ją na udach. Muszę przyznać, że rzeczywiście wygląda rewelacyjnie. Tim przygląda się swojej żonie z zadowoloną miną pewnego siebie kolesia, który wie, że wyrwał laskę z wyższej ligi. Ale tak naprawdę tworzą wspaniałą parę, a odkąd nieco ponad rok temu połączyli się węzłem małżeńskim, chodzą cali w skowronkach, czym przyprawiają nas, singli, o mdłości.
Spoglądam na Tima, ubranego w eleganckie spodnie w kancik i jasnoniebieską koszulę z kołnierzykiem, i uświadamiam sobie, że popełniłem ogromną gafę, jeśli chodzi o wybór stroju na dzisiejszą popijawę.
– A niech to! Trzeba się było wystroić? Myślałem, że po prostu idziemy do pubu na kilka głębszych, a potem wracając, wstąpimy po pijaku na pizzę. – Krzywię się, patrząc na swoje znoszone dżinsy i sprany T-shirt z logo Parku Jurajskiego.
Tim wzrusza ramionami.
Zrezygnowany podnoszę się z sofy.
– Idę do łazienki – kłamię.
Mijam łazienkę i bez pytania wchodzę do sypialni Jareda i Amy. Jared i ja jesteśmy bliźniakami. Dzieliliśmy to samo łono, więc pożyczanie jego ubrań to moje święte, przyrodzone prawo.
Podchodzę do szafy, stopami zsuwam adidasy i szybkim ruchem rozpinam guziki przy lewisach. Mój wzrok wędruje ku rzędom drogich, designerskich garniturów Jareda wiszących osobno w pokrowcach. Każdy na przedzie ma przezroczyste okienko, żeby można było bez otwierania zobaczyć, co jest w środku – mój brat lubi takie bajery. Wybieram ciemnoszary garnitur od Toma Forda i rozpinam pokrowiec, zsuwając pospiesznie dżinsy. Odpuszczam sobie koszulę; połączenie T-shirtu i garnituru jest bardziej w moim stylu.
Wkładając ponownie buty, przeglądam się przelotnie w lustrze nad toaletką i na swój widok aż kiwam z uznaniem głową. Wyglądam naprawdę dobrze. Jasnobrązowe włosy są starannie wystylizowane, choć dłuższe niż zwykle i dlatego opadają mi trochę na czoło. Ale efekt sprawia wrażenie zamierzonego, więc się tym nie przejmuję. Jared wydaje fortunę na garnitury, które będą dobrze leżały na jego atletycznym, gibkim ciele mierzącym niespełna sto dziewięćdziesiąt centymetrów, więc skoro jesteśmy właściwie identyczni (przynajmniej pod względem budowy fizycznej), na mnie też leżą jak ulał. Ten konkretny podkreśla wszystkie atuty mojej sylwetki, pozwalając się domyślać, co skrywa, chociaż niczego nie odsłania. Wyglądam w nim elegancko, ale dzięki T-shirtowi i adidasom nie za poważnie, co współgra z moją naturą.
Książkę Chłopak, który oszalał na moim punkcie kupić można w popularnych księgarniach internetowych: