Miłość to paliwo dla serca. „Nigdy za ciebie nie wyjdę" Magdaleny Krauze

Data: 2024-05-08 11:39:55 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Liwia kończy studia na kierunku fizjoterapia i pracuje na jednej z wrocławskich stacji benzynowych. Dziewczyna mieszka z ukochaną babcią oraz ekscentryczną ciocią, byłą zakonnicą. W ich ożywionym domu nie ma miejsca na nudę.

Młoda kobieta ma sprecyzowane plany na najbliższą przyszłość i bynajmniej nie uwzględnia w nich żadnego osobnika płci męskiej.

Mateusz właśnie obejmuje w sieci stacji benzynowych kierownicze stanowisko po swoim dziadku, który niedawno przeszedł zawał. A gdy młody szef zjawia się w jednej z placówek, przypadkowo słyszy na swój temat kilka niepochlebnych słów.

Między Liwią a Mateuszem dochodzi do konfrontacji. On jest nią oczarowany, a ona najchętniej posłałaby go na księżyc. Uważa go za rozpieszczonego dziedzica dziadkowej fortuny, który jest zuchwały i zbyt pewny siebie, a do tego okropnie ją irytuje. Za to Mateusz od pierwszych chwil czuje, że Liwia jest mu pisana. Musi tylko pokonać mur jej niechęci.

Czy mężczyzna zyska przy bliższym poznaniu? A może ognista rumba sprawi, że Liwia spojrzy na Mateusza inaczej?

Nigdy za ciebie nie wyjdę Magdalena Krauze grafika promująca książkę

Nigdy za ciebie nie wyjdę Magdaleny Krauze to opowieść o życiu, miłości i rodzinnych więzach. I o przeznaczeniu, którego nie da się uniknąć. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Mięta. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Nigdy za ciebie nie wyjdę

Rozdział 1

Liwia

– Dzień dobry. Witam na stacji Tanie Tankowanie. Paragon czy faktura? – wypowiedziałam wyuczoną formułkę.

– Paragon poproszę.

– Może hot doga lub kawę? – zaproponowałam.

– Nie, dziękuję.

– Czy karta na punkty jest?

– Nie ma.

– Zakładamy?

– Nie.

– Kartą czy gotówką? – zadałam kolejne standardowe pytanie.

– Kartą – odpowiedział klient zniecierpliwionym tonem.

– Proszę przyłożyć kartę – poinstruowałam. – A teraz PIN i zielony.

Klient pokiwał głową w milczeniu, po czym dokonał płatności.

– Potwierdzenie drukować?

– Nie!

Obecnie jedyne pocieszenie stanowiło dla mnie to, że praca na stacji benzynowej była tylko tymczasowa, póki nie skończę magisterki, a potem… Potem nie będę musiała wygłaszać tych cholernych formułek i witać ludzi idiotyczną nazwą, którą nowy szef wymyślił jakiś miesiąc temu. Nie trzeba chyba dodawać, że po to, aby przyciągnąć klientów, prawda? Lubiłam tę pracę i kontakt z ludźmi, ale odkąd nastał nam miłościwie panujący nowy szef i zaczął wprowadzać w życie swoje pomysły, zmuszałam się, żeby tam chodzić.

Przetarłam oczy, nie dbając o to, że mój makijaż sprzed dwunastu godzin, a raczej jego resztki, zostanie rozmazany. Byłam tak zmęczona, że dosłownie padałam na twarz. Niemal wszystkie czynności wykonywałam automatycznie i nie mogłam się doczekać, kiedy wybije osiemnasta. Wczoraj miałam nockę, ale zdążyłam tylko dojechać do domu i wziąć prysznic, gdy zadzwoniła koleżanka i poprosiła o zastępstwo, ponieważ dziecko jej się rozchorowało. Oczywiście się zgodziłam. Pod koniec zmiany stwierdziłam, że kolejna kawa prędzej wywoła u mnie stany lękowe, niż postawi mnie na nogi, więc wylałam niedopitą resztkę do zlewu. Marzyłam już tylko o tym, żeby przyłożyć głowę do poduszki i w końcu się wyspać, musiałam jednak odbębnić jeszcze trzy godziny.

– Patrz, jakie ciacho – wyszeptała Ulka, wskazując dyskretnie na kolesia, który stał tyłem do nas, przy lodówce z napojami.

– Facet jak facet – skwitowałam i zabrałam się do wykładania parówek na rolki podgrzewacza.

– Się tam znasz – obruszyła się Ulka. – Jak się obróci, to ci kolanka zmiękną – zapewniła.

– Zanim się obróci, to nam chyba wszystkie napoje w tej lodówce poukłada – odpowiedziałam, przyglądając się facetowi, który sprawdzał każdą butelkę. – Ty, Ulka, a może on jest z sanepidu?

– Nie, ci z sanepidu walą prosto na zaplecze.

– Też fakt – przyznałam.

– Może podejdź do niego i spytaj, czy mu w czymś pomóc – zaproponowała koleżanka.

– Czemu ja?

– Bo jesteś ładniejsza i masz piękny głos – wyjaśniła z uśmiechem.

– Proszę cię, Ulka. – Spojrzałam na nią z politowaniem, po czym odwróciłam się w stronę klientki. Zgodnie z nowymi zasadami grzecznie wypowiedziałam wyuczoną formułkę i nie zapomniałam zaproponować hot doga, kawki i batonika.

– Może mnie pani po prostu skasować? – usłyszałam. Już po tonie głosu wiedziałam, że za chwilę mi się oberwie.

– Oczywiście, przecież to właśnie robię – wytłumaczyłam.

– No chyba nie. Zanim człowiek zapłaci, musi odpowiedzieć na pięć pytań i podziękować za proponowane produkty. Co was opętało na tych stacjach? Chciałabym zwyczajnie zapłacić za paliwo, bo mi się spieszy, a pani mi się tu produkuje – zakończyła klientka podniesionym głosem.

Przełknęłam ślinę wraz z komentarzem. Czasem żałowałam, że stojąc tutaj, nie mogłam być sobą. Że musiałam się głupkowato uśmiechać i być do bólu uprzejma. Odkąd nowy właściciel przejął sieć stacji po swoim dziadku i wprowadził te cholerne zmiany, niczym już nie wyróżniamy się spośród innych stacji benzynowych. Wszyscy klepiemy wyuczone zdania jak pierwszoklasiści wierszyki na szkolnym przedstawieniu. Podziękowałam uprzejmie poirytowanej klientce i wróciłam do Ulki.

– To już nie jest śmieszne, Ula. Serio, mam dość klepania tego, co sobie ten nowy szefuńcio wymyślił. Kto będzie chciał zjeść hot doga, to go zamówi. Przecież te parówy z daleka widać. A ta karta na punkty to już szczyt głupoty. Profity z tego żadne. Czuję się jak małpka w cyrku. Jego cyrku – wylewałam frustrację, tymczasem Ulka patrzyła w jeden punkt nad moim ramieniem. – Swoją drogą, jestem ciekawa, jak zareagowałby nasz boss, gdyby znalazł się na naszym miejscu – burczałam. – Nie wierzę, że uśmiechałby się jak idiota, wysłuchując lawiny pretensji.

Ulka szturchnęła mnie nagle. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z ciachem, o którym zupełnie zapomniałam. Przystojniak trzymał w dłoniach dwa soki. W tej samej chwili w kieszeni Ulki zabrzęczał telefon. Wyjęła go, spojrzała na wyświetlacz, przeprosiła i wybiegła na zaplecze. Podeszłam do swojej kasy. Klient uniósł znacząco ciemne brwi i chyba czekał na oklaski, bo stał jak wmurowany.

– Zapraszam pana tutaj – powiedziałam.

W końcu ruszył się i podszedł do kasy. Postawił swoje soki na ladzie.

– Przepraszam, ale podsłyszałem, co pani mówiła odezwał się całkiem miłym głosem. – Tak między nami, to macie serio przechlapane. – Uśmiechnął się, prezentując białe jak śnieg zęby.

– Co zrobić – odpowiedziałam lakonicznie i sięgnęłam po butelkę, żeby zeskanować zakup.

– Proszę jeszcze nie kasować. – Położył dłoń na soku i zarazem moich palcach.

– Może ma pan ochotę na hot doga? – zaproponowałam.

– W sumie czemu nie – odpowiedział.

Kątem oka dostrzegłam stojącą obok drzwi Ulkę, która dawała mi jakieś dziwne znaki. Spojrzałam w jej stronę. Próbowała mi coś przekazać samym ruchem warg, ale z tej odległości nie zdołałam odczytać słów. Zignorowałam więc koleżankę i zabrałam się do przygotowania hot doga dla przystojniaka.

– Jak pani myśli, jak zareagowałby właściciel stacji, gdyby usłyszał, co pani przed chwilą mówiła?

– Pojęcia nie mam. Nie znam go, w życiu z nim nie rozmawiałam, ale pewnie nie doceniłby moich intencji.

– A jakie są pani intencje? – dopytywał, świdrując mnie swoimi niebieskimi oczami.

Ulka wciąż do mnie machała, co zdążyłam zauważyć, gdy sięgałam po serwetki. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale uznałam, że to nic szczególnie pilnego, bo przecież by podeszła.

– Żebyśmy przestali irytować klientów. Zapewne tankuje pan na różnych stacjach i zauważył pan, że wszyscy mówią to samo, proponują to samo, i wiem, że ludzi to po prostu denerwuje. Jaki sos pan sobie życzy?

– Proszę tylko keczup.

– Mam nawet wrażenie, że w ciągu tego miesiąca straciliśmy kilku stałych klientów.

– Ooo. – Przystojniak odebrał hot doga. – Szef nie będzie zadowolony, że obroty spadły.

– Trudno. Mógł nie małpować od innych, tylko zabłysnąć…

– Liw! – zawołała Ulka, przerywając mi w pół zdania. Nie mogłam do niej podejść, bo jeszcze nie nabiłam na kasę tych dwóch soków. Wzięłam więc jeden z nich do ręki.

– Proszę ich nie kasować. Jutro tracą termin przydatności do spożycia. – Adonis chwycił obie butelki i skierował się pewnym krokiem w stronę wejścia na zaplecze.

Popatrzyłam na niego mocno zdziwiona.

– Nie może pan tu wchodzić. – Ruszyłam wzdłuż lady i zastąpiłam mu drogę.

– Ależ oczywiście, że mogę. – Uśmiechnął się krzywo.

– Proszę natychmiast podejść do kasy i zapłacić za hot doga – zażądałam.

– Liwia, wpuść pana – odezwała się Ulka tuż za mną. To nasz szef.

Szef? Jak to, kuźwa, szef?

– Słyszy pani, co mówi koleżanka? – Przystojniak wgryzł się w hot doga, odsunął mnie łagodnie i wszedł na zaplecze.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Nigdy za ciebie nie wyjdę. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Nigdy za ciebie nie wyjdę
Magdalena Krauze2
Okładka książki - Nigdy za ciebie nie wyjdę

Liwia kończy studia na kierunku fizjoterapia i pracuje na jednej z wrocławskich stacji benzynowych. Dziewczyna mieszka z ukochaną babcią oraz ekscentryczną...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje