Liczyło się, że zdała. Fragment książki „Gdy nadeszło życie"

Data: 2019-07-11 22:56:53 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet
News - Liczyło się, że zdała. Fragment książki „Gdy nadeszło życie

Znajomi z liceum spotykają się na czterdziestych urodzinach Marceliny. Podczas imprezy jej przyjaciółka Magda trafia do szpitala. Koleżanki i partner starają się ją wesprzeć w trudnych chwilach, choć temperament kobiety znacznie utrudnia im działanie. Nieopatrznie zadane pytanie uruchamia lawinę wspomnień. Mimo upływu lat koszmary dręczą Magdę. Okrutny los zakpił z jej uczuć, planów i marzeń o przyszłości u boku ukochanego. Czy po dwudziestu latach zdoła się otrząsnąć i ucieszą ją zmiany? Ile kłamstw tkwi w każdym w nas?

Powieść Gdy nadeszło życie to druga części trylogii Anety Krasińskiej. O pierwszym tomie, Gdy opadły emocje, wydanym jakiś czas temu, rozmawialiśmy z samą autorką. Do lektury jej nowej książki zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Wcześniejszy fragment powieści Gdy nadeszło życie możecie przeczytać tutaj, a dziś w naszym serwisie przedstawiamy ciąg dalszy tej historii:

Na miano kierowcy rajdowego Magda na pewno nie zasługiwała i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wcale nie chodziło jej o to, że do egzaminu praktycznego na prawo jazdy podchodziła wiele razy. W tym przypadku trzeba było mieć ogromne szczęście albo trochę ślepego egzaminatora. Najlepiej i to, i to okraszone dużą dozą cierpliwości. Magda za to była uparta. Już na pierwszym egzaminie przyrzekła sobie, że jeśli tylko zaliczy część teoretyczną, to nie odpuści i zrobi wszystko, by uzyskać prawo jazdy.

Pierwszy egzamin teoretyczny zaliczyła bezbłędnie. W części praktycznej jazda na placu między durnymi pachołkami, które miała wrażenie, że same się przesuwają, okazała się ponad jej siły. Zresztą po co komu pokonywać łuk i to tyłem? Uścisnęła szorstką dłoń egzaminatora i wróciła do domu.

Dwa dni nie wychodziła z samochodu, zgłębiając tajniki placu manewrowego. Tydzień później drugi raz podeszła do egzaminu. Tym razem jazda po łuku przodem i tyłem nie sprawiała jej trudności. Żółty fiat 126p bez problemu pokonał tę przeszkodę, ale kiedy podjechał pod górkę i ostro zatrzymał się, nastąpiła lawina niewyjaśnionych zdarzeń. Nagle Magda nie była w stanie wrzucić na luz. Skrzynia biegów jakby się zablokowała. Kobieta próbowała raz i drugi, wciskając w podłogę sprzęgło, ale mechanizm stawiał opór. Usiłowała wytłumaczyć to egzaminatorowi, lecz ten tylko machnął ręką, kazał jej wysiąść i umówić się na kolejną poprawkę.

Tym razem była wściekła. Chciała wyjaśnić facetowi, że to wina sprzętu, ale ten jedynie odwrócił się na pięcie i odszedł. Wróciła do okienka kasy z przeświadczeniem, że to ostatni raz, kiedy tutaj staje. Dwa tygodnie później musiała zmienić poglądy i zapłacić za czwarte podejście, choć poniekąd mogła być z siebie dumna, bo zdołała zaliczyć wszystkie manewry na placu i prawie udało jej się wyjechać na ulicę. Kiedy z małego fiata przesiadła się do uno, chwilę jej zajęło, zanim namierzyła, gdzie na tablicy rozdzielczej znajdują się poszczególne przyciski. Tak bardzo ją to zaabsorbowało, że uruchomiła silnik i ruszyła, zanim jeszcze zapięła pasy bezpieczeństwa i ustawiła lusterka. Nic dziwnego, że egzaminator kazał jej się zatrzymać i wysiąść przed szlabanem przy bramie wyjazdowej. Kolejne trzy egzaminy nie powiodły się z tej prostej przyczyny, że inni użytkownicy dróg nie zjeżdżali na bok, widząc, że zbliża się samochód z kursantem, który pocił się na samą myśl o tym, że ma wyprzedzić lub wyminąć innego uczestnika ruchu drogowego.

Pamiętny ósmy raz przeczył zasadom logiki. W październiku dni stawały się coraz krótsze. Ciągle padał deszcz, wszędzie tworzyły się kałuże i widoczność była mizerna. Egzaminator wyglądał na zmęczonego po całym dniu zmagań. Magda zniechęcona wcześniejszymi niepowodzeniami znalazła się tam tylko dlatego, że rano przypomniała jej o tym matka. Właściwie dziewczyna wolałaby jej później powiedzieć, że najzwyczajniej w świecie zapomniała o wyznaczonym terminie. Ale nie.

Dochodziła już siedemnasta, a ona jako ostatnia sterczała na placu manewrowym, czekając na powrót egzaminatora z jej poprzednikiem. Mogła wejść do budynku, ale chciała mieć już za sobą ten dzień. Marzyła o kubku gorącej herbaty z miodem, bo czuła, że zaczyna jej brakować energii.

Wreszcie pocieszny grubasek niemrawo zaparkował tuż przed nią i szczerząc zęby w szczerym uśmiechu, wysiadł z auta. Pokazał Magdzie uniesione kciuki.

– To w drogę – powiedziała do siebie i wsiadła do samochodu. – Dzień dobry – przywitała egzaminatora i nie czekając na odpowiedź, przystąpiła do wykonania doskonale wytrenowanych czynności.

Gdy już ustawiła fotel i lusterka, upewniła się, że zapięła pasy.

– Pani Magdo – odezwał się starszy mężczyzna, spoglądając w dokumentację, w której zapewne miał opisy poprzednich porażek – wyjeżdżamy z placu i kierujemy się na trasę prowadzącą do Warszawy.

– Słucham? – zaniepokoiła się.

Magda wiedziała, że niektórzy nie patyczkują się i nie prowadzą egzaminowanych za rączkę. Mówią, gdzie należy dojechać, i na tym koniec. Dalej każdy już radzi sobie tak, jak potrafi.

Dziewczyna powoli ruszyła, kierując się w stronę bramy wyjazdowej. Na szczęście pamiętała, która trasa prowadzi na wylotówkę do Warszawy. Przez cały czas wyglądała drogowskazów, by się upewnić, że nie zabłądziła. Jazda po Skierniewicach nie należała do najtrudniejszych za dnia, ale gdy się ściemniało, trudno było dostrzec nazwy ulic czy znaki drogowe. Zanim więc dotarła na obrzeża miasta, była zlana potem. Ręce ślizgały się jej na kierownicy i najchętniej zamiast ogrzewania, które egzaminator wciąż podkręcał, nastawiłaby chłodzenie.

Wreszcie dotarli, ale mężczyzna wciąż milczał, uważnie obserwując ulicę.

– Gdzie mam skręcić? – spytała Magda, delikatnie zwalniając.

– Proszę jechać dalej – nakazał niewzruszony.

Kiwnęła głową i nacisnęła pedał gazu. Samochód mknął, a ona zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie trwał egzamin. Pół godziny później, wjeżdżając do Warszawy, wiedziała, że czeka ją jeszcze długa trasa. W stolicy jednak nastąpił przełom w relacjach panujących w aucie i milczący egzaminator nagle odzyskał głos, co rusz informując ją, gdzie jechać, a nawet który powinna zająć pas na jezdni. Teraz droga mijała o wiele szybciej. W pewnej chwili mężczyzna kazał jej zaparkować. Wjechała na parking i zatrzymała się we wskazanym przez niego miejscu.

– Proszę wyłączyć silnik – polecił, wysiadając z samochodu. – Zaraz wracam.

Magda rozejrzała się. Wokół stało kilkanaście aut, a z boku na wysokim budynku, do którego zmierzał jej egzaminator, dostrzegła neon z nazwą banku. Postanowiła wysiąść i odetchnąć. Wyjęła chusteczkę i wytarła spocone dłonie. Czuła, że dosłownie płonie. Najważniejsze jednak, że przez całą drogę ani razu nie usłyszała, że popełniła jakiś błąd. W jej głowie zaczynała kiełkować nadzieja. Nie zdążyła jednak rozwinąć tej myśli, gdy podszedł do niej mężczyzna w mundurze i przedstawił się jako funkcjonariusz policji.

– Co pani tutaj robi? – spytał.

– Czekam na egzaminatora – odparła zgodnie z prawdą.

Spojrzał na samochód, przy którym stała, i natychmiast pojął, co miała na myśli.

– W takim razie zaczekamy wspólnie – stwierdził, wyjmując papierosa i częstując ją drugim.

Nie musiał jej szczególnie namawiać. Potrzebowała czegoś, czym choć na chwilę mogłaby zająć ręce i myśli. Zaciągnęła się. Pamiętała, jak to było, gdy popalała, chodząc do liceum. Dawne czasy, ale umiejętność została. Teraz papieros zupełnie nie pasował do jej stylu życia. Dzisiaj jednak wszystkie chwyty były dozwolone.

– Mały stres? – dopytywał.

– Raczej potworne stresisko – wyjaśniła, wypuszczając chmurę dymu, która jeszcze przez chwilę unosiła się nad jej głową.

Mężczyzna ze zrozumieniem pokiwał głową.

– Które podejście?

– A nie będzie się pan śmiał?

– Sam przechodziłem przez to piekło kilka razy, więc jestem bardzo wyrozumiały – powiedział, uśmiechając się do niej.

– To już ósmy raz – stwierdziła i nie patrząc na niego, znowu się zaciągnęła.

– Tragedii nie ma – odparł mężczyzna. – Mam kolegów, którzy dobili do dziesięciu, ale się nie poddali.

– Też miałam takie postanowienie, ale z każdym oblanym egzaminem tracę chęć, by w ogóle podchodzić do kolejnego.

– Gdybym miał tyle lat co pani, to nie rezygnowałbym tak łatwo – wyjaśnił.

Magda nerwowo postukiwała butem o wystający krawężnik, a kiedy wypaliła papierosa, podeszła do kosza, by wyrzucić niedopałek. Policjant nieco się przesunął za samochód. Podeszła do niego.

– A zaparkowała pani w tym miejscu, bo… – zapytał, wskazując na niebieski znak, na którym widniał wózek inwalidzki.

– Bo? – Zastanawiała się, usilnie próbując sobie przypomnieć, dlaczego akurat w tym miejscu zatrzymała auto, skoro tuż przed nim usytuowany był znak informujący, że to miejsce dla niepełnosprawnych. – O, Boże… – zaczęła błagalnym tonem. – Nie zauważyłam! Było ciemno. Podjechałam, bo on mi kazał tutaj stanąć. Już odjeżdżam – palnęła, odruchowo szukając kluczyków.

Zajrzała do kieszeni w kurtce i w spodniach, ale nie znalazła ich. Później wsiadła do samochodu i zaczęła szukać pod siedzeniami. Nigdzie ich nie było.

– Pewnie egzaminator zabrał ze sobą – stwierdził policjant, wzruszając ramionami.

Dopiero teraz przypomniała sobie moment, gdy zatrzymali się, a on rzeczywiście wyciągnął kluczyki ze stacyjki i schował je do kieszeni.

– Czyli zaliczyłam podwójną wtopę – stwierdziła.

Mężczyzna przez chwilę w milczeniu obserwował, jak Magda miota się w tę i z powrotem, uderzając się otwartą dłonią w czoło,

– Idiotka, kretynka, wariatka – mówiła do siebie, nie dostrzegając jego obecności.

– Daj spokój, dziewczyno, to twój egzaminator ma problem, nie ty – wyjaśnił funkcjonariusz, wyjmując bloczek mandatowy.

Chwilę później w drzwiach ukazał się rzeczony mężczyzna i z uśmiechem na twarzy skierował się w stronę zaparkowanego auta. Z każdym krokiem robił się coraz bardziej posępny. Magda nie widziała, czy sprawiła to świadomość, że czeka na niego z policjantem, czy dopiero teraz dostrzeżony przez niego znak. Egzaminator ruchem głowy nakazał jej, by wsiadła do auta, a sam dzielnie stanął twarzą w twarz ze stróżem prawa.

Magda kątem oka spoglądała na to, co się działo za oknem. Nie była w stanie wyłowić żadnego słowa. Cieszyła się, że nie musi brać udziału w tej niewątpliwie mało przyjemnej rozmowie.

Niespodziewanie drzwi od jej strony się otworzyły.

– Pani Magdo, proszę wysiąść – poprosił egzaminator. Jego twarz była blada nawet w świetle nielicznych latarni. – Miło mi panią poinformować, że właśnie zdała pani egzamin na prawo jazdy.

– Gratuluję – dodał policjant, wyciągając do niej dłoń.

Magda w osłupieniu przysłuchiwała się tym słowom. To nie mogła być prawda! Przecież dopiero co nabroiła. Była przekonana o swojej winie. Zastanawiała się, co tu jest grane. Wtedy dostrzegła dłoń wyciągniętą przez egzaminatora, która zniknęła w uścisku policjanta, jakby przypieczętowując porozumienie.

Chłód wieczoru orzeźwił jej umysł. Nie musiała znać szczegółów. Liczyło się, że zdała.

W naszym serwisie możecie przeczytać kolejny fragment książki A powieść Gdy nadeszło życie kupicie już w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gdy nadeszło życie
Aneta Krasińska1
Okładka książki - Gdy nadeszło życie

Znajomi z liceum spotykają się na czterdziestych urodzinach Marceliny. Podczas imprezy jej przyjaciółka Magda trafia do szpitala. Koleżanki i partner...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje